ᶤ ᵗʰᶤᶰᵏ ᶤ ᵍᵒᵗᵗᵃ ˢˡᵒʷ ᵈᵒʷᶰ; rozdział dwudziesty szósty

913 56 74
                                    

- Po prostu w to kliknij.

- Nie potrafię.

- Will...

- Daj mi jeszcze chwilę.

Był dwudziesty szósty marca, parę minut temu wybiła dziewiętnasta.

Ivy Day.

Chociaż Will miał wrażenie, że czekał na ten dzień wiecznie, to teraz wolałby chyba, żeby on w ogóle nigdy nie nadszedł. Siedział na łóżku z laptopem na kolanach, wpatrując się w otwartą stronę rekrutacji Harvardu i wyświetlający się na niej komunikat: Masz nową aktualizację statusu dotyczącą Twojej aplikacji. Jedno kliknięcie i będzie wiedział. Pracował na to od gimnazjum. Marzył o tym od dziecka. Dlaczego to musiało być takie trudne?

- Oddychaj – powiedział łagodnym głosem Nico.

Chłopak siedział po turecku naprzeciwko niego tak, że nie widział ekranu laptopa. Oprócz nich nikogo nie było w jego pokoju, chociaż Will był prawie pewien, że rodzice podsłuchują pod drzwiami. Nie byli źli, że nie chciał, żeby towarzyszyli mu przy otwieraniu wyników, ale wiedział, że nie wytrzymaliby długo, siedząc gdzieś na dole.

Sam do końca nie wiedział, dlaczego wolał być sam z Nico. Chyba po prostu nie chciał, żeby rodzice byli świadkiem jego porażki, jeśli się nie dostanie. Bo przecież na pewno się nie dostanie.

Najchętniej wyprosiłby też Nico, ale nie poradziłby sobie z tym sam. Więc jeśli ktokolwiek miał mu towarzyszyć, to mógł być tylko on.

- Wiesz, że nic się już nie zmieni, nieważne ile będziesz czekał.

- Wiem, ale... ja już chyba w ogóle nie chcę tego widzieć.

- Chcesz.

- Zrób to za mnie.

- Nie ma mowy. Ty na to pracowałeś. I ty przekonasz się, czy się udało.

Will schował twarz w dłoniach.

Najgorsze w tym wszystkim było chyba to, że on już sam nie był pewien, czego właściwie chce. Marzył o Harvardzie. Wyobrażał sobie siebie w tych pięknych, starych murach, w otoczeniu wybitnych wykładowców i ambitnych ludzi, osiągającego sukcesy i stającego się szanowanym lekarzem, który ratuje ludziom życie.

Tylko że to wszystko ponad trzysta trzydzieści kilometrów od Nico.

- Will. – Nico złapał go za rękę. – Niezależnie o tego, co tam będzie, pamiętaj, że jesteś najinteligentniejszą, najbardziej zdeterminowaną i ambitną osobą na świecie. Zawsze cię podziwiałem i zawsze będę podziwiał. Harvard nie warunkuje twojej wartości.

- Dziękuję. – Will z trudem powstrzymywał się od płaczu.

- Kliknij. Nie zamęczaj się już dłużej.

Will wziął głęboki wdech. I kliknął.

Pierwszym, co zobaczył, był bordowy prostokąt z wielkim napisem: Witamy w Harvardzie.

Zamrugał oczami, żeby upewnić się, że się nie przewidział. Przesunął wzrokiem na tekst:

Drogi Williamie.

Gratulacje! Jesteśmy zachwyceni, że możemy poinformować Cię o pozytywnym rozpatrzeniu twojej aplikacji na Uniwersytet Harvarda.

Dalej nie był w stanie czytać, bo oczy zaszkliły mu się łzami. Poczuł, że Nico mocniej ścisnął jego dłoń. Will podniósł wzrok z laptopa i spojrzał chłopakowi w oczy.

- Przyjęli mnie – powiedział cicho łamiącym się głosem.

Przez moment wydawało mu się, że dostrzegł jakąś mieszankę smutku i rozczarowania na jego twarzy, ale sekundę później Nico już uśmiechał się szeroko. Przechylił się tak, żeby zobaczyć ekran, przeczytał pierwsze linijki tekstu i spojrzał z powrotem na Willa.

ᶜʰᵉʳʳʸ ᶠˡᵃᵛᵒᵘʳᵉᵈ; solangelo auOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz