Rozdział 35: Chuck

2K 316 5
                                    

Tydzień zaczął się rewelacyjnie. Wypad do Los Angeles zaowocował nie tylko zawodowo. Przede wszystkim czułem się znakomicie. Moja znajomość z Olivią rozwijała się w spokojnym tempie, na czym obojgu nam zależało. Oboje mieliśmy już jakiś bagaż doświadczeń i każde z nas bało się zawodu.

Wróciłem z pracy dość późno. Przed moim odejściem należało uporządkować wiele spraw. Jeszcze nie mówiłem o niczym Olivii, ale zamierzałem zabrać ją ze sobą.

Odczułem zmęczenie dzisiejszym dniem, w związku z czym pierwsze o czym pomyślałem po powrocie do domu, to odprężający prysznic. Druga myśl napatoczyła się natrętnie i nie chciała odpuścić: mianowicie popołudniowy telefon od mojego kuzyna...Niby wszystko rozumiał, ale zachowywał się dziwnie. Spytałem, czy u niego w porządku. Potwierdził, że tak. Potem w głosie usłyszałem śmiech, więc może tylko mi się wydawało. A jeśli nie? Sammy mówiła, że Julia ma problemy ze zdrowiem. Julia...Gdy wymawiałem to imię, choćby w myślach, nadal przyspieszało mi serce. Wciąż było w nim miejsce dla niej, a przecież tak bardzo pragnąłem oddać je w całości Olivii. Ale na tej drugiej bardzo mi zależało. Byłem pewien, że to, co czuję może przerodzić się w miłość.

Zarzuciłem na wilgotne ciało miękki szlafrok i wyszedłem z łazienki, udając się w stronę aneksu kuchennego. Napełniałem szklankę wodą, kiedy dźwięk komórki zasygnalizował połączenie. Spojrzałem w wyświetlacz. Zamrugałem kilkukrotnie, bo nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. To była ona. Julia wreszcie do mnie zadzwoniła.

- Halo – odebrałem lekko ochrypłym głosem. Zaschło mi w gardle, choć przed minutą upiłem łyk wody.

- Cześć Chuck – odezwał się dziewczęcy głos i zrobiło mi się tak miło, że kąciki ust poszybowały w górę.

- Julia...Boże...Co u ciebie? Jak się czujesz? Mów.

Nastąpiła krótka cisza, a po nim westchnięcie.

- Dobrze...dobrze. Wiesz...staram się wziąć w garść. Rozmawiałam z Sammy. Mówiła, że poznałeś cudowną dziewczynę. Cieszę się, Chuck. Bardzo.

- Mów, co z twoim zdrowiem. Martwię się – stwierdziłem. Nic innego mnie teraz nie interesowało. Na pierwszym planie była ona.

- Nic mi nie jest – jej głos zmiękł, jak gdyby próbowała przekonać mnie, że faktycznie jest tak, jak mówi. - Podają mi kroplówki i jest dobrze...

- Jest dobrze? - kręciłem głową. - Julia...Nawet nie wiesz, jak bardzo bym tego chciał. Żeby tak było. Gdybym mógł cofnąć czas. To moja wina...Wybaczysz mi kiedyś?

- Chuck...- posmutniała. Chyba hamowała łzy. - Nie jesteś niczemu winien, rozumiesz?! Ja nigdy cię nie obwiniałam...

To nic nie zmieniało. I tak nie mogłem sobie tego wybaczyć.

- Wiem, że nie, ale...

- Przestań – weszła mi w słowo. - Czas iść do przodu. Życie toczy się dalej. Ja...chcę ruszyć do przodu...Bo mam już dosyć, Chuck.

Zaskoczyła mnie. Bardzo. Była silniejsza niż przypuszczałem.

- Gdzie jesteś? W Europie, tak?

- Nie. Przyleciałam do Nowego Jorku.

- Jak to? Kiedy? Musimy się spotkać...

- Posłuchaj...chodzi o to, że nikt nie wie, że tu jestem. Mógłbyś...nikomu nie mówić?

- Anthony...nie wie?

Przełknęła ślinę.

- Nie.

- Masz moje słowo. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. Do końca życia, pamiętasz?

- Do końca życia...

- Musimy się spotkać.

- Bardzo bym chciała, ale...

- Ale co?! Nie biorę pod uwagę odmowy. Muszę cię zobaczyć.

- Wszystko się tak skomplikowało, Chuck...A ty układasz sobie życie i nie chcę...

Znowu jej przerwałem:

- Nie myśl o mnie. Widzimy się i tyle. Nie ma tematu.

- OK. Muszę poukładać sobie kilka spraw i na dniach się odezwę.

- Gdzie się zatrzymałaś? - zapytałem, bo było dla mnie oczywiste, że rezydencja w West Village i jej apartament na Upper East Side nie wchodzą w grę.

- W hotelu, mało znanym, na przedmieściach.

- Julia – rzuciłem na zakończenie. - Gdybyś czegoś potrzebowała, czegokolwiek, dzwoń proszę.

- Dziękuję, Chuck.

Byłem poruszony, zdziwiony i...podekscytowany. Wyciszyłem telefon, chwyciłem za książkę i położyłem się do łóżka. Ale nie potrafiłem się na niczym skupić. Nie było mowy o czytaniu.

********

Chwila...chwila. Anthony nie wiedział, że Julia jest w Nowym Jorku i o dziwo o nią nie pytał...Działo się tam coś niepokojącego. Czyżby Julia od niego...uciekła?

Nie zmrużyłem oka. Kiedy rano sięgnąłem po telefon, zasypały mnie wiadomości od Olivii. Przetarłem oczy i odpisałem. Nie rozpisywałem się, bo za moment mieliśmy zobaczyć się w pracy.

Wydawała się zaniepokojona.

- Dlaczego nie odpisywałeś? - spytała chłodno.

- Przepraszam, pisałem ci, że wyciszyłem telefon.

- Wyciszyłeś telefon? Dziwne...

- Co w tym dziwnego?

Wzruszyła ramionami.

- Wcześniej tak nie robiłeś...

- Julia...Yyy...Olivia – błyskawicznie się poprawiłem. - Przepraszam. Rozmawiałem z żoną mojego kuzyna...Co do tego, co powiedziałaś...To zdarza mi się wyciszać telefon...

- Hm...Jesteś jakiś inny.

Podszedłem do niej, uśmiechnąłem się i pocałowałem ją w czoło.

- Zauważyłaś, co się dzieje w fundacji...Nie chcę zostawić po sobie bałaganu, musi być idealnie. Cieszę się, że wreszcie będę realizował własne cele, ale rodzina musi wiedzieć, że może na mnie polegać.

- Rodzina jest najważniejsza – skinęła z aprobatą.

- Właśnie...

- Zobaczymy się wieczorem? Chciałabym z tobą porozmawiać...

- Mam ważne spotkanie, ale postaram się załatwić to jak najszybciej i zobaczymy.

- OK...- rzuciła posępnie. - Prawie zapomniałam...Dzwonił Vanderbilt. Wspominał coś o tym dzisiejszym spotkaniu. Prosił, żebyś oddzwonił.

- Dziękuję. Jesteś niezastąpiona – musnąłem ją delikatnie w usta i podążyłem w kierunku sali konferencyjnej.


You Only Live OnceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz