19.

114 6 0
                                    

Per Karol.

Przez cały dzień krążyłem po mieście myśląc nad tym wszystkim, byłem straszliwie głody, nie mówiąc oczywiście o takim głodzie, który odczuwają ludzie. Nie jest nawet porównywalny do tego głodu co my odczuwamy.

Byłem u mojego znajomego, od którego załatwiam krew. Pogadaliśmy chwilę tak od serca, wygadałem mu się poniekąd. Stwierdził, że trzeba mi miłości. Choć nie wiem co dokładnie miał na myśli więc przekręciłem to w żart.Zabrałem pożywienie i odszedłem po krótkim pożegnaniu. Miałem zapasy na kolejne kilka dni.

Gdy tylko ją otrzymałem odrazu wypiłem kilka łyków. Źrenice mi się rozszerzyły, odrazu poczułem napływ krwi do moich żył i niezmierną ulgę. Skóra nabrała nieco cieplejszych barw a sam mogłem wreszcie wrócić do Huberta nie bojąc się, że go zjem we śnie. Przy okazji nieco się uspokoiłem.

Chwilę później byłem już na miejscu, pociągnąłem za klamkę, drzwi były otwarte co świadczyło o tym, że Hubert jest w domu.

Spojrzałem na zegar wiszący w przedpokoju, okazało się, że dochodziła 2:00. Odstawiłem buty do szafki i wszedłem w głąb mieszkania. Nikogo oczywiście nie było, jednak gdy dotarłem do salonu zastałem śpiącego tam blondyna. Podszedłem nieco bliżej by mu się przyjrzeć.

Wyglądał tak słodko i niewinnie, jego oddechy były równomiernie i spokojne a serduszko biło w melodyjnym rytmie. Po chwili zauważyłem, że Hubert ściska moją koszulkę.

Spuściłem głowę i uśmiechnąłem się sam do siebie. Jednak coś mi nie pasowało, bo oddech blondyna nie był już spokojny, był teraz nieco szybszy. Podniosłem wzrok a moim oczom ukazał się Hubert patrzący na mnie jak na wariata.

- długo tu stoisz - zapytał zaspanym głosem.

- nie.. tylko przechodziłem - odparłem i poszedłem do kuchni aby odłożyć moje zapasy.

Blondyn podążał moim krokiem.

- słuchaj Hubert nie bedziesz miał nic przeciwko...bo wiesz muszę się żywić...

- chcesz trzymać krew w lodówce, tak ?

- no tak, ale jeśli jest z tym jakiś kłopot to mogę kupić...

- przestań, przestań zachowywać się jakbym był jakimś nieznajomym, zacznij mnie traktować tak jakbyśmy znali się kilka miesięcy, nienawidzę twojego chorego podejścia w stylu, nie będę przeszkadzać? mogłbym coś tam zrobić?

- dobra więc wpieprzę tą krew i nie będę się ciebie pytać o zdanie bo to wcale nie jest twój dom

- ale jesteś teraz nowym domownikiem więc chyba masz jakieś prawa, a tak w ogóle, to gdzie tyle byłeś ? wiesz jak ja się martwiłem? - wydarł się na mnie tak, że się nawet trochę przestraszyłem.

- tak się martwiłeś, że aż postanowiłeś pospać z moją koszulką?

- to w ogóle nie o to chodzi, ja... przez przypadek ją wziąłem bo było mi zimno i... tak wyszło, że tylko ona była pod ręką

- ta jasne, dobra idę spać

- tak mnie po prostu zostawisz?

Spojrzałem na niego, trochę z zaskoczeniem trochę z zapytaniem. Nie rozumiałem co to miało oznaczać.

- to co, chcesz żebym zaprowadził cię do pokoju i utulał do snu?

- a co jeżeli tak

Pokręciłem głową z wyraźną rezygnacja, lekki uśmieszek znów wdarł się na moją twarz. Podszedłem do niego na tyle blisko, że mógłbym go pocałować albo ugryźć. Hubert jakby czytał mi w myślach spojrzał na mnie z przerażeniem a ja jedynie wziąłem go na ręce niczym panne młodą i zaprowadziłem do jego pokoju.

Blondyn zaskoczył się tak nagłym zwrotem akcji lecz koniec końców złapał się mojej szyji bojąc się upadku. Co jak co ale on był naprawdę leciutki, mógłbym go nosić godzinami. Przez całą drogę czułem na sobie jego wzrok. Gdy dotarliśmy odłożyłem go na ziemię i zaprowadziłem do łóżka.

Gdy tylko Hubert już leżał, ja powiedziałem krótkie dobranoc i wyszedłem z pokoju. Przed tym jednak przy stanąłem w drzwiach aby spojrzeć na niego ostatni raz. Blondyn przez chwilę sprawiał wrażenie jakby chciał mi coś powiedzieć, albo mnie zatrzymać lecz tego nie zrobił.

Było mi z tego powodu jakoś dziwnie przykro. Nie wiem czemu ale chciałem przy nim być, on leżałby na mnie a ja gładziłbym go po włosach i tak oboje byśmy zasnęli.

- co się ze mną dzieje? - zapytałem sam siebie.

Udałem się do łazienki aby nieco się odświeżyć, wziąłem nawet szybki prysznic, wysuszyłem włosy i ubrałem ciuchy, w których miałem spać. Spojrzałem na siebie w lustrze, widziałem w sobie człowieka, którego życie kiedyś było czarno białe.

Chciałem już wyjść gdy za mną w lustrze pojawiła się postać Huberta, wystraszyłem się nieco lecz odwróciłem się z uśmiechem.

- jeszcze całuska na... - przerwałem gdy zrozumiałem, że za mną nikogo nie ma.

Złapałem się za głowę i przetarłem oczy, ja już tracę rozum...

Bez większych rozmyśleń poszedłem do pokoju, ściągnąłem koszulkę i położyłem się na łóżko.

Cały czas rozmyślałem nad blondynem i nad naszą relacją, czy jest to przyjaźń czy coś więcej, i przede wszytkim czy chce brnąć głębiej w tą znajomość czy chce zostać w tym punkcie co teraz. Czuję jakbym z każdym kolejnym dniem... kochał go coraz bardziej.

NO ELO

Jestem żyje i mam się dobrze, wrzucę wam już taki jeden z pierwszych rozdziałów w którym coś się dzieje konkretnego, powiem wam że jak nie stracę weny to to będzie coś mega.

Ale nie abstrachujmy, po prostu wjdzihmy się już niedługo.

MIŁEGO DNIA / NOCY

marchewka ~ 828 słów

Never Say Never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz