Tej nocy nie potrafiłam zmrużyć oka. Byłam ciekawa, czy Mateo faktycznie załatwi dla mnie tę sprawę. Za wiele poświęciłam, by wszystko zaprzepaścić. Około godziny 6 czasu na Ziemi, ubrałam się w swój kombinezon i powędrowałam do głównego holu, by zaczekać na mojego kuriera. Oparta o ścianę i ciągle spoglądająca na zegar, spędziłam tak ze cztery godziny. Nie czułam żadnego zmęczenia, tak bardzo obawiałam się, że coś pójdzie nie tak.
D-Łap! -Głos wyrwał mnie z transu i ledwo udało mi się pochwycić puszkę napoju lecącą prosto na mnie.
-Więc tak się witasz z samego rana? Próbą morderstwa?
D-Tyle przeszłaś i uważasz, że puszka Sprite'a by cię pokonała? Cienko z tobą. -Usiadł na ziemi podpierając ścianę, jednocześnie otwierając puszkę z charakterystycznym pstryknięciem. Wziął łyka i zaczął się nią bawić. Postanowiłam również ugasić pragnienie, bo nie pamiętałam kiedy ostatnio miałam coś w ustach.
-Co tak wcześnie robisz na nogach?
D-Mógłbym zapytać cię o to samo. -Popatrzyłam na niego kątem oka, ale się nie odezwałam. Zapanowała chwilowa cisza poprzedzająca jego ciężkie westchnięcie. -Trenowałem. Zawsze zaczynam przed innymi. Pozwala mi się to wyżyć i nie myśleć o pierdołach.
-Czy ja na pewno z tobą rozmawiam? -Zapytałam zdumiona, on zaś posłał mi gniewne spojrzenie i oparł głowę o ścianę zamykając oczy. Wiedziałam, że szykuje się do dłuższego monologu.
D-Zanim przybyłem do Akademii, pomagałem ojcu. Pracuje w stacji kosmicznej połączonej z bazą wojskową. -Szeroko otworzyłam oczy dalej wsłuchując się w jego słowa. -Zajmuje się głownie naprawą statków i innych podobnych rzeczy. Ponad dwa lata temu, dostał polecenie wylotu do naszej orbitalnej bazy kosmicznej. Wszystko było już przygotowane, lot nie miał trwać długo. W ostatniej chwili jego partner się pochorował i tata zaproponował, że weźmie mnie, gdyż niejednokrotnie pomagałem mu przy naprawach. Byłem bardzo podekscytowany, że mogę brać udział w czymś, o czym praktycznie mało ludzi nawet śniło. Widok po przylocie zapierał dech w piersiach. Był niczym obraz z gry VR. Byłem cholernym szczęściarzem, do czasu... gdy nadeszła wojna w Ameryce. -Łzy płynęły mimowolnie, a puszkę z niedopitym napojem, trzymałam ledwo co, w trzęsącej się dłoni. -Świat naglę ogarnął chaos, w którym między innymi znajdował się mój brat. W tamtych czasie odbywał staż na pilota. Zawsze się śmialiśmy, że jest niepokonany w przestworzach i miał rację, jednak nie zdążył wystartować z pierwszym oddziałem. Jeden pocisk wystarczył, by wybić całą jednostkę z nim na czele. Kiedy na Ziemi otworzyły się wrota piekieł, ja mogłem tylko obserwować obraz z satelity, bo byłem tyle tysięcy km od domu. Gdybym nie chciał zgrywać pieprzonego szczęściarza, mógłbym...
-Też byś zginął... -Nie patrzyliśmy na siebie w ogóle podczas całej rozmowy. Czułam tylko jak drży mi głos, gdy jego był niewzruszony.
D-Przynajmniej nie był by samotny. Straciłem go, bo cholerne blaszaki przybyły szukać swojego pupilka, ale ty pewnie dobrze o tym wiesz? -Tu podniósł się i spojrzał na mnie oczami pełnymi bólu, złości i łez. -Spuściłam wzrok cała się trzęsąc. Wiedziałam, że nigdy nie ucieknę od przeszłości, że będzie mnie ona za każdym razem doganiała, nie ważne gdzie się będę znajdować. Tkwiłam tak parę minut, czekając aż na mnie nawrzeszczy, wyładuje gniew, ale on tylko położył mi rękę na ramieniu i stanął obok przy ścianie.
-Ja... -Nie wiedziałam co mu powiedzieć. Zwykłe przepraszam brzmiałoby horrendalnie, a nic innego nie przychodziło mi do głowy.
D-Nie mam do ciebie pretensji, tylko do siebie. Dlatego gdy usłyszałem o kolonii, która ma przybyć z Ziemi na Cybertron... uciekłem z domu. Obiecałem sobie, że stanę się silniejszy i gdy przyjdzie czas, pomszczę mojego brata, bo wiem, że dla mnie zrobiłby to samo. -Próbowałam się lekko uśmiechnąć, ale poczucie winy nie dawało mi tej możliwości.
-Tak wielu ludzi... będę nosiła to brzemię do końca życia. -Uderzyłam pięścią o ścianę.
D-Nie wątpię, ale podziwiam cię. Mimo tego, że świat jest przeciw tobie, ty dalej przesz do przodu. Ogarnij się trochę, bo niedługo tabun kadetów zacznie zapełniać to miejsce. -Powiedział to, czochrając mnie po głowie i machając na od chodne nawet nie obracając się za siebie. -Dawno nie byłam taka skołowana "Duncan... " Dotknęłam głowy, nie dowierzając co się przed chwilą wydarzyło, jednak ten jeden mały gest z jego strony, dał mi poczucie ulgi, której tak potrzebowałam.
Tymczasem...
Mateo wraz ze swoim oddziałem patrolował ulice Iaconu. Wiedział, że nie miał za dużo czasu na wykonanie zadania, poza tym, obecność jego kolegów nie ułatwiała mu tego. Szczęście, że jako lider swojej grupy, miał więcej do gadania od pozostałych.
NN-To gdzie teraz?
Mt-W północnej części na razie jest spokój, dlatego pochodzimy po lokalach, by skontrolować sytuacje. -Reszta popatrzyła na niego zdziwiona.
NN-Od kiedy to należy do naszych obowiązków? -Mateo wiedział, że musi być twardy, by prowadzić grupę.
Mt-Od teraz, coś ci nie pasuję kadecie? -Powiedział dosadnie, mierząc wzorkiem młodszego kolegę.
NN-Nie szefie.
Mt-Tak myślałem. Ja udam się na zachód, reszta południe i wschód. Widzimy się tu za godzinę. W razie problemów, jesteśmy na łączu. Odmaszerować! -Pokiwali głowami i ruszyli w wyznaczonych kierunkach. Kiedy mój przyjaciel wiedział, że nie jest już obserwowany, wyciągnął kartkę z adresem, pod który miał się udać. Droga na szczęście nie zajęła mu wiele czasu i po niespełna 15 minutach, stał przed szyldem małej szkółki walki. Zapukał trzy razy, jak było przekazane na odwrocie kartki. Nie minęła chwila, a w drzwiach stanęła szczupła brunetka z włosami do ramion i fioletowymi pasemkami. Wyróżniał ją również dość mocny makijaż oraz kimono przewiązane czarnym pasem.
Rn-Czyżby nowy worek treningowy? -Tu lekko zdziwiony pokazał odznakę.
Mt-A wyglądam ci na takowy? -Lekko się zaśmiała i zmierzyła go wzorkiem.
Rn-Miała rację, przystojniak z ciebie. Przyniosłeś co trzeba? -Wręczył jej teczkę z dokumentami.
Mt-Ile to potrwa? -Zapytał chłodno. Nie przypadła mu do gustu swoim charakterem.
Rn-W gorącej wodzie kąpany haha. Kilka minut. Wchodzisz, czy czekasz na zewnątrz? -Oparł się o słup na przeciwko budynku, czekając z założonymi rękami. Ona zaś, tylko lekko zachichotała i zniknęła wewnątrz dojo. Kiedy Mateo spoglądał w niebo, zastanawiał się co takiego było w tej teczce oraz... "Przystojny?" Zaśmiał się pod nosem, akurat gdy dziewczyna wróciła z tym co trzeba.
Mt-Gotowe?
Rn-Widzę ktoś tu ma dobry humor. -Lekko zmieszany pochwycił teczkę.
Mt-Dzięki. Chyba nie muszę...
Rn-Nie jestem taka głupia jak myślisz. Pozdrów ją.
Czułam jak nogi zaczynają mi drętwieć. Nie zostało wiele czasu do spotkania z Crossem, co jeszcze bardziej potęgowało mój niepokój. Nie macie pojęcia jak się wystraszyłam i ucieszyłam za razem, gdy ktoś złapał mnie znienacka za ramię.
-Boże dzięki ci! -Przytuliłam go z całych sił. Czułam jak napiął mięśnie, lecz po chwili je rozluźnił i wręczył mi mój "bilet" do upragnionej wolności.
Mt-Nie ma za co.
-Mam nadzieję, ze nie miałeś po drodze żadnych problemów.
Mt-Nie, tylko dziwnych znajomych sobie dobierasz.
-Haha wiesz, swego czasu nie pałałyśmy do siebie sympatią. Długa historia.
C-O tutaj jesteś. Ileż można na ciebie czekać. -Powiedział Crosshairs z nietęgą miną.
-Przepraszam, zagadałam się.
C-Masz te papiery?
-Tak, czy jest wszystko jak należy? -Mateo uważnie przysłuchiwał się naszej rozmowie.
C-Niech no zerknę... Tak, wszystko się zgadza. Witamy w Patrolu. -Powiedział z uśmiechem, a mnie oczy aż się zaświeciły. Za to Mateo miał wymalowany na twarzy strach i niedowierzanie.D-Duncan
C-Crosshairs
Mt-Mateo
Rn-Raina
Heeeeejka! Witam was w kolejnym rozdziale :D Jak wam się podobał? Spodziewaliście się takiego obrotu spraw? Dajcie koniecznie znać, czy tęskniliście za naszą "rywalką", oraz czego spodziewacie się po przystąpieniu Zosi do Patrolu? Czekam na wasze komentarze i trzymajcie się cieplutko! Nie zapomnijcie również o:
-komentowaniu
-obserwowaniu
-głosowaniu
CZYTASZ
Wybrana II: Nasz dom
RomancePrzed wami druga część "Wybranej", w której to nasi bohaterowie będą musieli na nowo skolonizować Cybertron. Budowa metropolii, nowe urzędy czy przywracanie dawnej świetności planety, to tylko kropla w morzu przy tym, co będzie ich czekać. Muszą zaw...