Camilla
Już od godziny wierciłam się na łóżku. Dochodziła właśnie czwarta. Jutro, a raczej dziś, pierwszy dzień szkoły, a ja nie śpię. Rano będę miała wory pod oczami. Zajebiście po prostu. Nie mogąc już dłużej leżeć wstałam i zapaliłam światło, które raziło mnie w oczy. I co ja mam zrobić?
Zawsze odpręża mnie praca w garażu, ale o tej porze? A drugą taką rzeczą jest jazda. Jak ja tęsknie za tą adrenaliną wypełniającą żyły, kiedy pędzisz po torze. Nie liczy się nagroda, nie liczy się nic. Jesteś tylko Ty i Twoje myśli. Myśli o prędkości i wolności.
Wyszłam na balkon, a po drodze zabrałam jakąś książkę, z piętrzącego się stosiku w rogu pokoju. Było zimno, a ja byłam w samej koszulce od Andrewa. Dał mi ją na któreś urodziny, bo zawsze podkradałam jego. Co miałam poradzić, że najlepiej mi się w nich spało?
Usiadłam na złożonym kocu i oparłam się plecami o barierkę. Otworzyłam książkę, na stronie założonej jakąś kartką. Co to jest? Odwróciłam zakładkę na drugą stronę i aż mnie zatkało. To było zdjęcie. A dokładnie moje i Andrewa. Zostało zrobione dokładnie dwa miesiące przed jego wypadkiem. Byliśmy wtedy na morzem. Siedziałam mu na barana a on chciał wrzucić mnie do wody. Śmialiśmy się jak opętani. Boże... wydaje mi się, że to było dziesięć lat temu... a minął zalewie rok. Tak bardzo za nim tęsknię.
Włożyłam zdjęcie z powrotem do książki i zamknęłam ją z głuchym trzaskiem. Wstałam na równe nogi i rzuciłam ją ile tylko miałam siły przed siebie. Poleciała gdzieś w krzaki. I dobrze. Postanowiłam się przejść. W innych okolicznościach pojeździłabym na motocyklu, ale o mało dziś nie zginęłam... Może było by lepiej jeśli Will nie zdążyłby zahamować? Ale mama... zostałaby sama. A na utratę kolejnego dziecka nie zasługuje. A poza tym, Ag ostatnio dała mi popalić za to, że jeździłam po nocy. Zawsze tak robiłam, jak nie mogłam spać, myślałam, ze nie wiedziała. Utrzymywałam to w tajemnicy. A wtedy... przyłapała mnie. A zła Ag, to... groźna Ag.
Założyłam tylko buty i czarne spodnie, a bluzkę w której śpię wpuściłam w środek i wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. Szłam prosto przed siebie, nie mając jakiegoś szczególnego celu. to dziwne... ale czułam się obserwowana. nerwowo przeczesałam okolice wzrokiem, ale nic niepokojącego nie zauważyłam. To dziwne uczucie nie znikało im dalej szłam. Wręcz odwrotnie- nasilało się. A co jeśli ktoś mnie napadnie? I zgwałci? Zachciało mi się chodzić po nocy, cholera.
Nie wiadomo nawet kiedy doszłam na plac, gdzie organizowane są nielegalne wyścigi, w których kiedyś brałam udział. Zawsze wtedy jest tu pełno młodych ludzi żądnych przygód. Ubrane wyzywająco dziewczyny chodzą między samochodami, a właściciele aut patrzą na nie pożądliwym wzrokiem. Gdzieś na boku przyjmują zakłady, kto wygra, a potem... rozlega się strzał. Maszyny wyskakują z ogromną prędkością, pokonując zwinnie zakręty.
W tej chwili jest tu pusto. Siadam na oberwanej trybunie, podkurczam nogi, opieram brodę na kolana i zamykam oczy wdychając zimne powietrze.
***
- Obiecałeś mi, że będę mogła się ścigać! Widziałeś mnie! Jeżdżę lepiej niż niejeden z nich! Obiecałeś mi Andrew!
- Uspokój się już - zaśmiał się, a ja stanęłam z założonymi rękami - Dziś w nocy się wymkniemy. Jeżeli zdołasz przekonać Jesa, to pojedziesz dziś. - uradowana zaczęłam piszczeć - Ale masz uważać! słyszysz?! Nie musisz wygrać! Masz się przejechać i zobaczyć jak to jest. To Ci obiecywałem, tak?
- Tak! Jesteś najlepszy! - spojrzałam na zegarek, było jeszcze bardzo wcześnie. Jak ja wytrzymam tak długo?
***
Tak bardzo tęsknię za nim. Nadal nie mogę w to uwierzyć, że nie.... że nie żyje. Mam wrażenie, że za raz wyjdzie z ukrycia, i tak jak w dzieciństwie.
Moje rozmyślania przerwał huk pioruna. No pięknie. Zaraz się rozpada, a ja nie wzięłam nawet bluzy. Ponownie rozejrzałam się po placu, ale nikogo nie zauważyłam tak jak się spodziewałam... Może popadam w paranoje? Wyciągnęłam z kieszeni papierosa i zapalniczkę. Palę okazjonalnie. Nie lubię tego, ale czasami to pomaga. Zaciągnęłam dym głęboko w płuca i po dłuższej chwili wypuściłam go unosząc głowę do góry. Andrew patrzy pewnie teraz na mnie z góry z niesmakiem i kręci głową. Zaśmiałam się smutno na te myśl. Wstałam na równe nogi lekko chwiejąc się od wiatru.
- Trzeba było nie umierać! - mój krzyk przedarł ciszę. A po placu rozniosło się echo. - Jak mogłeś mnie zostawić? Samą! - krzyczałam dalej.
- Obiecałeś, że będziesz mnie chronił! Obiecałeś! I co? - zapytałam podniesionym głosem. - Gówno. - zaśmiałam się smutno.
- Ale wiesz co? Dołączę do Ciebie i sobie wtedy pogadamy! Co ty na to braciszku? - Krzyknęłam jeszcze.
Szybkim krokiem zerwałam się i zaczęłam biec w kierunku mostu w centrum miasta. Jak miałam umierać to tylko tam. To właśnie na tym moście zginął Andrew. Idąc oglądałam się za siebie, sprawdzając czy nikt nie idzie. Jakaś zakapturzona postać przemierzała szybko chodnik. Ale szła dość daleko, więc byłam bezpieczna i bardzo spokojna, jeśli tak można nazwać stan, przed popełnieniem samobójstwa.
Kiedy dotarłam na miejsce, oparłam się o barierkę i patrzyłam w dół. Z czarnej w nocy wody wystawały ostre kamienie, co wcale mnie nie przeraziło. Odetchnęłam głęboko kilka razy i przerzuciłam jedną nogę na drugą stronę barierki. Siedziałam teraz na niej okrakiem, a z nieba spadały pierwsze krople deszczu. Nie wiedziałam, czy dobrze robię. Nie chciałam zostawiać mamy, Ag... Ale nie mogłam też tu zostać. Dusiłam się. Umierałam. Więc czemu tego nie zakończyć? Ze smutnym uśmiechem na twarzy przełożyłam druga nogę i rozłożyłam ręce jak ptak do lotu. Moje stopy stały pewnie tylko połową, ponieważ murek był wąski. Zostało tylko zrobić krok do przodu, który zrobiłam....
*~'D
CZYTASZ
What was once
Romance*w trakcie poprawek* Kawałek koloru na okładce nie jest przypadkowy. W życiu Camilli po śmierci brata wszystko stało się szare. Ten kolor to szansa na szczęście i na poznanie prawdy. Co jeśli Will Sheerman, przyjaciel jej zmarłego od roku brata zmie...