17. <Camilla>
Budzenie się, to jak wynurzanie z wody. Powoli Twoje zmysły zaczynają się włączać. Boli mnie ręka... Czuję na szyi ciepłe powietrze, a na brzuchu jakiś ciężar. Zapach mięty zmieszany z tytoniem i jakimś drewnem unosi się wokół. Skądś kojarzę tą mieszankę... Otwieram jedno oko i widzę przed sobą jasne pomieszczenie. Byłam w nim już kiedyś... Patrzę w dół, a tam czyjaś ręka ciasno oplata moją talię. Cholera jasna! Odwracam się delikatnie, nie chcą obudzić tego... Willa?! Z wrażenia aż krzyknęłam.
- Co jest? - zerwał się.
- Co ja tu.... - zaczynam i wiem że brzmię jak idiotka.
- Jezus, dziewczyno! - warczy i opada z powrotem na materac.
- Możesz mi to wyjaśnić? - pytam, ale słyszę tylko pełen niezadowolenia pomruk.
I wtedy już wszystko układa się w mojej głowie. Byłam załamana, przez tego gnoja, obok którego właśnie się obudziłam. Pojechałam na cmentarz, na most. Ale nie mogłam po prostu z niego wyskoczyć samochodem. Nie mogłam. Jakaś siła kazała mi się zatrzymać. Pomimo, że dociskałam pedał gazu, auto nie reagowało, tylko gwałtownie hamowało.
- Kurwa... -szepnęłam.
Will poniósł się na łokciu i przeszył mnie swoimi czarnymi tęczówkami. Miał jednodniowy zarost, który wyglądał cholernie seksownie. Był bez koszulki w samych dresach, które luźno zwisały na jego biodrach. Na jego twarzy zagościł łobuzierski uśmiech, kiedy zlustrował mnie spojrzeniem. Nie wiedziałam o co chodzi. Spojrzałam w dół i zobaczyłam, że jestem w samym staniku. Podciągnęłam kołdrę czym prędzej, pod samą szyję. Spotkało się to z głośnym śmiechem Willa.
- Czyli już pamiętasz, tak? - zapytał wstając, a ja nie mogłam oderwać wzroku od jego ciała. Jezu! Sam Bóg...
- Yhym.. -mruknęłam niewyraźnie.
- Ile jeszcze razy mam ratować Twój sekso... Twój tyłek? Co? - warknął rzucając we mnie jakąś koszulką, którą wyjął przed chwilą z komody. - Za 5 minut w kuchni. Radzę, żebyś się tam zjawiła, jak nie chcesz mnie jeszcze bardziej wkurzyć. Po prawo jest łazienka.
I wyszedł nie domykając drzwi. Westchnęłam i zeszłam z łóżka. Byłam w samej bieliźnie. Na sama myśl o tym, że rozbierał mnie, moje policzki czerwienieją ze wstydu. Owinięta w pościel przeszłam na palcach do łazienki. Rozbieram się i weszłam pod ciepły strumień wody w prysznicu. Umyłam włosy i całe ciało szamponem Willa, który pachniał miętą. Owinęłam się ręcznikiem i wyszłam rozglądając po łazience, a z mokrych włosów , na kafelki kapała woda. No pięknie! Nie wzięłam tej koszulki!
Pukanie wyrwało mnie z zamyślenia. Otworzyłam łazienkowe drzwi i ujrzałam Willa z rozbawionym wzrokiem, który w szybkim tempie pociemniał, kiedy zobaczył jak wyglądam. Wyciągnął rękę w moją stronę podając mi ubranie. Nie spuszczał wzroku z moich oczu. Nagle walnął pięścią w ścianę, że aż podskoczyłam.
- Cholera jasna! Ty nie masz nic pod spodem! - Krzyknął po czym odwrócił się na pięcie i odszedł do kuchni.
Zamknęłam drzwi na zamek, wytarłam się i ubrałam, ciągle myśląc o jego zachowaniu. Jako, że jestem niska, koszulka sięgała do połowy uda. Wilgotne włosy sięgające pasa zostawiłam rozpuszczone. Nie chciałam grzebać mu po szafkach w poszukiwaniu suszarki, jeśli takową posiada.
Po cichu weszłam do kuchni i zastałam opartego o blat Willa, popijającego kawę. Swój wzrok momentalnie wbił we mnie tak, że nie mogłam się ruszyć.
- Mogłem dać Ci spodenki - jęknął, po czym dodał już normalnym głosem - Zrobiłem jajecznicę. Siadaj.
Posłuchałam go. Wiedziałem bowiem, że i tak nic nie wskóram. Zajęłam miejsce przy wyspie kuchennej, wdrapując się na wysokie krzesło. Will uniósł tylko brwi i zaśmiał się kręcąc głową. Jego humor zmienia się jak w kalejdoskopie. Ciężko przewidzieć cokolwiek, co jest z nim związane.
CZYTASZ
What was once
Romance*w trakcie poprawek* Kawałek koloru na okładce nie jest przypadkowy. W życiu Camilli po śmierci brata wszystko stało się szare. Ten kolor to szansa na szczęście i na poznanie prawdy. Co jeśli Will Sheerman, przyjaciel jej zmarłego od roku brata zmie...