🪴dwadzieścia🪴

855 50 2
                                    

Z racji tego, że wróciliśmy tak późno do dormitoriów, prawie całą niedzielę odsypiałam. Wyszłam z pokoju dopiero na obiad, gdzie spotkałam się z współlokatorkami i dowiedziałam się, że Oliver i reszta drużyny wstała o jakiejś nieludzkiej porze, by jeszcze raz przećwiczyć na boisku manewry przed jutrzejszym meczem ze Ślizgonami. Naprawdę nie miałam pojęcia jak ten chłopak to robił, ale gdybym tylko go spotkała, to zamierzałam mu powiedzieć, że naprawdę potrzebował się wyspać.

Ale niestety nie miałam takiej okazji, bo zjadłam obiad i od razu wróciłam do dormitorium na kolejną drzemkę. Gdy na chwilę się z niej zbudziłam, porozmawiałam z Amarą i upewniłam się, że miewa się lepiej niż wczoraj, po czym znów wróciłam do spania.

W środku nocy obudził mnie tak głośny pisk, że byłam pewna, iż nie byłam jedyną osobą, którą podniósł na nogi. Lydia i Freya automatycznie podniosły się z łóżek, odrzucając kołdry na bok, co zrobiłam także i ja. Gdy spojrzałam na Amarę, okazało się, że już dawno stała przy drzwiach, pośpieszając nas żebyśmy wyszły. Zdążyłam założyć kapcie i złapać różdżkę, ale zanim chwyciłam jakąś bluzę, przyjaciółka już pociągnęła mnie do wyjścia.

— Co się stało? — zapytała Freya, gdy wraz z dziesiątką innych dziewczyn zbiegałyśmy do pokoju wspólnego. Amara próbowała ukryć swoje roztrzęsienie, bo w końcu była prefektem, ale widocznie też nie miała pojęcia co dokładnie się wydarzyło. Ale ewidentnie było to coś na tyle poważnego, że obudziło całą Wieżę Gryffindoru, co mogłam stwierdzić po zbiorowisku w salonie. Freya, ani żadna z nas nie uzyskała odpowiedzi od Amary, ale szepty w pokoju wspólnym niedługo potem nas uświadomiły. Syriusz Black włamał się do Hogwartu.

— Myślicie, że to prawda? — zapytała Lydia, gdyż nadal stałyśmy razem. Poza Amarą, którą od razu porwała profesor McGonagall.

— Ciężko powiedzieć. Wygląda poważnie — odpowiedziałam, rozglądając się po pomieszczeniu. Byli tu chyba wszyscy możliwi Gryfoni, którzy robili niewiarygodny hałas. Podejrzewałam, że przez to możemy obudzić całą resztę zamku. Lydia i Freya zaczęły głośno rozmyślać nad tym co się stało, podczas gdy ja szukałam wzrokiem brata lub jego przyjaciela. Niestety, żadnego z nich nie dostrzegłam, aż w końcu wróciła do nas Amara. Cała ta sytuacja wyglądała coraz bardziej groźnie, a uczniowie zaczynali coraz bardziej wpadać w panikę, co wcale nie poprawiało sytuacji. Starałam się nie stresować, ale z bandą histeryzujących nastolatków obok nie było to takie łatwe, zwłaszcza, że podejrzewaliśmy, że ścigany morderca włamał się do zamku.

— Idziemy do Wielkiej Sali — oznajmiła rzeczowym tonem Amara, patrząc na nas. — Muszę wszystkich wyprowadzić, spotkamy się na miejscu. Idźcie z tłumem, poradzę sobie — powiedziała, po czym nie czekając na naszą odpowiedź, rzuciła się z powrotem do części dziewczęcych dormitoriów, zapewne by sprawdzić czy ktoś tam jeszcze nie został, podobnie jak reszta starszych prefektów.

Profesor McGonagall stała u szczytu schodów przy obrazie Grubej Damy, poganiając uczniów, którzy w pośpiechu schodzili tuż za Percy'm. Wszyscy zachowywali się tak głośno, że pobudzili wszystkie portrety, a w każdym korytarzu zapaliła się każda, nawet najmniejsza pochodnia. Mimo to wiele osób i tak trzymało zapalone różdżki przed sobą. Hałas był tak duży, że przez pierwsze kilka chwil nie rozpoznałam, że ktoś wołał moje imię. Chciałam się odwrócić, ale tłum pociągnął mnie w dół schodów, które nie zapowiadało się, by miały się skończyć.

— Rhea!

Oliver pojawił się tuż za mną, co zauważyłam zerkając do tyłu. Ze zmartwioną miną od razu złapał mnie za rękę i miałam wrażenie, że odetchnął z ulgą. Mocniej zacisnęłam palce na jego dłoni.

— Oliver! Widziałeś mojego brata? — zapytałam, rozglądając się. Było to dla mnie teraz kluczowym pytaniem, skoro Oliver był tuż obok mnie i nic mu nie było.

— Tak, nie martw się, przed chwilą z nim rozmawiałem — odpowiedział, a mi kamień spadł z serca. Tuż obok chłopaka zauważyłam Xavier'a, który posłał mi niemrawy uśmiech. — Jest tuż za nami razem z bliźniakami i resztą drużyny. Ale nie zatrzymujmy się, zaraz się z nim zobaczysz — dodał, gdy odwróciłam się do tyłu, ale i tak nie dostrzegłam brata. Pokiwałam głową, ufając Oliverowi. Miał wyjątkowo dobry wpływ na Alexa, więc miałam nadzieję, że mój brat nie spanikował ani nic podobnego.

Przez całą drogę do Wielkiej Sali Oliver trzymał mnie za rękę i nie miałam najmniejszej ochoty, by to zmienić. Po pierwsze, czułam się tak o wiele bezpieczniej, a po drugie tłumowi byłoby o wiele trudniej nas tak rozdzielić. O wiele lepiej było, gdy Oliver był blisko. Nie rozmawialiśmy, gdyż sama nie wiedziałam, co miałabym w takiej sytuacji powiedzieć, a nie chciałam wymyślać dodatkowych teorii spiskowych, które nieustannie teraz słyszałam, ale wcale nie było to niekomfortowe. Wystarczyło mi ciepło jego ciała obok i bez zbędnych problemów doszliśmy do Wielkiej Sali, gdzie powoli zbierały się już trzy pozostałe domy. Stanęliśmy we trójkę na środku sali, patrząc z wyczekiwaniem na profesora Dumbledore'a, wokół którego zbierali się inni uczniowie.

— Proszę o ciszę! — rozbrzmiał w końcu jego głos i wszyscy natychmiast się uspokoili. — Cały zamek zostaje właśnie sprawdzony, nie macie żadnych powodów do obaw! Wszyscy zostaną tu jednak na noc. Prefekci będą pełnić warty, a co godzinę przyjdzie jakiś nauczyciel.

Dyrektor jednym machnięciem różdżki odsunął stoły na boki i wyczarował setki puchowych śpiworów, po czym wyszedł z resztą nauczycieli, rzucając jeszcze kilka uspokajających słów. Nadal trzymający mnie za rękę Oliver pociągnął mnie w kierunku, gdzie zaczęła układać się drużyna. Po chwili uwolniłam dłoń z jego delikatnego uścisku i podbiegłam do Alexa, który siedział na śpiworze naprzeciwko Cartera.

— Nic wam nie jest? — zapytałam przejęta, uklękając obok nich, patrząc to na jednego, to na drugiego. Obaj pokręcili głowami.

— Tylko niewyspani — odparł Alex, patrząc na mnie. Moje bijące serce powoli zaczynało się uspokajać, gdy zauważyłam, że nie dostali jakichś ataków paniki. Podchodzili do tego wyjątkowo spokojnie. — A ty?

— Jak on mógł się tu dostać? — zapytał Carter, patrząc w przestrzeń, przez co zwrócił na siebie naszą uwagę. Nie on jeden zadawał sobie to pytanie.

— Ze mną wszystko w porządku — odpowiedziałam Alex'owi, wzdrygając się. Szkoda, że nie zdążyłam wsiąść bluzy. — Oliver mnie znalazł.

Nagle Alex uniósł wzrok, patrząc na coś za mną. Uniosłam brew, ale zanim zdążyłam zapytać, poczułam jak coś miękkiego otula moje ramiona. Odwróciłam się do tyłu, patrząc jak Oliver zarzuca mi na plecy swoją czerwoną bluzę z nazwiskiem.

— Trzęsiesz się. Lepiej wejdź już do śpiwora, Percy ciągle krzyczy, że zaraz gasi wszystkie światła — rzucił chłopak, przewracając oczami na zachowanie swojego przyjaciela. Uśmiechnęłam się, nie wiedząc jak mu dziękować. Ostatni raz spojrzałam na Alexa i Cartera, po czym ruszyłam za Oliverem i ułożyłam się w śpiworze tuż obok niego. Po jego drugiej stronie spał Xavier, a dalej widziałam Freda i George'a oraz resztę drużyny. Gdzieś mignęły mi współlokatorki, a przy wyjściu widziałam Amarę obok Percy'ego. Gdy zgasły światła, ułożyłam się na tyle wygodnie, na ile pozwalały mi warunki, ale i tak coś mi nie pasowało.

— Nadal ci zimno? — usłyszałam szept Oliver'a i odwróciłam głowę w jego stronę. Chłopak już na mnie patrzył.

— Chyba trochę — odpowiedziałam równie cicho. — To niezła zmiana przenieść się z łóżka w dormitorium na podłogę w Wielkiej Sali.

— Też prawda — powiedział Oliver, a jego ton zdradził mi, że się uśmiechał. Oczy same zaczęły mi się zamykać. Nawet nie zarejestrowałam, kiedy dokładnie przesunęłam się tak blisko Oliver'a, który znalazł się za moimi plecami, przerzucając rękę przez moją talię, przez co od razu zrobiło mi się cieplej. — Dobranoc, Rhea.

Nawet jeśli tego bardzo chciałam, nie miałam sił mu odpowiedzieć.

Golden bands {Oliver Wood}.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz