33. < Camilla >
Zimne i ciemne pomieszczenie dawało klaustrofobiczne wrażenie, pomimo że było ogromne. Ziemia pod moimi nogami wyglądała jak świeżo przekopana. Z niej wystawały białe patyki. Pochyliłam się nad jednym z nich i wtedy tak naprawdę zobaczyłam czym są. To kości! Gorączkowo rozglądałam się dokoła. Sceneria zdawała nie mieć końca. Za sobą poczułam czyjąś obecność. Jej wzrok wypalał dziurę w moich plecach. Odwróciłam się i zobaczyłam przed młodą dziewczynę. Była blada, miała długie, do pasa proste włosy, ubrana cała na czarno, w jakiś dziwny kombinezon. Przyglądała mi się z ciekawością, małymi kroczkami zbliżając się.
-Ktoś musi umrzeć. Jeśli nie Ty, to on. - powiedział męski, gruby głos.
Spojrzałam w tamtym kierunku i zobaczyłam Federa. Celował prosto w Andrewa, który wyglądał tak, jak tamtej nocy...
- Nie.- krzyknęłam, ale nie usłyszałam swojego wołania. Poruszałam ustami jak ryba.
- To może on? - mężczyzna zaśmiał się, wskazując bronią na drugą stronę pomieszczenia, gdzie stał Will.
Kręciłam głową, zaprzeczając i przeskakując wzrokiem między bratem, Federem, a Sheermanem.
- Została nam tylko ona... - westchnął udając rozczarowanie. Z pogardą skinął na dziewczynę za mną. Odwróciłam się i spojrzałam w jej przerażone, niemal granatowe oczy. Zacisnęła powieki i znikła, a na moich rękach pojawiła się krew. Płynęła nieprzestanie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że wypływa z moich żył w zgięciu łokcia.
Chłód w pomieszczeniu zaczął narastać, powoli zamarzałam od środka. Lód w końcu dotarł do mojego gardła, zaciskając się na nim jak stalowe palce. Spróbowałam znaleźć oparcie dla ciała, natrafiając na jedną z wystających kości. Była śliska i ciepła. Moje ciało wstrząsną dreszcz...
I właśnie wtedy obudziłam się. Przez jeszcze długą chwilę nie mogłam złapać powietrza. To ja: zwinięta w kłębek, czując ostre rwanie w żołądku, z zaciśniętymi mocno powiekami, żeby się nie rozpłakać.
Szum wody, trzaśnięcia drzwiami, szmery rozmów. Tak od równej godziny. Leżąc z otwartymi oczami wpatrywałam się w sufit. Bałam się wstać. Przejechałam po raz kolejny po szyi, chwytając w dwa palce łańcuszek Andrewa. Nawet nie poczułam, kiedy w nocy Will mi go założył.
Spróbowałam wstać łóżka, ale za raz z powrotem na nie opadłam, bo zakręciło mi się w głowie. Oddychałam głęboko, czekając aż to dziwne uczucie zniknie.
Obciągnęłam w dól rękawy czarnej bluzy i uchyliłam ostrożnie drzwi.
- Hej, mała. Wszyscy już są.- powiedział Ashton, który stał oparty o ścianę na przeciwko sypialni Willa. - Chodź. - pociągnął mnie za rękę.
Kiedy weszliśmy do kuchni wszystkie rozmowy ustały. W pomieszczeniu było około 10 osób, jak nie więcej. Byli tam koledzy Sheermana, których rozpoznałam od razu, ale reszty nie znałam. Odszukałam wzrokiem Willa, co nie było trudne. Stał na samym środku kuchni, tyłem do mnie, pochylony nad jakimiś papierami rozrzuconymi po całym blacie. Zorientował się, że atmosfera w pomieszczeniu uległa zmianie.
- Co jest?- Podniósł głowę i rozglądając się. Wzrokiem natrafił w końcu na mnie. Zacisnął usta i odepchnął się od blatu stając prosto. - Jak się domyślacie to siostra Harrisona. - Powiedział niepewnie, co chyba wychwyciłam tylko ja i Ashton stojący obok mnie, bo cały spiął się i czekał na reakcję reakcję innych. Zgodnie, jak jeden mąż, skinęli głowami.
CZYTASZ
What was once
Romance*w trakcie poprawek* Kawałek koloru na okładce nie jest przypadkowy. W życiu Camilli po śmierci brata wszystko stało się szare. Ten kolor to szansa na szczęście i na poznanie prawdy. Co jeśli Will Sheerman, przyjaciel jej zmarłego od roku brata zmie...