22. 2 cz. maratonu

62 3 5
                                    

Per Karol.

Obudziłem się koło 6:00, próbowałem sobie przypomnieć co się wczoraj stało. Jednak widok Huberta obok mnie odrazu odświeżył mi pamięć.

Miałem ochotę skakać z radości, wyjść na dwór i krzyknąć, to ja Karol i mój cudowny chłopak Hubert. Zamiast tego uśmiechnąłem się i spojrzałem ponownie na blondyna obok mnie. Jeszcze kilka dni temu nie pomyślałbym nawet o tym, że miałbym okazję na takie uczucie.

Dziś jednak jest to realne, jedyne czego się boję, to tego, że Hubert nagle pozna moje prawdziwe oblicze, tego Karola, któremu nie służy siedzenie w domu i oglądanie komedi romantycznych, tylko zabijanie i poczucie władzy.

To wspaniałe uczucie gdy wbijasz się poprzez warstwy skóry napotykając źródło krwi, która po chwili tryska ci do buzi. Czujesz wtedy nieograniczone możliwości oraz jesteś pewien, że nie masz sobie równych. Po ciele ofiary płynie krew, która uroniła się spod twoich kłów, nagle ona traci świadomość i... umiera.

Jest to na tyle chore abym z tego zrezygnował, nigdy więcej nie chce poczuć tego samego co wtedy. Wolę teraz pić krew z butelki, do tego zwierzęcą, jest dużo gorsza od tej ludzkiej ale da się wytrzymać, ważne, że zaspokaja potrzeby.

Spojrzałem ponownie na Huberta, tak naprawdę sam nie wiem czy już można nas nazwać parą, tak oficjalnie. Wczoraj dużo się wydarzyło i miało wydarzyć.

- hej, nad czym tak myślisz przystojniaku? - odparł Hubert zaspanym głosem tym samym wyrywając mnie z rozmyśleń.

- zastanawia mnie jedna rzecz, bo wczoraj rozmawiałem z pewnym słodziakiem, nawet zgodził się być moich chlopakiem mimo, że jestem kim jestem, no a co jeżeli ten słodziak nie będzie chciał ze mną być?

- myślę, że ten chłopak wybrał dobrze i nie będzie tego żałował, chyba, że narzekań Igora - odparł i zaśmiał się pod nosem.

Nic już nie odpowiadając zawisnąłem nad nim i pocałowałem go. Tym razem ten pocałunek nie był przesiąknięty pożądaniem tylko czystą miłością i czułością.

- jesteś może głodny? bo ja bardzo - powiedział Hubert patrząc na mnie uwodzicielsko.

- owszem, wypił bym krew z takiego jednego słodziaka...

- oh, już zamknij się - ponownie mnie pocałował a później odsunął się odemnie - dalej jesteś tylko w bokserkach, to mnie podnieca.

***

Po długim czasie ubierania się oraz porannych pryszniców w końcu zeszliśmy na dół aby coś zjeść. Byłem naprawdę głodny.

W kuchni spotkaliśmy wszystkich domowników, nie wiem dlaczego ale całkowicie o nich zapomniałem, walnąłem się w głowę otwartą ręką i wszedłem do pomieszczenia jakby nigdy nic.

- o cześć kochasiu - powiedział patrząc na mnie nieco pedofilskim wzrokiem Ernest.

- jak tam noc w naszych skromnych progach - ciągnął Marcin.

- wiesz, cienkie ściany Karolu - oznajmił Maciek na co nie wytrzymałem.

- dobra, zrozumieliśmy przekaz, nie musicie już nic mówić, do niczego i tak do niczego nie doszło bo nie naprawiłem mojego łóżka

Spojrzałem na Huberta, który stał cały czerwony na twarzy. Swoją drogą słodko wygląda jak się rumieni i te oklapnietę włoski! Po prostu seksiak. Posłałem mu spokojne spojrzenie, ale niestety to nie pomogło bo po chwili Hubert wyszedł z pomieszczenia i udał się na górę.

- co takiego powiedzieliśmy? - spytał udawanym przejęciem Marcin.

- już się zamknijcie, niedługo wracam z Hubertem do domu - rzuciłem zza pleców i udałem się w ślady blondyna.

Never Say Never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz