27.

49 5 11
                                    

Per Hubert.

Mieliśmy dzisiaj z Karolem nieco leniwy dzień, leżeliśmy ciągle na kanapie i oglądaliśmy telewizję przytuleni do siebie.

Właśnie byliśmy w trakcie jakiegoś nudnego serialu więc postanowiłem zmienić kanał, pech chciał, że akurat trafiłem na wiadomości. Chciałem ponownie zmienić kanał ale zobaczyłem nagle znajomą twarz, moją mamę...

Wstałem gwałtownie, w głowie miałem już najgorsze scenariusze. Jednak gdy zobaczyłem mamę siedzącą po jednej stornie kuchennej lady, którą tak dobrze znałem z mojego rodzinnego domu.

Karol próbował mnie namówić abym przełączył kanał ale tym razem nie posłuchałem go.

Po jakimś czasie mama zaczęła mówić.

- ... na pozór ten chłopak był przyjazny i widać było, że jest miły i nie ma złych zamiarów jednak gdy wróciłam z zakupów zobaczyłam jak pije krew, nie wiem co to jest za istota ale jedyne co o nim wiem to, że mieszka w Warszawie i jest niebezpieczny, a mój syn jest zaślepiony miłością do niego, ratujcie go błagam - kobieta w ekranie rozpłakała się po czym wyszedł redaktor i zaczął kontynuować temat.

- ale ja czegoś nie rozumiem, mama mi mówiła o tym, ale czemu wspomina o mnie, czemu każe mnie ratować skoro, to miało miejsce tam gdzieś w Bielsku a nie tutaj, Karol co się dzieje?

- nie wiem, może się pomyliła, może bała się o ciebie i zaczęła mówić, że jest tutaj abyś był bezpieczny

- możesz mieć rację, zadzwonię do niej i powiem jej, że się pomyliła - odparł i chwycił za telefon.

- lepiej nie, to jest program na żywo więc tam na pewno jest jeszcze telewizja, później do niej zadzwonisz

- zaraz przyjedzie tu jakaś policja żeby mnie przesłuchać, pewnie przeszukają dom czy coś, mogą znaleźć twoją krew, zwłaszcza, że pewnie teraz każdy panikuje myśląc, że w mieście jest jakiś psychopata pijący krew. Musimy coś z tym zrobić, bałagam, pozwól mi do niej zadzwonić - powiedział do mnie błagalnym tonem.

- nie chciałem tego Hubi, ale nie dajesz mi wyboru, przepraszam cię - spojrzałem mu ponownie głęboko w oczy - twoja mama była w telewizji, ale mówiła o jakimś chłopaku z Bielska, teraz martwisz się o nią ale wiesz, że ani tobie ani jej nie grozi żadne niebezpieczeństwo.

Wrocilismy po tym na kanapę i przewijaliśmy dalej kanały a mnie dopadły wyrzuty sumienia, hipnoza to siłą rzeczy kłamstwo i oszustwo. Hubert nigdy by mi nie wybaczył gdyby dowiedział się prawdy.

Od traciłem jednak złe myśli i skupiłem się na blondynku zasypiającym w moich ramionach.

- hej, może już położysz się spać

- nie, jest mi tak wygodnie,przy tobie... - odparł i wtulił się do mnie jeszcze bardziej.

- no dobrze, jeszcze jeden film i...

Moją wypowiedź przerwał mi telefon wibrujący w mojej kieszeni. Nieco zdenerwowany odgrzebałem go i odebrałem.

- hee...

- nie ma czasu na żadne przywitania, przyjeżdżaj tu jak najszybciej, musimy pogadać - oznajmił ponownie mi przerywając, tym razem świadomie.

- coś się stało? - zapytałem i wstałem ku niezadowoleniu Huberta, który teraz wylądował na kanapie.

- powiedzmy, że trochę nawiwijaliśmy przy naszym ostatnim spotkaniu...

- co? my?! przecież to ty kazałeś mi ugh!!! zaraz tam będę - odparłem zdenerwowany i wcisnąłem czerwony przycisk tym samym kończąc rozmowę.

- coś się stało? - zapytał blondyn, który pożerał mnie wzrokiem przez całą moją rozmowę z Ernestem.

- nie martw się, Ernest znów ma jakieś kłopoty z których muszę go wyciągnąć

- skoro tak to idź, jakby co to dzwoń

- dziękuję, kocham cię - odparłem, pocałowałem go pospiesznie na pożegnanie i wyszedłem kierując się w stronę bazy.

***

Siedzieliśmy z Ernestem i resztą bazy w kuchni. Maciek patrzył na mnie jakby zaraz mieli ogłosić, że ktoś nie żyje.

- dobra, więc o co chodzi? - zapytałem nie mogąc wytrzymać z ciekawości oraz przerażenia.

- no więc po naszym ostatnim spotkaniu, gdy mama Huberta przyłapała nas na piciu krwi i ogłosili to w telewizji, naszym miastem zainteresowali się łowcy wampirów - zaczął Ernest.

- no ale przecież ostatnich zabiliśmy, zostali tylko ci za granicą

- tak, ale ci których zabiliśmy mieli synów i córki, którym przekazali swoją chorą pracę, teraz to oni są naszym zmartwieniem. Sytuacja została na tyle nagłośniona, że sprowadzony nawet łowców z Stanów - odparł Maciek.

- to się tylko wydaje takie łatwe, lecz gdy zabijemy jednego przyjdą następni, będzie ich coraz więcej aż w końcu nas wytropią i zabiją, musimy posunąć się o krok dalej...

- co masz przez to na myśli? - zapytałem coraz bardziej przerażony całą tą sytuacją.

Chłopaki patrzyli przez chwile po sobie, tak jakby miało im to pomóc w dobraniu słów, lub wyminąć coś co jest nieuniknione. Nagle jednak Ernest nie wytrzymał presji i odezwał się.

- musimy uciekać....

No tak.. hihi, tak jakoś wyszło, powiem tylko tyle, w następnym rozdziale per Hubert, będzie się działo.

Do zobaczenia wkrótce!

marchewka ~ 745 słów

Never Say Never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz