25

8.1K 463 25
                                    

25. < Camilla 

Pakowałam swoje rzeczy w pośpiechu, nawet nie patrząc na to, co wpada w moje ręce. Wszystko to, lądowało w starej wypłowiałej torbie. Gdzie zamierzam jechać? Nie wiem. Byleby z dala od tego wszystkiego. Śmierć Andrewa była dla mnie dużym ciosem. Rok bez niego był piekłem, a banda Willa, spotykana na każdym kroku - karą za wszystko. 

Kiedy dowiedziałam się, że Andrew żyje, powinnam być chyba najszczęśliwszą osobą na świecie, czyż nie? A jednak teraz tak się nie czuję. Zostałam okłamana przez najbliższe mi osobę. On - wyjechał bez jakiegokolwiek słowa... Ba! Upozorował własną śmierć! Może musiał uciekać? Bał się o własne życie? Ale co z mamą? Co ze mną?  

A Will, Ash i Amanda? Wiedzieli, że mają mnie zlikwidować? Jeszcze nie tak dawno sama próbowałam się zabić, a teraz o wszystko się tak pogmatwało...

Zagarnęłam z wieszaka kurtkę i zeszłam na dół nie zapalając światła - tak na wszelki wypadek. Podeszłam do okna i wyjrzałam delikatnie na zewnątrz. Na ganku majaczyła się ciemna sylwetka mężczyzny. Sherman. Wbiegłam więc z powrotem na górę i stanęłam przed drzwiami do pokoju mojego brata. Tylko przez jego balkon zdołam wyjść z domu niepostrzeżenie. Wzięłam głęboki oddech i popchnęłam drzwi. Przeszłam przez niego szybko, nie patrząc na boki. 

Rzuciłam torbę w krzaki, aby nie narobiła zbytniego hałasu i zaczęłam schodzić po rynnie w dół. Wiele razy to robiłam, kiedy wymykałam się z bratem z domu. Tylko, że teraz nie było go ze mną. Kiedy moja stopa dotknęła ziemi poczułam się już bezpiecznie. Poszłam po torbę i stanęłam oparta o ścianę.

- Camilla! Otwieraj! Cholera jasna... nikt nic Ci nie che zrobić! Chronimy Cię. - krzyk Willa przedarł powietrze. 

Rozejrzałam się po podjeździe i wpadłam na pewien pomysł, widząc otwarte, wciąż odpalone Audi a8 Willa. Wyjrzałam zza ściany i z radością spostrzegłam, że chłopak stoi odwrócony plecami do mnie. Teraz albo nigdy. Na trzy... dwa... jeden....

Puściłam się sprintem przez trawnik dopadając drzwi samochodu i zatrzaskując je zaraz za sobą. Zamknęłam wszystkie zamki i spróbowałam ogarnąć wszystkie przyciski. Było ich o wiele więcej niż w normalnym samochodzie.

- Cami... wysiądź z samochodu, porozmawiajmy... wyjaśnię Ci wszystko. Odpowiem na każde pytanie, tylko wyjdź i wysłuchaj mnie... - Will stał oparty rękami o maskę samochodu uniemożliwiając mi wyjechanie. 

Po chwili kiwnęłam potakująco głową, a on odetchnął z ulgą, podchodząc powoli do moich drzwi. Wykorzystałam moment i ruszyłam z piskiem opon, słysząc w oddali jego przekleństwa. 

Odważyłam się spojrzeć we wsteczne lusterko, jadąc już pusta ulicą. Zobaczyłam go łapiącego się za głowę i kopiącego kosz na śmieci. 

 Nawet nie wiem ile czasu tak jechałam. Zatrzymałam się dopiero kiedy rękawy mojej bluzy były już całe mokre od łez, a wskaźnik poziomu paliwa wskazywał niemalże zero. Zaparkowałam pod jakimś hotelem z czerwonej cegły. Wzdłuż alejki stało kilka domków i sklepów. Na zewnątrz zdążyło się  porządnie rozpadać. Położyłam głowę na kierownicy i spróbowałam się trochę uspokoić. Wdech, wydech, wdech... Spojrzałam na zegarek: 5:30

W końcu wysiadłam z samochodu, zamknęłam go i pognałam z torbą w ręku do wejścia. Myślałam, że moje pieniądze z warsztatu wydam na coś bardziej ambitnego, niż noc w hotelu na jakimś zadupiu. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się hol wyłożony zielonkawą okładziną. Starszy mężczyzna siedział za ladą, czytając grubą książkę, w równie grubych szkłach w okularach. 

- Dzień dobry - powiedziałam cicho nie chcąc go przestraszyć. Mężczyzna uniósł głowę i wydał się zaskoczony. No tak, nie wyglądałam najlepiej. Z moich włosów kapała woda, oczy podpuchnięte i zaczerwienione od płaczu, a przemoczone ubranie kleiło mi się do ciała. - Czy są jakieś wolne pokoje? 

What was onceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz