18. <Will>
Spanikowałem. Po prostu. Zaniosłem ją i położyłem na kanapę w salonie. Szczęście, że nie ma jej mamy. Nie mogę pozwolić sobie na jakikolwiek błąd, chroniąc Camillę. Po 20 minutach, dziewczyna wreszcie poruszyła się i zaczęła otwierać oczy. Usiadła i napiła się wody stojącej na stoliku. Objęła kolana ramionami i wpatrywała się w jeden punkt przed sobą. Musiałem czegoś się dowiedzieć....
- Jesteś... do niczego. Nie kochana... Nie masz praktycznie żadnych znajomych. Aggie ciąga Cię wszędzie za sobą... Jesteś ciężarem. - powiedziałem. Camilla patrzyła nadal w to samo miejsce, a po jej policzku spłynęła łza.
- Nigdy nie odzyskasz dawnego życia. Sama nie wiesz, czego chcesz. Próbowałaś tyle razy się zabić... Ale nigdy Ci nie wyszło. Wiesz czemu? - nie odpowiedziała - bo jesteś tak cholernie słaba. Powinnaś umrzeć zamiast Andrewa. - dodałem na koniec.
- Czemu mi to mówisz? - zapytała cicho, wciąż nie patrząc na mnie. Przysunąłem się bliżej niej, chwyciłem jej podbródek i popatrzyłem głęboko w jej zielonkawe oczy, zapełnione łzami. Nie wyglądała jak niektórzy kiedy płaczą. Wtedy ich twarz wykrzywia się, czerwienieje, a oczy puchną. Camilla płacząc wygląda pięknie. Jak porcelanowa lalka.... Anioł... tyle, że ze łzami na policzkach.
- Bo w to wierzysz. - odpowiedziałem.
- Wierzę. - szepnęła, zamykając oczy.
- Hej! spójrz na mnie. - również szeptałem. Otworzyła powieki, a ja znów zatonąłem w jej tęczówkach, jak w bezkresnym morzu. - Czemu masz takie zdanie o sobie? - zapytałem i delikatnie przejechałem kciukiem po jej rozchylonej wardze, na której widniały pionowe kreski, od przygryzania ze zdenerwowania.
- Kiedy wszyscy wokoło powtarzają Ci wciąż że jesteś nikim, w końcu w to wierzysz. - Powiedziała odsuwając się ode mnie. Wiedziałem, że mówiła też o mnie. W tamtej chwili żałowałem tych wszystkich słów, które mogły ją uradzić. Po raz pierwszy w życiu czułem ogromną potrzebę przeproszenia kogokolwiek. Przeproszenia jej.
- Ja... - zacząłem, ale nie wiedziałem co powiedzieć.
- Po prostu wyjdź. - szepnęła. - Zostaw mnie w spokoju.
- Nie mogę, nic nie rozumiesz... - skrzywiłem się.
- Chcesz mnie przelecieć? - zapytała, a mnie zamurowało. Jasne, że chciałem! Ale nie w taki sposób! Nie chcę jej tylko wypieprzyć i zostawić. Ona nie jest dziwką!
- Nie... -pokręciłem głową i chciałem mówić dalej ale nie było mi to dane.
- Więc co? Pobawić się w bohatera ratującego życie? Tak? - zapytała z wyrzutem - tyle, że ja - powiedziała naciskając na ostatnie słowo - tego nie potrzebuję. Zrozum to.
- Jak do cholery mam to zrozumieć?! Chcesz się zabić! Idź do psychologa czy coś! - wybuchnąłem.
Tego już za dużo! Mówi jak opętana! ONA MUSI DOWIEDZIEĆ SIĘ, ŻE JEJ BRAT ŻYJE!! - krzyczała moja podświadomość.
- Wyjdź. Po prostu wyjdź!! - Krzyknęła i pobiegła na górę.
Kurwa! Gdyby była facetem już dawno dostałaby po pysku i nauczyłaby się do mnie szacunku. Na mnie... się nie wrzeszczy. Skoro tego chce, dobrze. Dam jej spokój. Nie powinienem jej obrażać wcześniej, to fakt, ale nie będzie mnie poniżać! Głupia.... Cholera! Nawet kiedy chcę wyzwać ją w myślach czuję wyrzuty sumienia.
Spojrzałem w bok i zobaczyłem jej telefon na kanapie. Sięgnąłem po niego i zapisałem jej swój numer na pierwszej pozycji, tak, aby mogła do mnie szybko zadzwonić w razie czego. Mam nadzieję, że tak zrobi. Biorąc swoje rzeczy, wyszedłem z jej domu zatrzaskując frontowe drzwi.
CZYTASZ
What was once
Romance*w trakcie poprawek* Kawałek koloru na okładce nie jest przypadkowy. W życiu Camilli po śmierci brata wszystko stało się szare. Ten kolor to szansa na szczęście i na poznanie prawdy. Co jeśli Will Sheerman, przyjaciel jej zmarłego od roku brata zmie...