Rhea
Zasypiałam na stojąco. Jedyne na co miałam ochotę, to wrócić do łóżka i nie wychodzić z niego do południa, ale zamiast tego stałam oparta o ścianę w pokoju wspólnym, mając ochotę zamordować mojego przygłupiego brata. Westchnęłam głośno, nie otwierając oczu, po czym powiedziałam;
— Zwariowałeś, Alex.
Chłopak zaśmiał się cicho, a ja uchyliłam jedno oko, by zobaczyć, że wiąże już drugiego buta.
— Sama mówiłaś, że chcesz poprawić kondycję — odpowiedział obronnym tonem, podnosząc się, a ja jęknęłam głośno, bo to oznaczało, że dzieliły mnie minuty od wyjścia na dwór i tego, że Alex rzeczywiście zmusi mnie do wysiłku fizycznego.
— Ale nie mówiłam tego na serio — zamarudziłam niezadowolona. Było trochę po szóstej rano, nie wypiłam nawet kawy, a on już ciągnął mnie żeby odbyć poranny trening. McGonagall mnie zabije, jeśli zasnę przez to na jej lekcji. Chociaż wtedy powinna wysłać na szlaban Alex'a, a nie mnie. To jego wina. —Czemu nie możemy robić tego wieczorem?
Alex parsknął, jakby nie wierzył czy pytam poważnie. Spojrzałam na niego, unosząc brew. Rozbawiony pokręcił głową.
— Bo uwierz, wtedy nie chciałoby ci się jeszcze bardziej niż teraz.
Przewróciłam oczami, wiedząc, że niestety ma rację. W ciszy rozpoczęliśmy wędrówkę do wyjścia z zamku i zanim w ogóle wyszliśmy na zewnątrz, już ledwo łapałam wdechy. Wymusiłam uśmiech, gdy Alex na mnie spojrzał, a potem zaśmiał się pod nosem, przytrzymując drzwi, bym wyszła pierwsza.
Zadrżałam, gdy poczułam delikatny powiew wrześniowego powietrza. Mimo wczesnej pory było w miarę ciepło, ale i tak zarzuciłam na siebie rozpinaną bluzę, w przeciwieństwie do Alex'a. Blondyn rozejrzał się po błoniach, przeczesując palcami przydługie włosy w których - całkiem prawdopodobnie, że siłą - zrobiłam kilka pomarańczowych pasemek takich jak u mnie. Na kolczyki niestety nie zdołałam go namówić.
Uśmiechnęłam się szeroko, właśnie coś sobie uświadamiając.
— Alex, braciszku? - zaczęłam, spoglądając na niego niewinnie. Spojrzał na mnie podejrzliwie, unosząc brew. — Skoro ja towarzyszę ci w twoich treningach, to może ty w końcu zrobisz kolczyk? Taki malutki, no daw...
— Nie — przerwał mi od razu, przewracając oczami. Niewzruszony odwrócił się, patrząc na błonie, a ja zmrużyłam oczy. Już miałam zacząć dalej go namawiać, kiedy kontynuował; — Rundka do stadionu na początek? — zapytał, uśmiechając się w sposób, który mógłby uchodzić za złośliwy, a ja jedynie westchnęłam głęboko.
— Zaraz mnie będziesz zbierał z ziemi — uprzedziłam go po raz kolejny, mimo że dobrze o tym wiedział. Alex tylko mnie przedrzeźnił, robiąc minę, która chyba miała sugerować moją, po czym ruszył w dół zbocza. Skrzywiłam się, naprawdę nie mając na to ochoty. Nie mogłam powstrzymać głośnego jęku, kiedy zmusiłam swoje nogi do ruchu. Starałam się biec na tyle wolno, by się za bardzo nie zmęczyć, ale już po pięciu minutach miałam wrażenie, że zaraz wypluję płuca.
Alex nie biegł szybko, ale zdążył już mnie nieźle wyprzedzić, podczas gdy ja zastanawiałam się dlaczego, na Merlina, tu jestem. Kiedy w końcu dogoniłam brata, on już stał pod dużą wierzbą rosnącą obok jeziora i się rozciągał. Już nawet nie udawałam, że ledwo żyłam. Oparłam się jedną ręką o pień drzewa, a drugą umieściłam na kolanie, pochylając się do przodu ze zmęczenia. Powoli uniosłam wzrok, mrużąc oczy gdy dotarły do mnie promienie wschodzącego słońca.
— Nie dam rady — wydyszałam, oficjalnie się poddając. Alex parsknął śmiechem, gdy położyłam się na jeszcze wilgotnej trawie. Zamknęłam oczy, ciężko oddychając przy czym ignorowałam śmiejącego się ze mnie brata. — Weź następnym razem Carter'a — poleciłam mu, gdy mój oddech zaczął się stabilizować.
CZYTASZ
Golden bands {Oliver Wood}.
Fanfic🪴Kiedy za sprawą intryg swoich przyjaciół i członków drużyny quidditch'a, Rhea Castle i Oliver Wood w końcu się do siebie zbliżają, musząc też przygotować razem projekt na zielarstwo. by; amorlatin 2022/ 2023, zakończone. Na podstawie uniwersum J.K...