🪴jedenaście🪴

955 52 5
                                    

Rhea

— Nawet na chwilę nie można cię samej zostawić — powtórzyła po raz kolejny Amara, gdy następnego ranka siedziałyśmy w Wielkiej Sali podczas śniadania. Dzisiaj wstałam nieco wcześniej niż zwykle, głównie przez to, że niewygodnie mi się spało i byłam już głodna, ale chciałam też spokojnie porozmawiać z Amarą. Nie cierpiałam, gdy chciałam porozmawiać z przyjaciółką, a wokół nas było pełno ludzi, przez co czułam się jakby każdy się nam przysłuchiwał. Dzięki Merlinowi, że obecnie było tu zaledwie parę osób, w tym Hermiona Granger, siedząca w pewnej odległości od nas, ale ona i tak była zajęta czytaniem wielkiej książki. Czasem zastanawiałam się jakim cudem ta trzecioklasistka była jedną z najbardziej kojarzonych Gryfonek, skoro praktycznie cały czas siedziała w bibliotece lub dormitorium i się uczyła, ale wtedy przypominałam sobie, że przyjaźniła się z Harrym Potterem i była piekielnie inteligentna.

— Sama nie wiem jak to się stało — odpowiedziałam, zerkając na Amarę.

— Ale już dobrze się czujesz? — zapytała, patrząc na mnie z niepokojem, przez co nie zauważyła skradającego się za jej plecami Xavier'a, który miał na twarzy pełen zadowolenia uśmiech. Amara patrzyła na mnie w oczekiwaniu, ale byłam zbyt zaintrygowana tym, co się zaraz wydarzy, by jej odpowiedzieć.

— Mam cię! — krzyknął Xavier, łapiąc w talii Amarę, która aż podskoczyła, a na jej twarzy od razu pojawiła się wkurzona mina. Chłopak szybko zajął miejsce obok blondynki, która chwyciła pierwszą rzecz jaka wpadła jej w ręce (okazał się nią mój podręcznik do zielarstwa, które mieliśmy jako pierwsze) i zaczęła nią okładać Xavier'a, mamrocząc przy tym wyzwiska w jego stronę, a biedny chłopak nieudolnie próbował się obronić. — Czyżby moja ulubiona pani prefekt miała dzisiaj zły humor? — zapytał niezrażony jej zachowaniem, mimo wszystko nieco się odsuwając, a Amara znów próbowała go dosięgnąć.

— Tworzą ciekawy duet, prawda? — usłyszałam przy uchu i spojrzałam w górę, w momencie gdy Oliver usiadł obok mnie. Uniosłam kącik ust, jeszcze raz zerkając na kłócącą się dwójkę Gryfonów naprzeciwko nas.

— Zdecydowanie są... bardzo osobliwi — powiedziałam, spoglądając szybko na bruneta. Odsunęłam nieco swój talerz, by położyć łokcie na stole i rozejrzałam się po Wielkiej Sali, do której zaczynało wchodzić coraz więcej uczniów. Do Hermiony Granger dołączył zarówno Harry Potter, jak i Ron Weasley, a w pewnej odległości od nich dostrzegłam jak zwykle rozbawionych rudowłosych bliźniaków. Kiedy z powrotem odwróciłam głowę, Oliver już na mnie patrzył, na co zamrugałam kilkukrotnie.

— Jak się czujesz? Po wczoraj? — zapytał, przyglądając mi się, jakby szukał jakichś wskazówek dotyczących mojego samopoczucia. — Jeszcze raz przepraszam za Freda.

Delikatnie pokręciłam głową, uśmiechając się uspokajająco.

— W porządku, już mi o wiele lepiej. Naprawdę nie było aż tak źle — powiedziałam, ale jednak nieco minęłam się z prawdą. Maść od pani Pomfrey zaczęła działać dopiero po jakimś czasie i do tamtej pory myślałam, że po prostu umrę przez ból żeber, ale nie chciałam jeszcze bardziej martwić chłopaka, zwłaszcza, że już było całkiem stabilnie. — Już prawie nie ma śladu, czasem biorę jeszcze eliksir przeciwbólowy, a pani Pomfrey dała mi pudełko maści.

— Dzięki Merlinowi — mruknął cicho Oliver i widziałam, że rzeczywiście odetchnął z ulgą, przez co ciepło nieco zalało moje policzki. Naprawdę nie wiedziałam, dlaczego aż tak się tym przejął.

— Swoją drogą — zaczęłam, by w końcu zmienić temat na coś innego niż ja. Uniosłam widelec z kawałkiem zapiekanki i wskazałam nim bliźniaków, a Oliver podążył za moim spojrzeniem. — Dziękuję, że jednak nie wyrzuciłeś Freda — powiedziałam, patrząc na Wood'a, który uniósł brew.

Golden bands {Oliver Wood}.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz