Camilla
- Cholera - powiedziałam patrząc w lustro. Byłam już w swoim domu i miałam dokładnie dziesięć minut na doprowadzenie się do wyglądu nieodstraszającego ludzi. Najchętniej zaszyłabym się w ciepłym łóżku, patrząc w sufit rozmyślałabym o wszystkim aż w końcu zasnęłabym nad ranem. Jednak nie przewidziałam, że właśnie dziś Aggie zdecyduje się przedstawić mi swojego chłopaka nie gdzie indziej, jak w klubie przepełnionym po brzegi, jak w każdy piątek. Dziewczyna zarzekała się, że to właśnie "ten" i po prostu muszę go poznać. Jakbym nie słyszała tego już dziesiątki razy.- pomyślałam.
- Przecież ja tego nie zmyję. - mruknęłam wpatrując się w czarne ślady smaru na policzku.
Po dokładnym umyciu się, a raczej wyszorowaniu swojego ciała , przez co moja skóra była lekko zaróżowiona, rozpuściłam włosy, które po całym dniu noszenia ich spiętych w koku i za sprawą pary wodnej opadły falami na moje ramiona. W pośpiechu wyszperałam z szafy jedyną sukienkę, którą mam i była ona prezentem oczywiście od mojej przyjaciółki. Czarna, krótka i zupełnie nie w moim stylu, ale za to w stylu Ag. Ciche westchnienie wydostało się z moich ust kiedy stanęłam przed lustrem i próbowałam odciągnąć materiał chociaż odrobinę od ciała. Nie byłam przyzwyczajona do noszenia tego typu ubrań, dlatego w każdej rzeczy innej niż spodnie czułam się skrępowana.
Sięgnęłam do komody po opakowanie czerwonej szminki. Bez minimum makijażu nie uda mi się zadowolić Aggie, zapewne cofnęłaby mnie do domu i rozpoczęła samodzielne prace nad moim wizerunkiem, czego chciałam uniknąć.
W chwili zamykania domu na klucz, już miałam ochotę na powrót. . Przywołałam na swoją twarz uśmiech, miałam udoskonaloną tą umiejętność niemal do perfekcji. Jest to bardzo przydatna rzecz, szczególnie kiedy umiera bliska Ci osoba, a ty musisz każdemu z kolei odpowiadać na standardowe pytanie: Jak się masz?
Wiedziałam, że swoją ponurą miną bardziej odstraszam ludzi niż zachęcam do bliższego poznania, a nie chciałam zrobić przykrości przyjaciółce.
Pomińmy, a najlepiej nie wspominajmy o fakcie, że wcale nie chcę nikogo poznawać...
Cudowny i boski Peter był przewodnim tematem monologu Ags. Poznali się zupełnie przypadkowo i stosunkowo niedawno biorąc pod uwagę pewności zapowiedzi wielkiej miłości. Tydzień temu, kiedy całe miasto nawiedziła ogromna burza, dziewczyna wracała pieszo do domu z zakupami. Na drogach nie było żywej duszy, Peter zauważył ją całą przemokniętą i zaproponował podwózkę. Potem zaprosił na kawę i tak to się zaczęło...
- A Ty co dziś robiłaś? - spytała z radością w oczach (spowodowaną zakochaniem), zupełnie nie przejmując się moim milczeniem - była raczej do niego przyzwyczajona.
- Ym... - Odchrząknęłam czując suchość w gardle - Byłam w warsztacie. - Spojrzałam na jej skrzywioną minę i dodałam już nieco ciszej - Raczej nie chcesz o tym słuchać.
- Nie sądzę, że jest do dla ciebie odpowiednie miejsce. Nie uważasz, że cały czas w tym siedzisz? We wspomnieniach? - Ni to zapytała, ni stwierdziła. - Powinnaś ruszyć do przodu i zostawić za sobą, to co było kiedyś...
- Potem przyszedł Will. - Powiedziałam, może trochę zbyt głośno, ale na prawdę chciałam przerwać jej kazanie. Jakbym nie słyszała tego już dziesiątki razy. Zaskoczona oderwała na chwilę wzrok od drogi i zerknęła na mnie z wysoko uniesionymi brwiami. - To znaczy do warsztatu. Dokładnie to do Bena, ale go nie było i kazał mi zadzwonić i... - Plątałam się w słowach, pod natłokiem jej badawczego spojrzenia. - I był miły? - Dodałam to, co było w tym wszystkim najbardziej niewiarygodne.
- Ten Will? Był dla Ciebie miły?
- Wiem, dziwne. - Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Co prawda nie mówiłam jej o wszystkich akcjach z udziałem Shermana i o tym jak zachowuje się w stosunku do mnie, ale nie bardzo za nim przepadała. W zasadzie niewiele osób za nim przepadało. Jest typowym niebezpiecznym gościem na motocyklu z wypchaną kieszenią numerów ładnych dziewczyn.
Aggie zaparkowała zwinnie na wolnym miejscu i razem weszłyśmy do jej ulubionego klubu. Ona - szła pewnie przed siebie, a ja byłam ciągnięta za rękę w stronę baru. Nie lubiłam tłumów, dlatego czułam się trochę nieswojo, trochę bardzo nieswojo. Dziewczyna lekko pchnęła mnie w kierunku jednego wolnego barowego stołka i nachyliła się nad moim uchem, by przebić się przez głośną muzykę.
- Znajdę Petera. - Na imię chłopaka, aż zaświeciły jej się oczy. - Poczekaj tu na nas.
Kiwnęłam tylko głową i zaczęłam rozglądać się wokół po świetnie bawiących się ludziach. Jakaś para całowała się namiętnie przy ścianie i przysięgam, ale widziałam jak ręka chłopaka poruszała się pod sukienką dziewczyny. Odwróciłam wzrok w drugą stronę i zwęziłam oczy próbując dostrzec, czy to, co widzę, nie jest jakimś cholernym przywidzeniem. Przy jednym ze stolików siedzieli kumple Willa, niegdyś też mojego brata. Chyba coś świętowali, bo zachowywali się niezwykle głośno i co chwilę wybuchali śmiechem. Przez chwilę w mojej głowie zaświtała myśl, że gdyby nie tamten wypadek, Andrew siedziałby razem z nimi. W jego ręku, podobnie jak u kolegów znajdowałoby się piwo i niewątpliwie byłby jednym z najgłośniejszych uczestników imprezy przy stoliku. Zawsze był głośny i wygadany.
Przesunęłam wzrokiem po twarzach i odetchnęłam z ulgą, kiedy zauważyłam, że brakuje znienawidzonego przeze mnie bruneta. Przynajmniej tyle dobrego tego dnia.
Zobaczyłam, jak przez tłum przeciska się Aggie z towarzyszącym jej wysokim chłopakiem. Miałam wrażenie, że gdzieś go już widziałam, jednak nie potrafiłam sobie teraz przypomnieć gdzie. Uśmiechnęłam się w ich stronę i wyciągnęłam rękę.
Chłopak porozmawiał chwilę z nami (a raczej z Ag, bo ja tylko co chwilę przytakiwałam), obejmując dziewczynę w pasie, po czym przeprosił nas na moment i poszedł przywitać się z kolegami, których zobaczył w tłumie. Przyjaciółka nie chcąc tracić ani chwili wyciągnęła mnie na parkiet i nie mogę powiedzieć, że nie bawiłam się dobrze. Starałam się nadążać za koleżanką, co spotkało się z jej szerokim uśmiechem. Po raz kolejny pochwaliła mnie za szminkę i podziękowała za przyjście. Zapytała co sądzę o Peterze dokładnie w chwili, gdy zdążył nas odnaleźć. Uwaga Aggie skupiła się już tylko na nim. Poczułam się trochę jak piąte koło u wozu, ale nie mogłam jej za to winić, wiedziałam że tak będzie. Przecież nie będziemy tańczyć w trójkę.
Chyba nikt nie lubi tego uczucia, kiedy zostaje sam, a ludzie zerkają w jego kierunku z dziwną miną.
Wokół mnie tłum skakał i tańczył w rytm wybijany przez DJ, a ja stałam jak kołek i patrzyłam na Aggie, która właśnie wpija się w usta swojego nowego chłopaka. Wydawał się na prawdę w porządku, dlatego mogłam już wrócić do domu.
I kiedy chciałam już odejść, ktoś złapał mnie od tyłu za biodra. Przełknęłam ślinę, bojąc się, że może to być jakiś zboczeniec, ale starałam się przedwcześnie nie panikować. Otaczali mnie ludzie i ten człowiek nic mi nie zrobi przy takiej publiczności. Zaczął poruszać się za mną w rytm muzyki, ale kiedy nie wykonałam żadnego ruchu, złapał mnie za rękę i obrócił w swoją stronę, a mi ze zdziwienia opadła szczęka. Taką samą reakcję ujrzałam na twarzy chłopaka. Zamglone przez wypity alkohol czarne oczy były szeroko otwarte z zaskoczenia. Ręce wciąż trzymał na moich biodrach, więc strzepnęłam je jak najszybciej. Szumiało mi w uszach mimo, że nie zdążyłam wypić żadnego drinka.
Na jego ustach pojawił się głupi, pijacki uśmiech. To by było na tyle z dobra tego dnia...
***
Skomentuj i zostaw gwiazdkę ~'D
CZYTASZ
What was once
Romance*w trakcie poprawek* Kawałek koloru na okładce nie jest przypadkowy. W życiu Camilli po śmierci brata wszystko stało się szare. Ten kolor to szansa na szczęście i na poznanie prawdy. Co jeśli Will Sheerman, przyjaciel jej zmarłego od roku brata zmie...