🪴trzy🪴

1K 46 9
                                    

Rhea

Po przebudzeniu dziękowałam Merlinowi za to, że w tym roku drugi września okazał się być niedzielą, bo po wejściu do mojego ukochanego łóżka mogłam nie wychodzić z niego do conajmniej jedenastej. A po odsunięciu zasłon, dziękowałam Merlinowi także za moją przyjaciółkę.

Uśmiechnęłam się, widząc karteczkę od Amary oraz rzeczy, które zostawiła mi na szafce nocnej. Pierwszą rzecz jasna było śniadanie i nadal ciepła herbata. Drugą był nieduży krzaczek bambusa, którego genezę Amara obiecała mi opowiedzieć przy obiedzie. Podziwiałam go przez conajmniej dziesięć minut, ciesząc się, że nie przywiozła mi jakiegoś beznadziejnego breloczka, a coś, co naprawdę uwielbiam. Znaczy, oczywiście, że cieszyłabym się ze wszystkiego, co by mi dała, ale dobrze, że trafiła z prezentem. Swoją drogą, powinnam w końcu rozpakować walizki i wyjąć z nich kwiaty. Skrzywiłam się na myśl, ile już czasu spędziły zamknięte.

Nie wychodząc spod kołdry, zjadłam tosty i sałatkę, a potem spędziłam następną godzinę po prostu leżąc i wpatrując się w sufit. I nagle wpadłam na tak genialny pomysł, że dziwiłam się samej sobie, że nie pomyślałam o tym już lata temu. Moje współlokatorki wiedziały, że uwielbiałam rośliny i żadna nie miała jakoś specjalnie nic przeciwko temu, bym trzymała ich tutaj niezliczone ilości, więc chwyciłam swoją różdżkę z szafki nocnej i machnęłam nią w kierunku górnej części swojego łóżka. Wokół drewnianych belek, na których powieszone były baldachimy, zaczęły rozwijać się kolejne listki bluszczu do których dodałam jeszcze fioletowe kwiatki. Chwilę później uśmiechnęłam się z zadowoleniem, patrząc na przyozdobione zasłony.

Kiedy w końcu wstałam z łóżka, zbliżała się trzynasta, a żadnej z trzech pozostałych mieszkających tu dziewczyn nadal nie było. Wbrew pozorom, mimo, że było nas tu cztery, dormitorium często zostawało przez długi czas tylko do mojej dyspozycji. Amara, odkąd w piątej klasie została prefektem, miała mnóstwo obowiązków z tym związanych, a Lydia i Freya lubiły cieszyć się swoją obecnością z daleka od ciekawskich spojrzeń. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało. Czasem po prostu potrzebowałam pobyć sama. Głównie zajmowałam się wtedy moimi kwiatami lub chodziłam do szklarnii, by porozmawiać z profesor Sprout, która uwielbiała mi doradzać w kwestii nowych sadzonek. Miałam wrażenie, że byłam jedną z niewielu osób, których naprawdę interesowały jej zajęcia.

Jednak kiedy już wybitnie się nudziłam, odwiedzałam mojego brata i Carter'a, którzy mieszkali w jednym dormitorium z trzema innymi chłopcami. I musiałam przyznać, że dobrze było mieć brata w tym samym Domu. Tutaj zawsze miałam do niego w miarę łatwy dostęp. Co innego, gdyby Tiara Przydziału jednak zdecydowałaby się wysłać Alex'a do Hufflepuff'u, jak początkowo zamierzała. Wtedy na pewno widzielibyśmy się o wiele rzadziej, co wbrew pozorom nie byłoby dla mnie przyjemne. Dla Alex'a zapewne też nie.

Zawsze dobrze się dogadywaliśmy, ale odkąd dwa lata temu rodzice się rozstali, jeszcze bardziej się do siebie zbliżyliśmy. Wszak Martin Castle nie czuł się ani trochę winny zdradzania naszej matki z bogatą czarownicą, co jeszcze bardziej wpędziło ją w kompleksy. Mama zawsze czuła się niewystarczająca, gdy byliśmy razem. W końcu cała nasza trójka umiała czarować, a ona nie. Ja i Alex podchodziliśmy do tego neutralnie, ale dopiero później zauważyliśmy jaki to ma wpływ na mamę. Nie chciała z nikim rozmawiać odkąd ojciec odszedł i poprosił kochankę o rękę. Z jednej strony ją rozumiałam, a z drugiej byłam na nią wściekła, że pozostawiła nas samych sobie. Żaden z naszych rodziców nie raczył się nami bardziej zainteresować, odkąd się rozwiedli. Miałam wrażenie, że Alex zniósł to o wiele lepiej niż ja, chociaż mógł mieć na to wpływ fakt, że wtedy wspierało go naprawdę wiele osób, a rodzice Carter'a otoczyli go cudowną opieką.

Dlatego paliłam każdy list od mojego ojca, nawet go nie czytając.

Tak zrobiłam i tym razem, gdy dostrzegłam zaadresowaną do mnie kopertę, której uprzednio nie zauważyłam. Wrzuciłam ją do kominka bez najmniejszego mrugnięcia bądź poczucia winy. Mimo wszystko wiedziałam, że Alex utrzymywał czasem kontakt z naszym ojcem, ale niespecjalnie mogłam mu tego przecież zakazać. Ale nie omieszkałam się wyrazić swojej dezaprobaty w tym temacie.

Golden bands {Oliver Wood}.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz