Toksyczna znajomość

75 12 18
                                    

       Siedziałam na łóżku szczelnie okryta kołdrą. Na zewnątrz dalej panował mrok oświetlany zaledwie kilkoma latarniami na torze. Byłam wyrzuta z emocji. Płacz, który towarzyszył mi od kilku godzin sprawił, że ledwie patrzyłam na oczy. Miałam gdzieś rozmazany makijaż, czy pokaleczone ręce i nogi. W tamtej chwili chciałam jak najszybciej wrócić na Cybertron, tam gdzie mnie torturowali i zmuszali do przyznania się do zbrodni na skale światową. Wolałam wróci do mojego małego pokoiki w akademii, niż do nowo wyremontowanego mieszkania, z którym łączyło mnie tyle wspaniałych chwil z mamą. Miałam ogromny mętlik w głowie. Nie umiałam pojąć jakim cudem właśnie ta jedna osoba, która przysporzyła mi tyle cierpienia, znów stanęła ze mną twarzą w twarz i to na drugim końcu świata. Jednej rzeczy w tamtej chwili byłam pewna. Musiałam w końcu się komuś zwierzyć, bo ciężar tych tajemnic ciążył mi już zbyt długo. Miałam dość krycia się za maską silnej kobiety, która myślała, że sama doskonale da sobie radę w tym okrutnym świecie.
B-Przyniosłem ci wody. Mogę usiąść? -Spytał podając mi szklankę. Nie umiałam zrozumieć dlaczego w ogóle się nad tym zastawiał, jednak po chwili dotarło do mnie, że nie chciał wzbudzać we mnie niepotrzebnej paniki, którą serowałam mu już od jakiegoś czasu.
-Oczywiście, dziękuje. -Wzięłam od niego napój drżącymi rękami i lekko zwilżyłam popękane usta dając im trochę ukojenia po ciągłym ich przygryzaniu.
B-Reszta czeka na zewnątrz. Chcieliby cię zobaczyć.
-Doceniam, ale...
B-Rozumiem i oni na pewno też. -Wstał do drzwi, zza których słychać było tylko niezrozumiałe szepty. Kiedy wrócił, uważnie śledził każdy mój najmniejszy ruch. Jakby bał się, że w każdej chwili znowu może mi odwalić. Czułam bijącą od niego troskę i chęć zaopiekowania się mną, jednak nie wiedział jak ma to zrobić, bym nie czuła się niekomfortowo.
-Bee... -Chciałam zacząć, ale gula w gardle stanowczo mi to utrudniała.
B-Nie musisz jeśli nie chcesz. Nie zmuszaj się, jeśli ma to pogorszyć sytuacje. -Był tak samo przerażony jak ja. Nie wiedział co dla niego przygotowałam, tak samo jak ja bałam się jego odbioru całej tej historii.
-Ale ja muszę... chcę z tobą wreszcie o tym porozmawiać. Tylko obiecaj mi jedną rzecz.
B-Tylko jedną? -Spytał z lekkim uśmieszkiem zakładając mi za ucho jeden z moich śnieżnych kosmyków. Próbował w nienachalny sposób rozluźnić atmosferę, za co byłam mu bardzo wdzięczna.
-Na początek... Obiecaj, że nie będziesz się obwiniał za to co za chwilę ci powiem. -Spojrzał na mnie lekko przygaszonym wzrokiem. Wiedziałam, że jeśli nawet mi to obieca, emocji nie da się tak łatwo stłumić.
B-Ehh... powiedzmy, że się postaram. -Usiadł podwijając pod siebie jedną nogę, jednocześnie śledząc mój każdy ruch. Ze zdenerwowania zaczęłam trzeć o siebie ręce nie wiedząc jak zacząć.
-Dobrze... W takim razie, może na początek... powiem jak się poznaliśmy. Pamiętam, że był to deszczowy poranek. Po tym.. jak napisałam do ciebie kolejną wiadomość z rzędu bez odpowiedzi zwrotnej, wyszłam z domu sfrustrowana. Wszystko w moim życiu zaczęło się po raz kolejny walić na głowę. Mowa tu oczywiście głównie o mamie..., ale wracając. Byłam tak pochłonięta myślami, że nie wiedziałam jak i kiedy dotarłam na obrzeża miasta, gdzie prowadziła jedna asfaltowa droga, którą otaczały liczne pola i łąki. Jechał tamtędy tylko jeden samochód, który jak na złość wjechał w kałuże sprawiając, że przemokłam do suchej nitki. To uświadomiło mnie tylko jak bardzo byłam w błędzie twierdząc, że jestem samowystarczalna. -Zrobiłam głęboki wdech czując jak z każdym kolejnym słowem drapie mnie w gardle jakbym połykała niezliczoną ilość żyletek.
-Ku mojemu zdziwieniu, kierowca zatrzymał się, po chwili wrzucając wsteczny. Otworzył szybę i spytał zaskoczony.
Kv-"Wszystko w porządku? Jesteś sama w taką pogodę? "-Nie wiedzieć czemu, po krótkiej wymianie zdań, odwiózł mnie do domu przepraszając jednocześnie za wcześniejszy incydent. Od tamtej pory zaczęliśmy ze sobą utrzymywać coraz częstszy kontakt. Rozmowy przez telefon, wymiana wiadomości i w końcu regularne spotkania. Z czasem stał się dla mnie bardzo bliski. Pamiętam jak nie raz zabierał mnie na wyścigi, była to od dziecka jego pasja. Najbardziej udowodnił mi swoje oddanie gdy wygrane w rajdach oddawał mi bym mogła opłacać leczenie mamy.
B-Czy wy byliście... -Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.
-No wiesz ty co?!! Był dla mnie jak brat. To, że wróciłam na Ziemie, nie oznacz, że szukałam pocieszenia w każdym napotkanym na mieście facecie! -Lekko się zbulwersowałam. "Jedyna rzecz jaka przyszła mu do głowy, to czy był moim chłopakiem, na prawdę!?"
B-Nie chciałem, wybacz. -Ponownie nabrałam powietrza do płuc i kontynuowałam. -Zawsze kiedy udało mu się zakwalifikować do kolejnych etapów, był taki szczęśliwy. Przy nim czułam się normalna, dawał mi radość za każdym razem, gdy spadałam w otchłań rozpaczy. Będąc obok niego, poczułam, że na nowo mogę żyć i cieszyć się każdą chwilą... Często nazywał mnie księżniczką, gdyż można było uznać, że uratował mnie niczym książę na białym koniu, uratował od chęci odebrania sobie życia. -Zdawałam sobie sprawę, że moje słowa mogły zranić Bee, jednak postanowiłam powiedzieć mu prawdę. W tamtym czasie na prawdę czułam się szczęśliwa u boku Kevina i nie zamierzałam udawać, że było inaczej.
B-Kiedy więc pękła ta bańka szczęścia? -Dało wyczuć się lekki przekąs w jego głosie i wiedziałam, iż moja historia go zabolała.
-Zaczęło się... kiedy wrócił z Kanady po tamtejszym rajdzie siedmiodniowym. Okazało się, że nie zajął dość wysokiego miejsca, by zakwalifikować się do ćwierćfinału. Był nie do poznania. Praktycznie nic nie jadł, za to polubił się z wysokimi procentami. Starałam się go wspierać w każdej chwili, nie zależnie czy dobrej czy złej. Chciałam mu się odwdzięczyć za okazaną mi troskę. Z czasem zaczął być agresywny, a jego koledzy po fachu mieli na niego coraz to gorszy wpływ. Pewnego razu przyszłam do niego, gdyż nie odbierał ode mnie telefonów. Kiedy otworzył drzwi nie był pod wpływem alkoholu, jednak coś było nie tak. Żałuję, że nie mogę cofnąć się w czasie... wtedy na pewno nie przekroczyłabym progu jego mieszkania. -W tej chwili głos zaczął mi się totalnie załamywać i wróciły nerwowe odruchy pocierania dłońmi o skórę. Bee widząc to, złapał mnie za ręce.
B-Chcesz przerwy? -Pokiwałam nerwowo pozwalając, by łzy płynęły swobodnie po policzkach.
-Nie... chcę mieć to już za sobą.
B-Więc patrz mi cały czas w oczy.
-W ten dzień... był dziwnie pobudzony, zaczął gadać od rzeczy.
Kv-"Dlaczego taka jesteś, he?"
-"To znaczy? Kev, co się stało?"
Kv-"Tyle czasu jestem przy tobie, a ty nie kiwnęłaś nawet palcem. Co? Nie podobam ci się? Uważasz, że jestem przegrywam nie?"
-"Uspokój się..."
Kv-"Ja mam się uspokoić?! Hahaha!!! Niech ci będzie. -Złapał mnie za szyję i z obłędem w oczach uważnie mi się przyglądał."
-"Zaczynam... się ciebie bać. To boli Kev!"
Kv-"Hahaha i dobrze. Wreszcie przyszedł czas byś spłaciła swój dług."
-Rzucił mnie na łóżko przygniatając swoim ciężarem. Sięgnął po pasek od spodni i przywiązał mi ręce do oparcia łóżka. Za każdym razem, gdy prosiłam go by przestał... bił mnie kilkukrotnie. Następnie... zdarł ze mnie ubrania i wręcz pożerał wzrokiem moje już w tamtej chwili posiniaczone ciało. Moje błagania były na nic, a że jeszcze bardziej go tym denerwowałam... zakneblował mi usta. Cały czas powtarzał, że chyba nie liczyłam na to, że dostałam jego wsparcie za darmo.... że dawno powinnam mu się oddać, ale skoro zgrywałam niedostępną... to teraz zobaczę co oznacza być czyjąś własnością. -Zaczęłam cała drżeć, zaś Bee napiął mięśnie ze zdenerwowania. Nie wiedziałam czy powinnam kontynuować zważając, że w każdej chwili mogą puścić mu nerwy.
B-Mów dalej...
-Trwało to kilka godzin... torturował mnie, przypalał papierosem, podtapiał, aż w końcu... Bee... on mnie zgwałcił! -Moja wytrzymałość w tym momencie roztrzaskała się na milion kawałeczków. Zanosiłam się płaczem nie wiedząc co ze sobą począć, ale musiałam dokończyć... musiałam. -Błagałam go żeby przestał, a on tylko coraz brutalniej się ze mną obchodził. Wyzywał, śmiał się i dawał upust swoim zwierzęcym instynktom. Kiedy po... tym wszystkim... opadłam niczym szmaciana lalka nie potrafiąc z bólu nawet wydać najmniejszego dźwięku, usłyszałam z jego strony.
Kv-Nie myślałem, że aż tak szybko będziesz do niczego. W takim stanie, nawet bezdomny za sztabkę złota, by cię nie przeleciał. Za godzinę ma cię tu nie być... księżniczko.
-Nie wiedziałam co mam dalej zrobić. Ledwie udało mi się wywlec z jego mieszkania i zadzwonić do Zuzy żeby mnie odebrała. Czułam się taka brudna, żałosna, słaba i do niczego. Straciłam wszystko co miałam, włącznie z własną godnością.... od tamtej pory... coraz częściej brałam pod uwagę różne... opcje...
B-Nie kończ... -Powiedział wstając jakby oparzony.
-Bee... taka była prawda...jest. -Skwitowałam patrząc zalana łzami na jego zaciśnięte pięści.
B-AAAAA!!!!! -Znalazł sobie komodę, na której mógł wyładować gniew. Kiedy rozsypała się w drobny mak, dotarło do mnie, że za wyglądem człowieka kryje się robot z kosmosu mający siłę powalić wieżowce. Widząc jak dyszy ze wściekłości, chciałam jakoś załagodzić sytuacje, jednak szybkim krokiem ruszył w stronę drzwi.
-Dokąd idziesz? -Nie reagował na moje pytania. Wiedziałam, że muszę działać, bo inaczej stanie się coś złego.
-Proszę, nie rób mu krzywdy! -Krzyknęłam łapiąc go za dłoń.
B-A on tobie mógł?! Dlaczego go bronisz? Po tym wszystkim, nie chcesz żeby spotkała go sprawiedliwość?!
-I uważasz, że pobicie go na śmierć jest właśnie tą sprawiedliwością? Nie chcę żebyś miał krew człowieka na rękach, słyszysz?!
B-Co ci zależy? Wyświadczę ci przysługę. Z resztą, nie tylko tobie, bo kto wie ile dziewczyn tak potraktował.
-Raczej wpędzisz mnie w jeszcze większe poczucie winy! Błagam... Transformersy nie krzywdzą ludzi... Jeśli nie chcesz zrobić tego ze względu na mnie, to przynajmniej pomyśl o naszej misji. Jak teraz coś się stanie Kevinowi, może się to odbić na naszym planie wyścigu. -Chwilę milczeliśmy, jednak czułam jak jego ciało powoli się rozluźnia. Obrócił się w moją stronę i z całych sił przytulił, po czym pocałował w czoło. Był to długi i czuły pocałunek.
B-Ta obietnica nie była w umowie.
-Dziękuje. -Po tym jakże ciężkim dla nas obojga monologu, poprosiłam Bee żeby dał mi się przespać. Słyszałam, że gdzieś wyszedł na chwilę, jednak sen zmorzył mnie zbyt szybko, by zapytać go do kogo zamierza się udać.
     Gdy Bumblebee zszedł na półpiętro, dostrzegł Mateo opartego o ścianę. Wiedział, że po tym wszystkim będzie w pobliżu mnie.
Mt-Domyślam się, że to nie była zwykła kłótnia pomiędzy starymi znajomymi.
B-Skurwiel jak dla mnie nie powinien dożyć poranka. -Mateo podniósł na niego wzrok wiedząc, że skoro Bee tak mówi, Kevin musiał wydać na siebie wyrok jak tylko mnie spotkał.
Mt-To co? Idziemy?
B-Niestety ja nie mogę... obiecałem jej, że go nie tknę... Ale ty nic nie wiesz.
Mt-Nic nie obiecywałem. -Wymienili porozumiewawcze spojrzenia, po czym rozeszli się w ciszy.

B-Bumblebee

Kv-Kevin

Mt-Mateo


Witajcie kochani w kolejnym rozdziale. Wiem, że długo czekaliście, ale muszę przyznać, że ciężko mi się go pisało ze względu na tematykę. Za to jest on troszkę dłuższy i mam nadzieję, że to zrekompensuje wam czas oczekiwania. Koniecznie dajcie znać co myślicie o całej tej historii. Pamiętajcie również, że jeśli spotkaliście na swojej drodze podobne osoby, nie bójcie się prosić inny o pomoc. Zawsze jest wyjście, nie zapominajcie o tym. Życzę wam wszystkiego dobrego i trzymajcie się cieplutko. Pamiętajcie również o:

-komentowaniu

-obserwowaniu

-głosowaniu

Wybrana II: Nasz domOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz