🪴dwadzieścia jeden🪴

839 50 4
                                    

— Nie wyglądają zbyt dobrze — powiedziałam do Amary, patrząc na drużynę siedzącą przy stole Gryfonów, gdy wchodziłyśmy do Wielkiej Sali. Jakąś godzinę temu wszyscy zaczęli się budzić i gdy profesor Dumbledore zapewnił nas, że nie ma powodów do obaw, rozeszliśmy się do dormitoriów. Gryfoni co prawda mieli z tym nieco większy problem. Okazało się, że zeszłej nocy Syriusz Black pociął portret Grubej Damy, więc tymczasowo zastępował ją Sir Cadogan. Podczas gdy Gruba Dama często nie chciała nas wpuścić do pokoju, by zaprezentować swój śpiew, tak Sir Cadogan był jeszcze gorszy. Jednak w końcu udało nam się dostać do pokoi, gdzie się ogarnęliśmy i zeszliśmy na śniadanie.

— Myślisz? — zapytała nieprzekonana blondynka, na co spojrzałam na nią znacząco.

— Oczywiście, że tak. Tylko na nich spójrz — odpowiedziałam, wskazując ich dłonią. — Wyglądają na strasznie zmarnowanych. Chodź.

Ruszyłam w kierunku Oliver'a, obok którego standardowo siedział Xavier, a naprzeciwko reszta drużyny, łącznie z Carterem obok Alexa. Nikt się nie uśmiechał i wyglądało na to, że ledwo coś zjedli. Pogoda ewidentnie odpowiadała ich nastrojom, bo od rana okropnie padało i już mogłam sobie wyobrazić jak pełne będzie od jutra skrzydło szpitalne, skoro dzisiaj spędzimy kilka godzin na trybunach.

— Hej — powiedziałam łagodnie, siadając obok Oliver'a. Chłopak uniósł wzrok i posłał mi niemrawy uśmiech. Nigdy nie widziałam, by wyglądał tak przed jakimkolwiek meczem. — Co się stało? — zapytałam, patrząc po najbliższych Gryfonach. Natknęłam się na zmęczony wzrok Xavier'a, obok którego miejsce zajęła Amara, ale to nie od niego uzyskałam odpowiedź.

— Jesteśmy zupełnie skończeni — odezwała się Angelina, opierając głowę na dłoni ze wzrokiem wbitym w przestrzeń. Zmarszczyłam brwi, patrząc na przyjaciółkę dziewczyny. Alicia Spinnet westchnęła ciężko.

— Gramy jednak z Puchonami. Ślizgoni w ostatniej chwili poinformowali, że ich szukający nie doszedł jeszcze do siebie po jakimś wypadku.

— Malfoy — odpowiedziałam od razu. Słyszałam, że podczas opieki nad magicznymi stworzeniami miał jakiś wypadek z hipogryfem i to tylko dlatego, że go zdenerwował. Rozejrzałam się po Wielkiej Sali. Ślizgoni faktycznie wyglądali na bardziej zadowolonych niż zwykle, mimo tragicznej pogody. — Oh błagam, przecież on na pewno udaje — dodałam oburzona. Oliver westchnął i złapał mnie pod stołem za rękę, jakby chciał mnie uspokoić.

— My to wiemy. Każdy to wie, Rhea. Ale nikt nie może mu tego udowodnić — powiedział, chowając twarz w dłoniach, a mi się przypomniało, że jakiś czas temu powiedziałam coś podobnego o Snape'ie. — Na dodatek każdą pozycję ćwiczyliśmy z myślą o grze ze Slytherin'em. Puchoni mają całkiem inny styl.

— Oh, przestańcie! — wtrąciła się w końcu głośno Amara, a każdy aż podskoczył. — Jesteście najlepszymi graczami w tej szkole, pokonacie ich bez większego problemu. Ile razy już graliście mecze, przecież nie robicie tego pierwszy raz. Najedliście się już? To zasuwajcie na boisko wygrać ten mecz!

Gdy wstawali, posłałam każdemu pocieszający uśmiech, najdłużej zatrzymując się na Alexie. Wyglądał na odrobinę bardziej zdeterminowanego niż reszta, być może dlatego, że był to jego pierwszy mecz i z pewnością chciał się wykazać. Wszyscy markotnie ruszyli w stronę drzwi, podczas gdy podłamany Oliver nadal siedział na swoim miejscu.

— Dacie radę — powiedziałam cicho, kładąc rękę na jego ramieniu, przez co zwrócił na mnie swój wzrok, ledwo widocznie unosząc kącik ust.

— Będziesz na trybunach? — zapytał niespodziewanie, przez co uniosłam brwi. Trudno było powiedzieć jakiej odpowiedzi się spodziewał.

— Oczywiście, dlaczego miałabym nie być?

Golden bands {Oliver Wood}.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz