14

8.8K 431 21
                                    

14. Will

Stała wpatrzona we mnie, nie wiedząc co zrobić. Widziałem jak bardzo denerwuje się w mojej obecności. Otworzyła usta i zamknęła je, mocno zaciskając wargi.

- Nie wyszłaś z wprawy, skarbie. - powiedziałem z uśmiechem. Smykałka do motoryzacji u Harrisonów jest najwidoczniej dziedziczna. 

- Nie wiedziałam.... - zaczęła, ale jej przerwałem z westchnięciem.

- Nie wiedziałaś, że to ja? Inaczej nawet byś się ze mną nie ścigała, tak? - przypomniała mi się sytuacja z klubu, kiedy to ona wypowiadała podobne słowa. Camilla uniosła wysoko brwi, nie komentując tego w żaden sposób. 

- W każdym razie gratuluje wygranej. Na razie. - powiedziała z wahaniem, cofając się o krok. 

- Do zobaczenia. - złożyłem dziewczynie swego rodzaju obietnicę, których zawsze dotrzymuję. 

Harrison odwróciła się i wsiadła na swój ścigacz. Posłała mi jeszcze jedno spojrzenie, zanim zasunęła szybkę w kasku i odjechała z piskiem opon. Zazwyczaj nie zadawałem się z dziewczynami, takimi jak ona. Zazwyczaj kobiety nie wiedzą nawet, jak zmienić oponę w samochodzie, a co dopiero jazda na motocyklu.

Nagle zadzwonił mój telefon, otrząsając mnie z chwilowego zamyślenia. Wyciągnąłem urządzenie i spojrzałem na wyświetlacz: Ash.

- Co jest? 

- Wpadnij na chwilę do mnie. Jest szef... I jest problem z Harrisonem.

- Cholera jasna! Wie...

- Nie, nie wie! Masz tu przyjechać! Natychmiast! - powiedział i rozłączył się. 

Spojrzałem ostatni raz w stronę, w którą pojechała Cam. Jak to możliwe, że jest spokrewniona z Andrewem? Są swoimi przeciwieństwami. Ona- seksowna, delikatna, ale i twarda. Mimo wszystko nie załamała się... a przynajmniej nie pokazuje tego ludziom. A on? Zwykły tchórz.

        Po 5 min byłem juz na miejscu. Jestem przywódcą gangu, ale wykonujemy tylko zadania. Robimy to, co nam każą. Zdarza się, że ktoś się wyłamie... ale w tej robocie, albo jesteś, masz kasę, szacunek, wszyscy Cię znają, nawet policja, ale nie mogą Ci nic zrobić... albo nie masz nic. Nawet życia. Ukrywanie się to nie życie. 

- Właź Will. - powiedział Peter, kiedy tylko zapukałem do drzwi. 

- Jak jest? - zapytałem?

- Trafili na jakieś ślady. Chyba skończyła mu się kasa... 

- Cholera, wiedzą, gdzie jest? 

- Myślę, że nie. Mają zadanie dla nas. Chcieli gadać z szefem, dla tego tu jesteś.

        Przeszliśmy do salonu, gdzie siedział Feder z obstawą. Chłopaki zajmowali miejsca na krzesłach przed nim. 

- Sherman. - skinął w moją stronę głową. - jak ostatnie zadanie? Przemytnik nie żyje? 

        Skinąłem tylko głową, czekając na jego dalsze słowa. Jeden z jego goryli postawił metalową walizkę na stole i otworzył ją, ukazując kupę kasy. 

- Wasza zapłata chłopcy. Wszystko posprzątane? Nikt o niczym nie wie? 

- Nie. Czysto. - odpowiedziałem, a reszta potwierdziła.

- Wspaniale. Jesteście moim asem, tajną kartą. Wspaniale mi się z Wami współpracuje. 

        Pokiwaliśmy głowami. Spojrzałem na Petera, który lekko się skrzywił. Ostatnio gadaliśmy, o tym, że chciałby odejść. Żyć normalnie, szczęśliwie, z Ag przy boku. Ale to nie możliwe. 

- Teraz druga sprawa. Harrison spierdolił... przewóz nie dotarł tam, gdzie miał dotrzeć. Musi ponieść karę. 

- Przecież nie żyje - wtrącił Tom. 

- Ale jego rodzinka żyje.... - prychnął Feder.

- Co z tego? Oni o niczym nie wiedzą. - powiedział Ash. 

- Cóż... trudno. ktoś musi ponieść stratę... - mówiąc to, skinął na jednego ze swoich dryblasów. Ten, położył na stoliku szarą, dużą kopertę.

- Co to? - zapytałem.

- To wasze następne zadanie. Spiszcie się tak, jak zawsze, a stawka będzie podwójna. A teraz żegnam. Do zobaczenia. - powiedział i wyszedł z obstawą. 

        Siedzieliśmy w piątkę w kompletnej ciszy. Nikt nie wiedział, co zrobić. Miałem mętlik w głowie. Najnormalniej w świecie bałem się! Tak, kurwa! Will Sherman się boi. Popatrzyłem na resztę i sięgnąłem po kopertę. 

- Słuchaj, stary... To zaszło za daleko... Nie możemy zabijać nie winnych ludzi. Ja rozumiem... gwałciciele, ćpuni, krętacze, ale nie niewinne osoby,do cholery! - zaczął Brad. 

- Wiem.- warknąłem. Kurwa przecież w tej kopercie może być wszystko! 

- Otwórz... wolę mieć to za sobą. Powiedział Peter. 

        Rozerwałem papier, a na stolik wysypało się około 30 zdjęć. Pochyliliśmy się nad nimi i zaniemówiliśmy... 

- Cholera! - zaklął cicho Ash. 

- Jezu! Przecież to..... - zaczął Peter, ale nie słuchałem już go.

        Nie może jej się nic stać! Muszę dopilnować tego! Zanim odszedł Andrew obiecałem mu, że będzie trzymała się z dala od całego tego syfu. A teraz co? Mam ją sam zabić? Nie po to Andrew uciekł, chcąc chronić matkę i siostrę, żeby teraz przypłaciła życiem za to któraś z nich. 

- Z czym macie problem? I tak jej nie lubiłeś. Harrison spierdolił... nie rozumiem o co wam kurwa chodzi. - Wykrzyknął Teof. 

Poderwałem się z krzesła i prawą ręką przygwoździłem go do ściany. Jednym ruchem wyciągnąłem broń z za paska, odbezpieczyłem i przystawiłem mu ją do skroni. Byłem tak wkurwiony, że nawet nie wiedziałem, co robię. 

- Stary... co Ty? - zapytał próbując zaczerpnąć powietrza. 

Czyjeś ręce zaczęły na mnie napierać i oderwać od chłopaka. Nie zwracałem na nie uwagi. Byłem jak w transie. 

- Spokojnie. Nikt nie tknie Camilli. Teof? - powiedział powoli Ash. 

- Ja... sne. - Wyrzucił z siebie czerwony już na twarzy chłopak. 

Puściłem go i opadłem na kanapę. Ukryłem twarz w dłoniach. Co się ze mną dzieje? Teof ma rację. Nawet jej nie lubię.... a przynajmniej nie lubiłem. Teraz już nie wiem co do niej czuję. Podziwiam ją. Pożądam. I nie pozwolę, żeby coś jej się stało! 

- Słuchaj.... ja nie wiedziałem, że jest Twoja....- Zaczął Teof, a ja posłałem mu spojrzenie pełne nienawiści.

- Zamknij się lepiej. - Rzucił Brad. 

- Nikt jej nawet nie dotknie. Nawet Feder. - Powiedział Ash. 

Bez słowa wstałem i zacząłem zbierać porozrzucane po blacie zdjęcia Camilli. Nie chciałem, żeby trafiły w niepowołane ręce. 

Kiedy rano otworzyłem oczy wciąż myślałem o Camill i o tym, że muszę ją chronić. Sięgnąłem po rozerwaną kopertę i wyjąłem plik fotografii. Krew się we mnie gotowała, na myśl o ty, że musieli ją obserwować. Na jednym, owinięta była kocem i czytała książkę na swoim tarasie. Na innym siedziała w jakiejś klasie na lekcji. Była wyraźnie znudzona, bo rysowała coś na okładce zeszytu. Na kolejnym ubrana była w krótką sukienkę. Była w niej wtedy w klubie... 

Wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni zrobić sobie śniadanie. Zajrzałem do lodówki, ale świeciła pustkami. Wyszedłem z domu i skierowałem się do sklepu. Po drodze zobaczyłem Camille przed jej domem. Stanąłem po przeciwnej stronie i przyglądałem się jej. Kosiła trawę ubrana w krótkie spodenki i bluzeczkę na ramiączka, odsłaniającą jej płaski brzuch.  W uszach miała słuchawki i była tak skupiona na muzyce i tańczeniu, więc nie zauważała, że kosi po raz kolejny, ten sam odcinek. 

Pokręciłem głową i ruszyłem dalej. Zrobiłem szybkie zakupy i wróciłem do pustego domu. Nie miałem żadnych planów.

What was onceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz