8.

85 13 7
                                    

Per Karol.

Świeżutki, czysty i ubrany przeczesywałem włosy. Chciałem by moja fryzura nie była taka jak zawsze, czyli w nieładzie, który swoją drogą bardzo mi się podoba.

Koniec końców i tak wyszło jak zawsze, stwierdziłem, że nie ma już co kombinować. Była 17:40 więc stwierdziłem, że to jest idealna pora aby już wyjść.

Oczywiście nic nie może być idealne, ponieważ schodząc na dół napotkałem się na Marcina.

- ulala, a gdzie my się to wybieramy?

- na spacer - odpowiedziałem mając nadzieję, że się odczepi.

- tak ładnie ubrany? co jak co ale kłamać to ty nie umiesz za grosz

- och dobra, nie twój interes

- może i nie mój i może mnie to nawet nie interesuje ale chłopaki jak dowiedzą się, że znów gdzieś się wymykasz.. no krótko mówiąc, nie będą zadowoleni. Nas praktycznie więzisz tu, pozwalasz nam wychodzić tylko na zakupy lub od czasu do czasu na imprezy. Może i to ty polujesz i może to ty załatwiasz nam krew ale lodówka jest pełna Karol... I nie myśl, że jeśli ktoś mnie spyta to będę cię krył, bo nie zrobię tego.

- wow, to było piękne, ćwiczyłeś tą przemowę czy jak? - spytałem powoli się oddalając - pełna profeska stary.

- Karol ja... - reszty nie uslyszałem, może nawet nie chciałem słyszeć, kolejnego monologu jaki to ja jestem okropny.

Oddaliłem się i w końcu wyszedłem z domu podążając na miejsce mojego spotkania z Hubertem. Spojrzałem na zegarek...

- cholera, spóźnię się - odparłem sam do siebie i przyśpieszyłem kroku.

Nie wiem co w tamtym czasie poczułem ale na chwilę przystanąłem na środku placu, jakieś pół kilometra od miejsca spotkania i zacząłem się zastanawiać. Czy aby napewno ja chcę tam iść? w końcu to człowiek, a ja jak i chłopaki zawsze żywiliśmy urazę do tego gatunku.

Zawsze powtarzałem im, że tam gdzie ludzie, tam zło i nienawiść do takich jak my. Bałem się również tych pytań, pytań, na  które będzie oczekiwał odpowiedzi, pytań, na które nie będę mógł odpowiedzieć.

No bo jak ja sobie to niby wyobrażam, spotkam się z nim dziś a potem co? Znajomość? Przyjaźń? A może coś więcej?

Byłem na tyle zmieszany, że nie wiedziałem co mam zrobić. W końcu jednak przystałem na tym, że pójdę tam a później zobaczymy co będzie dalej.

Dochodząc zobaczyłem w oddali blondyna, który nerwowo przeskakiwał z nogi na nogę wypatrując, zapewne mnie.

Ostatnie trzy " wdechy i wydechy" i ruszyłem. Gdy wyłoniłem się zza budynku Hubert odrazu mnie zobaczył i zesztywniał.

Słyszałem bicie jego serca i widziałem emocje kłębiące się w jego wyrazie twarzy. Jedyne co wtedy mogłem zrobić to uśmiechnąć się do niego najszczerzej jak tylko zdołałem.

Podchodząc do niego, poczułem słodki zapach perfum a pod nimi jeszcze słodszy zapach krwi. Starałem się o tym nie myśleć, lecz wampirowi na zwierzęcej diecie nie jest tak łatwo się powstrzymać.

- cześć - powiedziałem nie wiedząc jak zacząć.

Ten jednak nie odpowiedział widocznie zaskoczony, było to widać po jego spiętych mięśniach i spoconych dłoniach. Jedyne co wtedy od niego dostałem to delikatny uśmiech.

- może usiądziemy i pogadamy? - zaproponowałem zdezorientowany.

- pewnie

Bez słowa usiadłem na pobliskiej ławce, poklepałem miejsce obok dając mu do zrozumienia aby zrobił to samo.

Gdy siedzieliśmy tak, tym razem to Hubert zaczął rozmowę.

- skąd miałeś mój adres?

- znalazłem twój telefon na chodniku, wyszukałem w nim adresu aby ci go zwrócić i tak zrobiłem

- ale jakim cudem akurat ty go znalazłeś?! - właśnie teraz przypomniało mi się, że po naszym ostatnim spotkaniu wyczyściłem mu pamięć i kazałem wracać do domu aby nie pamiętał o tym jak użyłem swojej szybkości.

-yyy... nie wiem, czysty przypadek - odpowiedziałem z uśmiechem, czy to nie jest podejrzane?

- myślę, że to żaden przypadek, na początku z nikąd przyszedłeś i dałeś mi swój parasol, który muszę przyznać gdzieś zgubiłem, później codziennie starałem się wychodzić aby cię spotkać i podziękować ale tak się nie stało, a później nagle przeszedłeś do mojego domu i dałeś mi MÓJ telefon, który nie wiem jakim cudem znalazł się w twoich rękach. Sorry ale ja nie wierzę i nie zdołam uwierzyć, że to wszytko to jeden wielki przypadek

- no to musisz uwierzyć, bo nie wiem jakim cudem stało się tak a nie inaczej, a jeśli chodzi o ten parasol to gdy zobaczyłem cię jak stoisz taki samotny, zmoknięty i przestraszony to stwierdziłem, że miło będzie Ci pomóc - teraz to zacząłem się mocno zastanawiać nad tym jak ja mu powiem, o ile bedziemy mieć coś ze sobą wspólnego, że jestem wampirem.

Przyjdę do niego pewnego dnia i powiem, hej jestem wampirem ale nie bój się, piję zwierzęcą krew?

- po pierwsze to nie byłem przestraszony! a pod drugie to... dziękuję, nie sądziłem, że jeszcze kiedyś spotkam tak miłego człowieka - owszem, nie spotkasz miłego człowieka, tylko wampira.

Taki człowiek, tylko martwy i z kłami.

- nie ma sprawy, tak w ogóle to może głupio zabrzmi to co zaraz powiem ale... mimo, że znamy się.. dobra, nie znamy się

- do rzeczy Karol, do rzeczy

- nie zrozum mnie źle, ale chciałbym się z tobą bliżej poznać, co ty na to? - kurna Karol, co ty znów wyprawiasz?!

- pomijając fakt, że nasza jakby znajomość dziwnie się zaczęła to bardzo chętnie.

Nie wiem czemu, ale pewna część mnie się ucieszyła z takiego obrotu spraw.

Porozmawialiśmy jakiś czas na temat naszych zainteresowań, ogólnie życia i tak dalej.

- przepraszam cię najmocniej, ale będę musiał uciekać, mam w domu gościa, który został na kilka dni. Jeśli będziesz miał ochotę to możesz wpaść i go poznać - powiedział Hubert.

- jasne, tylko zanim pójdziesz, dasz mi jeszcze szybko swój numer?

- jasne, daj telefon to ci wpisze

Szybko wymieniliśmy się numerami i po krótkim pożegnaniu rozeszliśmy się w swoje strony.

Podążając w stronę domu, myślałem nad tym wszystkim co się dziś wydarzyło. Przede wszytkim w mojej głowie, górowało znów to samo pytanie, czy aby napewno ja chcę ciągnąć dalej tą relacje?

Mógłbym teoretycznie wyczyścić mu pamięć i zapomnieć o całej sprawie, lecz dalej jakaś część mnie chciała byś blisko niego, dawać mu szczęście i bezpieczeństwo. Mimo, że nie łączyło mnie z nim nic, nie znaliśmy się prawie w ogóle, to chciałem aby był kimś ważnym w moim życiu.

Gdy docierałem już do domu, otrząsnąłem się ze wszytkiego co do tej pory mnie przygniatało, nad tym zastanowię się kiedy indziej.

Wszedłem do domu, lecz nikogo nie zastałem, jedyne co to słyszałem, że ktoś śpi na górze, prawdopodnie Maciek ale nie byłem tego do końca pewien.

Tak czy siak, byłem zadowolony, że uniknę kolejnej serii pytań ze strony chłopaków.

Ja to jednak mam ogromne szczęście w życiu...

Hejka misiaczki

Miałam wenę i dobry humor więc coś napisałam, kilka rozdziałów do przodu, zobaczę jak będzie z czytaniem tej książki, bo mogę wrzucać znowu leguralnie rozdziały bo tak naprawdę już prawie wakacje, tak czy siak planuje rozdział, taki mocny ale jak mówiłam, jeszcze zobaczę jak to będzie z moją wena i czasem.

MIŁEGO DNIA/NOCY

marchewka~1120 słów

Never Say Never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz