🪴dwadzieścia osiem🪴

798 45 1
                                    

— Myślę, że częściej powinniśmy wybierać się nad ten klif — powiedziałam, odwracając głowę w prawo, by spojrzeć na Olivera. Chłopak obejmował mnie jedną ręką, a drugą bazgrał po zeszycie, zastanawiając się nad różnymi nowymi formacjami i pozycjami co do meczów. Siedzieliśmy tak od kilku godzin, odkąd tylko wróciliśmy ze szlabanu. Normalnie byśmy odbyli go wieczorem, ale podczas śniadania (tym razem siedzieliśmy obok siebie, nie czując że to coś dziwnego) podszedł do nas ślizgoński prefekt, oznajmiając, że Snape czeka na nas w sali od eliksirów. I z całą pewnością przełożył godzinę szlabanu tylko dlatego, żeby nas skompromitować przed całą szkołą, bo gdy wracaliśmy do Wieży Gryffindoru tuż przed obiadem, minęliśmy chyba wszystkich możliwych uczniów, którzy patrzyli na nas z obrzydzeniem, tak bardzo śmierdzieliśmy przez zadanie Snape'a. Nie dość, że było ono okropne, to jeszcze sprzątając w schowku rozbiliśmy słoik z czymś co niesamowicie śmierdziało. Zmycie tego zapachu zajęło nam tak długo, że aż nie zdążyliśmy na obiad.

Patrząc na Olivera, po raz kolejny uświadomiłam sobie, że on rzeczywiście ma niemałą obsesję na punkcie quidditch'a. Oczywiście wiedziałam o tym już wcześniej, ale być obok niego i patrzeć jak nieustannie rysuje coś w tym zeszycie to było coś zupełnie innego. Przez kilka ostatnich dni zdążyłam zauważyć, że zawsze ma go przy sobie. Nie byłam pewna czy trzyma go na wypadek, gdyby wpadł nagle na jakiś pomysł, który musiałby zapisać czy po prostu obawiał się, że ktoś mu go ukradnie, ale wolałam nie pytać.

W końcu zorientował się, że na niego patrzę i odwrócił głowę. Miał nieco nieprzytomne spojrzenie, ale wcale się temu nie dziwiłam. Podczas gdy ja czytałam książkę o zielarstwie, on od paru godzin głowił się nad nowymi taktykami.

— Mówiłaś coś? — zapytał, a ja uniosłam kącik ust, owijając ręce wokół jego brzucha, by się przytulić.

— Bycie kapitanem drużyny musi być ciężkie — powiedziałam, wpatrując się w kominek. Był ostatni dzień listopada, więc paliło się w nim o wiele bardziej niż wcześniej. Oliver westchnął, gładząc mnie po ramieniu.

— Czasem rzeczywiście jest. Zwłaszcza, gdy muszę ochrzanić pewnego członka drużyny za to, że niemal zabił moją dziewczynę.

Przewróciłam oczami, ale uniosłam kącik ust, wspominając to zdarzenie.

— Nie byłam wtedy jeszcze twoją dziewczyną — przypomniałam i zdałam sobie sprawę, że to naprawdę dobrze brzmi. Byłam dziewczyną Olivera Wood'a. Uśmiech mimowolnie wykwitł na mojej twarzy. — I proszę cię, zostaw już biednego Freda — jęknęłam. Oliver się roześmiał.

— Nie ma opcji. Nie odkupił jeszcze wszystkich swoich win.

Pokręciłam głową z westchnieniem, mimo wszystko rozbawiona.

— Lepiej powiedz mi skąd znasz to miejsce nad morzem.

Chłopak powoli wypuścił powietrze, rozciągając się, jakby szykował się do opowiedzenia naprawdę długiej historii. Poruszyłam się, by zająć wygodniejszą pozycję, a Oliver ponownie objął mnie ramieniem.

— Rodzice mnie tam kiedyś zabrali. Do Alicante, na jakieś wakacje czy coś. To było dobre parę lat temu. Mieszkaliśmy u znajomych, a z racji tego, że nie mają żadnych dzieci strasznie się nudziłem w towarzystwie samych dorosłych. Nie mówiąc nikomu, wyszedłem z domu i dotarłem aż do klifu. Oczywiście potem nie potrafiłem znaleść drogi powrotnej, więc przesiedziałem tam dobre kilka godzin zanim mnie znaleźli. Moja mama ogólnie jest spokojna, ale wtedy niesamowicie się wściekła, podczas gdy mój tata cieszył się że żyłem.

Parsknęłam, wyobrażając to sobie. Mały Oliver zgubiony na wielkiej łące tuż nad klifem.

— Musiała być nieźle przestraszona, gdy nie znalazła cię w domu.

— Zapewne była. Przez to do teraz muszę mówić rodzicom, że gdzieś wychodzę — mruknął niezadowolony, a ja zachichotałam na jego ton.

— Naprawdę mi się tam podobało — westchnęłam.

— Spokojnie, to nie była nasza ostatnia wizyta nad morzem — zapewnił mnie. Wyprostowałam się, patrząc na niego, by upewnić się, że mówi poważnie. Uśmiechnął się i delikatnie mnie pocałował, a chwilę później usłyszeliśmy hałas od wejścia.

— Nie mówcie, że teraz cały czas tak będzie! — jęknął Xavier, rzucając się na kanapę obok Olivera.

— Sami im pomogliśmy, nie czepiaj się Xavier — zbeształa go Amara, zajmując miejsce w fotelu. Uśmiechnęła się, widząc jak Oliver mnie obejmuje.

— Chciałbym zaznaczyć, że ja też miałem wkład w ten związek. Może nieco brutalny, ale przynajmniej moje posunięcie zadziałało — powiedział jeden z bliźniaków, a po jego słowach stwierdziłam, że to Fred. — Wood, nie obraź się, ale od razu widać, że radzę sobie lepiej niż ty.

— Ty się lepiej nie odzywaj — zagroził mu Oliver, na co wszyscy się zaśmialiśmy. Zanim zdążył coś dodać, Xavier pochylił się, zaglądając przyjacielowi do zeszytu.

— Masz coś nowego?

— Tak jakby. Muszę to z wami przedyskutować. Zbierz resztę — polecił, a Xavier od razu ruszył na drugą stronę pomieszczenia, gdzie siedziały dziewczyny z drużyny.

— Będziecie rozmawiać o tym tutaj? — zapytałam. Myślałam, że Oliverowi bardziej zależy na prywatności co do taktyk. Chłopak uśmiechnął się. Pocałował mnie w czubek głowy, po czym powiedział;

— A czemu nie? Jestem w otoczeniu samych przyjaciół.

Golden bands {Oliver Wood}.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz