🪴dwanaście🪴

894 44 5
                                    

Rhea

— Rhea, ja nie wytrzymam współpracy z Xavierem do conajmniej grudnia — jęknęła żałośnie Amara, a ja przewróciłam oczami, nabijając sajgonkę na widelec. Od dostatniej lekcji zielarstwa Amara wciąż mi wypominała, jak mogłam ją tak zostawić na pastwę Xavier'a, a ja wspominałam jak całkiem przyjemnie pracowało mi się z Oliverem. Mimo, że czasem naprawdę nie miał pojęcia o czym mówię (nietrudno było zgadnąć po jego zdezorientowanej minie) to z chęcią mnie słuchał. Zaś Amara i Xavier... to była zupełnie inna bajka.

— Jak tam twoje wypracowanie na transmutację? - zapytałam, ignorując jej marudzenie o Xavierze. Spojrzałam na przyjaciółkę, która się skrzywiła.

— Całkiem nieźle. Jest w przygotowaniu —odpowiedziała, a ja uniosłam brew.

— Chcesz dziś wieczorem nad nim popracować?

— Tak, proszę. — Amara ewidentnie odetchnęła z ulgą.

Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, po czym rozejrzałam się po Wielkiej Sali. Zmrużyłam oczy, zastanawiając się czy na pewno widzę czarnowłosą Ślizgonkę, która właśnie podnosi się od stołu.

— Hej, to Grace — powiedziałam, wskazując podbródkiem dziewczynę.

— Dawno z nią nie rozmawiałyśmy — zauważyła Amara, patrząc na mnie porozumiewawczo. — Skończyłaś jeść? — zapytała, szybko zabierając mi talerz.

— Hej! — krzyknęłam oburzona.

— Super, to idziemy — odparła niewzruszona, podrywając się. Westchnęłam głośno, ale podążyłam za przyjaciółką ku wyjściu z pomieszczenia.

— Grace! — powiedziałam głośno, widząc że dziewczyna zmierza do lochów, a wtedy już ciężko byłoby nam ją złapać. Ślizgonka odwróciła się, będąc już na dole schodów, a ja odetchnęłam z ulgą, dziękując Merlinowi, że jednak nie musimy jej gonić aż do samych lochów.

Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech, gdy nas zobaczyła.

— Hej, jak tam? — zapytała, kierując się w naszą stronę.

— Zdążyłyśmy cię złapać, więc bardzo dobrze — odpowiedziałam, starając się unormować oddech po tej pogoni. Grace znów się lekko uśmiechnęła, co od razu odwzajemniłam.

— Merlinie, Grace, coś ty taka blada? — zapytała nagle z przejęciem Amara, podchodząc do czarnowłosej. Grace zmarszczyła brwi, ale rozbawiona spojrzała na mnie kątem oka, gdy Amara wzięła jej twarz w dłonie. — Te lochy chyba tak na was działają. Nie dziwię się, że wszyscy Ślizgoni tacy bladzi i odizolowani, skoro siedzicie ciągle pod ziemią. Jaki wy w ogóle widok stamtąd macie? Pewnie żaden...

— Na jezioro, tak właściwie — wcięła się ostrożnie Grace, ale Amara już pociągnęła ją w górę schodów.

— Chodź, wyciągniemy cię trochę na słońce —rozkazała, nadal trzymając Ślizgonkę nadgarstek jak małe dziecko. Zaśmiałam się pod nosem, a potem podążyłam za dziewczynami.

— Chyba nie wychodzisz za często na dwór, co? — zapytałam, gdy już znalazłyśmy się na dziedzińcu. Zerknęłam na Grace, mrużąc oczy przed słońcem. Szła w środku, pomiędzy mną i Amarą.

— Zdecydowanie nie — odpowiedziała, kręcąc głową. — Po zajęciach od razu idę albo do biblioteki, albo do dormitorium.

— I znowu odrabiasz lekcje? — podsunęła Amara, krzywiąc się przy tym odrobinę. Grace niemrawo pokiwała głową. Wymieniłam z Amarą znaczące spojrzenia. Grace chyba po prostu nie miała z kim wychodzić.

Golden bands {Oliver Wood}.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz