🪴dwa🪴

1.2K 52 5
                                    

Rhea

— Na Merlina, Rhea. — Amara złapała mnie za nadgarstek, wciągając mnie do pustego przedziału, po czym rzuciła mi się na szyję. Przytuliłam się do przyjaciółki, a gdy owiał mnie delikatny zapach znajomych perfum, nareszcie poczułam się jak w domu. Te dwa miesiące spędzone w towarzystwie mojej ciotki i matki, która prawie się nie odzywała były prawdziwą katorgą. Zwłaszcza, że obrywało mi się za każdym razem, gdy ciotka zobaczyła jak używam magii. Twierdziła, że "To za bardzo przypomina waszej matce o waszym ojcu. Przez ciebie jeszcze bardziej się załamie, jeśli natychmiast nie przestaniesz." Rozwód rodziców był dla nas wszystkich bardzo bolesny, ale ileż można. Minęły już prawie dwa lata, a mama nadal nie chciała z nikim o tym rozmawiać, a kiedy byliśmy z Alex'em w domu, ciągle nas unikała. Dlatego po tym co usłyszałam od ciotki, natychmiast wysłałam brata do jego przyjaciela aż na trzy tygodnie. Dzięki Merlinowi, że rodzice Carter'a uwielbiali Alex'a i nie mieli nic przeciwko.

— Tak, ja też tęskniłam, Amara — odpowiedziałam z westchnieniem, ściskając blondynkę. Odsunęła się, ale nadal trzymała ręce na moich ramionach, uśmiechając się smutno, jakby doskonale wiedziała co aktualnie czuję. — Wszystko w porządku — uspokoiłam ją.

— Dzięki Merlinowi, że znów tu jesteśmy — westchnęła, mierząc mnie zmartwionym spojrzeniem. — Chyba bym cię stamtąd porwała, gdybyś miała spędzić tam chociaż jeszcze jeden dzień. Rozumiem, że nie wracasz tam na święta? — zapytała surowo, a ja pokręciłam głową.

— Rodzice Carter'a nas zaprosili. Alex na pewno pojedzie, ale ja się jeszcze zastanawiam — odpowiedziałam, siadając przy oknie naprzeciwko przyjaciółki.

— W razie czego zapraszam do mnie, wiesz o tym — zaznaczyła, a ja jedynie posłałam jej uśmiech. — Mam wrażenie, że rodzice kochają cię bardziej niż mnie — parsknęła. Zaśmiałam się cicho.

— Wiem, dzięki, Am — powiedziałam szczerze, rozglądając się po przedziale. — Jak udało ci się dorwać pusty przedział?

Dziewczyna uśmiechnęła się słodko, teatralnie odrzucając długie włosy przez ramię.

— No wiesz, mam swoje wpływy. W końcu jestem teraz prefektem naczelnym. — Wyszczerzyła zęby w uśmiechu i poderwała się do góry, siadając obok mnie. — Jak ci się podoba? — zapytała, dumnie się prostując.

— Oh, faktycznie — zauważyłam, nieco się pochylając, by przyjrzeć się czerwono — złotej plakietce umieszczonej na jej szacie. — Piękna, pasuje ci. W pełni na nią zasłużyłaś — pochwaliłam ją szczerze. Amara rzeczywiście zarówno jak i dobrze się uczyła, nie pakowała się w żadne kłopoty jak i była po prostu cudowną osobą. — Kto jest drugim prefektem naczelnym?

— Percy Weasley.

— Ah, no tak. Można było się tego spodziewać — mruknęłam ironicznie, a Amara zachichotała.

— Gdybyś widziała go przed chwilą na spotkaniu prefektów. Zachowywał się jakby to on był dyrektorem Hogwartu. Swoją drogą, na spotkaniu na które zdążyłam pójść i na dodatek z niego wrócić, zanim dotarłaś do naszego przedziału. Co ci tyle zajęło?

— Na początku byłam z Alex'em i Carter'em. A później, kiedy cię szukałam parę osób mnie zatrzymało — odparłam wymijająco. Nic szczególnego o czym można było rozmawiać.

— Czy jedną z tych osób przypadkiem nie był Noah Davies? — zapytała, krzywiąc się.

— Nic mnie z nim nie łączy, Amara — przypomniałam jej. — Po prostu czasem rozmawiamy.

— On coś do ciebie ma, Rhea — mruknęła dziewczyna, rozkładając się na całej kanapie, a ja westchnęłam głośno.

— Wydaje ci się — odpowiedziałam krótko, robiąc to samo co przyjaciółka. Uniosła wymownie brew, ale ją zignorowałam.

Przez następne dwie godziny nadrabiałyśmy rozmową wszystko, czego nie zdążyłyśmy uchwycić w listach, zaczynając od jej wakacji w Chinach, idąc przez to, że Alex zamierza dołączyć do gryfońskiej drużyny Quidditch'a, a kończąc na nowym kremie z roślin, który udało mi się wytworzyć w te wakacje. Pogoda na zewnątrz nie była zachwycająca, więc w końcu obie usnęłyśmy w towarzystwie kropel deszczu bębniących o szybę okna.

***

— Kocham to miejsce — powiedziałam po raz kolejny, gdy tylko weszłyśmy do Wielkiej Sali. Sufit jak zwykle w ciągu pierwszego wieczoru przedstawiał nocne niebo usłane gwiazdami, pod którym mieniły się setki latających świec. Uczniowie zaczęli zasiadać przy swoich stołach, więc Amara jednym spojrzeniem pośpieszyła mnie, byśmy zrobiły to samo. Kiedy wszyscy w końcu zajęli miejsca, a ja niezliczoną ilość razy zamarudziłam przyjaciółce, że jestem już głodna, McGonagall wprowadziła pierwszorocznych do sali.

— Dlaczego to musi tyle trwać — jęknęłam, leżąc już w połowie na stole, kiedy kolejna osoba trafiła gdzieś indziej, a nie do Domu Lwa. Podniosłam głowę na tyle, by spojrzeć na rozbawioną Amarę, która siedziała naprzeciwko mnie, na swoim standardowym miejscu. Rozejrzała się wokół i nagle zmarszczyła brwi, ale zanim zdążyłam ją zapytać o co chodzi, Dumbledore już życzył nam smacznego.

— Nie widziałam jeszcze irytującego przyjaciela twojego brata — zagadnęła Amara, a ja podniosłam głowę, rozglądając się po siedzących wokół mnie ludziach. Zauważyłam Lydię i Freyę, nasze współlokatorki, gdzieś mignęły mi rude włosy Ron'a Weasley'a, a potem natrafiłam na mojego brata. Zwykle siadał gdzieś blisko mnie i Amary, bądź próbował nawiązać konwersację z wiecznie zajętym Oliver'em Wood'em, ale dziś ewidentnie przyszedł za późno. Z pełnymi ustami wskazałam widelcem w kierunku dwóch piętnastolatków, a Amara wychyliła się, by ich zobaczyć. — Dobrze, w takiej odległości da się ich tolerować - powiedziała z uznaniem, a ja pokręciłam głową. — Swoją drogą, dopiero mi się przypomniało. Mam coś dla ciebie. Kupiłam w Chinach.

Spojrzałam na nią zdziwiona, ale ona jedynie szeroko się uśmiechnęła.

— Myślę, że powinno ci się spodobać — skwitowała, po czym podnosząc się od stołu, dodała; — Muszę oprowadzić pierwszaków, widzimy się u nas.

Machnęłam jej tylko ręką na pożegnanie, mentalnie życząc jej powodzenia z nowymi uczniami, bo z doświadczenia wiedziałam, że niektórzy potrafili być naprawdę denerwujący. Chociaż Amara i tak miała więcej cierpliwości niż Percy. Niemal parsknęłam na tą myśl.

Spędziłam w Wielkiej Sali jeszcze dobre pół godziny, ciesząc się tym, że nikt już nic ode mnie nie chce, a następne pół godziny zajęło mi dotarcie do Wieży Gryffindor'u. Naprawdę nie miałam pojęcia jak niektórzy Gryfoni potrafili się tak szybko przemieszczać z naszych dormitoriów na najniższe piętro. O bliźniakach Weasley nawet nie wspominając.

Stałam przed obrazem Grubej Damy ze dwie minuty, zanim przypomniało mi się jakie jest hasło do pokoju wspólnego. Amara wspominała o nim zanim wysiadłyśmy z pociągu, ale nie przyłożyłam zbyt wielkiej wagi do tego, by je zapamiętać. Przekręciłam je chyba z pięć razy, zanim Gruba Dama w końcu wpuściła mnie do środka.

Od razu zalał mnie gwar jaki panował w pomieszczeniu. Mnóstwo osób siedziało przy stolikach, ale najlepsze miejsca - przy kominku, standardowo zajmował najstarszy rocznik. Albo cóż, drużyna Quidditch'a, jak to stwierdziłam po zobaczeniu dwóch rudych głów. Fakt faktem, ale członkowie drużyny rzeczywiście byli szanowani. A zwłaszcza kapitan.

Kapitan, który siedział na fotelu z kubkiem w dłoni i aktualnie śmiał się z czegoś, co powiedział Fred lub George. A może obaj. Kącik moich ust drgnął, kiedy zobaczyłam ten widok. Jednak szybko się otrząsnęłam, nie pozwalając sobie na żadne senne marzenia.

Kiedy weszłam do mojego dormitorium miałam ochotę zapłakać ze szczęścia. Wszystko wyglądało zupełnie tak samo i byłam za to absolutnie wdzięczna. Kiedy wróciłam z łazienki, żadnej z moich współlokatorek nadal nie było i mimo, że umówiłyśmy się na dziewczyńską noc, zasunęłam zasłony wokół mojego łóżka i zanurzyłam się w pościeli. I chcąc, nie chcąc moje myśli pomknęły w stronę gryfońskiego kapitana drużyny, nieważne jakbym się przed tym broniła, przez co uświadomiłam sobie jedną ważną rzecz.

Oliver Wood miał naprawdę uroczy uśmiech.

Golden bands {Oliver Wood}.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz