Will
Nie pamiętałem powrotu do domu, dlatego po obudzeniu się - mimo niesmaku w ustach i dudnienia w uszach- byłem mile zaskoczony kiedy spostrzegłem, że leżę we własnym domu, a nawet w łóżku. Przetarłem oczy i wychyliłem się za jego krawędź, by sięgając po telefon.
Skrzywiłem się, nie ze względu na godzinę, a datę. Dziś przypada pierwsza niedziela miesiąca, czyli pora by odwiedzić rodzinę. Z takim kacem?
Opadłem na poduszki jęcząc i mamrocząc pod nosem przekleństwa. W końcu wstałem z łóżka,o mało co nie przewracając się o leżącą stertę (prawdopodobnie brudnych) ubrań u moich stóp. Ze zdziwieniem rozejrzałem się po pomieszczeniu, zwanym wcześniej moją sypialnią. Teraz przypominała ona raczej jeden, wielki śmietnik. Walało się tu pełno butelek i kartonów po pizzy. No cóż, jestem tylko facetem.
Wszedłem do łazienki, po drodze kopiąc jedną z puszek, by wziąć orzeźwiający prysznic. Odkręciłem wodę i szybko pozbyłem się swoich ubrań. Aby zyskać na czasie, chwyciłem za szczoteczkę i nałożyłem na nią pastę. Opierając się jedną ręką, o ścianę kabiny, drugą szorowałem zęby.
Po prysznicu zabrałem się za ogarnianie tego syfu.Mój dom był dość spory i bardzo jasny, co raczej nie sprzyjało mojemu wrażliwemu wzrokowi, następnego dnia po imprezie. Aż sam się dziwiłem, że zdołałem tyle tego nagromadzić. Po jakiejś godzinie sprzątania byłem z siebie dumny. Widać było duże, czarne płytki pokrywające całą podłogę w salonie połączonym z kuchnią. Brawo!
Łyknąłem pierwsze lepsze tabletki przeciwbólowe, które wpadły w moje ręce. Zabrałem portfel i klusze, po czym skierowałem się do garażu.
Wyprowadziłem się z domu ledwo po ukończeniu pełnoletności. Szukałem własnego miejsca na ziemi i własnego Ja. W szkole często wdawałem się w bójki i (czasami zupełnie nieświadomie) pakowałem się w kłopoty. Jednak od zawsze ciągnęło mnie do szybkich samochodów, dlatego dla nikogo nie powinien być niespodzianką fakt, że wreszcie trafiłem na jeden z nielegalnych wyścigów na obrzeżach Londynu. Tam poznałem chłopaków i to właśnie tam, na przepełnionym ludźmi i samochodami placu poczułem jakby moje życie dopiero się zaczęło. Zapach palonej gumy, dźwięk wystrzału oznajmiający rozpoczęcie wyścigu i adrenalina, która była motorem dla mojego serca.
Podjechałem pod dobrze mi znany, niewielki biały domek z ogródkiem, o który tak misternie dbała moja mama. Mój rodzinny dom. Kiedy tylko zatrzasnąłem drzwi samochodu zza drzwi wychyliła się głowa małej dziewczynki. Od razu rzuciła się pędem w moją stronę, więc nie pozostało mi nic innego, jak ukucnąć i rozłożyć ramiona, w które wpadła z impetem.
- Wilj! - wykrzyknęła radośnie do mojego ucha, na co skrzywiłem się lekko. Clarie ściskała drobnymi rączkami moją szyję, a jej włosy zebrane w dwa wysokie kucyki łaskotały mój policzek.
- Kiedy Ty tak wyrosłaś królewno, co? No daj mi się zobaczyć. - wstałem biorąc ją na ręce i odsunąłem od siebie na wyciągnięcie rąk, tak, że zawisła w powietrzu, przez co zachichotała i machnęła kilka razy nogami. Nie mogłem nie uśmiechnąć się na widok brakujących jej przednich zębów.
- Masz coś dla mnie? - zapytała podskakując obok mnie w miejscu, kiedy tylko jej stopy z powrotem dotknęły chodnika. Mrugnąłem kilka razy, drapiąc się po karku, bo cholera, zapomniałem. Zawsze coś jej przywoziłem...
- Pójdziemy do oceanarium? - bardziej zapytałem, niż powiedziałem. Dziewczynka otworzyła szeroko oczy i z piskiem pobiegła, by pochwalić się mamie.
Mama uścisnęła mnie i wróciła do kończenia przygotowywania obiadu. Jak to na kacu, nie byłem za bardzo głodny, tylko chciało mi się cholernie pić, ale sprawiłbym jej przykrość, dlatego zjadłem swoją porcję i podziękowałem. Ledwo skończyłem posiłek, a Claire siedziała na moich kolanach gotowa do wyjścia. Przebrała się w różowa sukienkę i przysięgam, że wyglądała jak mała beza.
- Idziemy, idziemy! - pisnęła radośnie.
- A trzeba było kupić jej lalkę - odezwał się mój ojczym z rozbawieniem wymalowanym na twarzy.
Wyszliśmy z Claire na zewnątrz. Trzymałem małą za rękę. Opowiadała mi o tym co dzieje się w domu, o swoich koleżankach.... Jak to ona, jej buzia się nie zamykała. Jest moją małą królewną. Idąc zauważyłem znajomą postać- Camillę. Nie to, że chce z nią gadać, czy coś, ale chyba wypada się przywitać? Zresztą ciekawiło mnie, co tu robi. Pociągnąłem małą i powiedziałem:
- Podejdziemy się przywitać? - ona tylko w odpowiedzi pokiwała głową z szerokim uśmiechem.
- Witaj. - Przestraszona aż podskoczyła, jako, że jeszcze chwilę temu stała odwrócona do nas tyłem.
- Co.. Ooo ? To Ty. - powiedziała dziwnie zmieszana.
- Tak... - zapadła przez chwilę niezręczna cisza, w trakcie której Clarie co chwilę ciągnęła mnie za rękę y dół.- Więc, wychodzisz czasami z garażu? - zapytałem. Czułem się trochę niezręcznie po tym, co stało się wczoraj w klubie.
- Przyjechałam na zakupy. - kiwnęła głową, po czym zerknęła na dziewczynkę, która swoją małą rączką wciąż ściskała moją. - A ty?
Wskazałem małą i powiedziałem:
- Moja siostra. Idziemy do ..... - i nie dane było mi skończyć, bo Camilla ukucnęła i wyciągnęła rękę w stronę małej.
- Jestem Camilla, ale mów mi Cam, tak jak inni - powiedziała z uśmiechem. Nie znałem tego zdrobnienia. Ale pasuje do niej.
- Jestem Claire! - i wyciągnęła rączki w jej stronę.
Dziewczyna przytuliła ją do siebie i wstała z nią na rękach.
- Idziemy do oceanarium. - Powiedziałem wcześniej zaczęte zdanie.
- Taak! Willuś - nazywa mnie tak odkąd pamiętam, ale nawet przy niej musiała? - Zapomniał mi coś kupić - Popatrzyłem na nią, a ona tylko się zaśmiała - i zobaczę delfinki!
- To wspaniale! - powiedziała miło Camilla.
- Idziesz z nami, prawda? - nie dała dziewczynie odpowiedzieć, tylko dodała - świetnie, tak się cieszę, bo wiesz, jesteś bardzo fajna i do tego taka śliczna. Jesteś dziewczyną Wilusia? - zapytała, dotykając jej dołeczków, swoimi małymi paluszkami.
- Nie Claire - odpowiedziałem. A Camilla postawiła małą na nogach.
- Oh... to dobrze. Jest czasami nieznośny. - odpowiedziała ciągnąc zmieszaną dziewczynę.
- Tak, wiem coś o tym - mruknęła Cam, spoglądając na mnie. Ale mała tego nie usłyszała i kontynuowała swoją opowieść.
- Na przykład czasami nie chce się ze mną bawić. Chciałam zrobić podwieczorek dla lalek. A ostatnio...
- Dobra koniec tego! - wziąłem ją na ręce i zacząłem łaskotać, a ta śmiała się bez opamiętania, zwracając uwagę przechodniów.
- Więc jak? Idziesz z nami? - zapytała Calire patrząc na nią błagalnym wzrokiem. Nie wiem jak ona to robi, ale dzięki niemu zawsze zdobywa to, co chce.
- Nie wiem, chyba nie powinnam... - powiedziała zerkając na mnie, ze strachem. Bała się mnie?
- A masz jakieś plany? - zapytałem, co wyraźnie zdziwiło dziewczynę.
- W sumie to nie. Ale może nie powinnam... - powiedziała niepewnie.
Przyjrzałem jej się dokładnie. Miała na sobie krótkie ogrodniczki, białą bluzkę na ramiączka, a na nogach krótkie białe trampki. Wyglądała uroczo i seksownie, a przecież wcale nie pokazała za dużo ciała. A potem zobaczyłem na jej szyi złoty łańcuszek - łańcuszek Andrewa.
- Załatwione. Idziesz z nami. Potem mogę Cię odwieść. - powiedziałem, a ona była zaskoczona. Zaśmiałem się z jej miny. Ja rozumiem, że może nie grzeszyłem w jej obecności uprzejmością, ale przeważnie byłem wtedy wstawiony. A po wczorajszych słowach Aggie trochę rozjaśniło mi się w głowie. Zdałem sobie sprawę, że przecież ona straciła swojego brata, z którym była na prawdę zżyta. Z tego co wiem, matka nie przejmowała się nią, a nawet rzadko bywała w domu. W dodatku ja - uprzykrzający jej życie na każdym kroku. Dziewczyna nie była niczemu winna, a nawet było mi jej trochę żal, bo o niczym nie wiedziała.
*~'D
CZYTASZ
What was once
Romance*w trakcie poprawek* Kawałek koloru na okładce nie jest przypadkowy. W życiu Camilli po śmierci brata wszystko stało się szare. Ten kolor to szansa na szczęście i na poznanie prawdy. Co jeśli Will Sheerman, przyjaciel jej zmarłego od roku brata zmie...