16.

144 9 0
                                    

Per Karol.

Minęło już kilka tygodni od ostatnich wydarzeń. Miałem trzymać się z daleko od Huberta i tego chorego człowieka ale nie umiałem, przez ten czas zdążyłem sobie uświadomić jak dobrze wybrałem podchodząc do niego gdy ten chował się przed deszczem.

Nawet nie wiem dlaczego to zrobiłem, kierował mnie mój instynkt oraz podświadomość, kazała mi iść i poznać go. Teraz gdy jestem w tym miejscu i patrze jak śpi już od dłuższego czasu to mam ochotę się popłakać.

Oczywiście również nie próbowałem nawiązać kontaktu z nikim z bazy. Nawet nie wiem co u nich słychać i czy jeszcze żyją. Tak naprawdę jedyne co robiłem przez ostatnie tygodnie to siedziałem w szpitalu.

Pamiętam, że Igor miał wyjechać już jakiś czas temu ale pozostał do czasu dopóki Hubert nie wydobrzeje, nie mógłby zostawić go ze mną, tym "złym".

Wpatrywałem się przez malutką szybę na Huberta, który dalej leżał nieprzytomny. Wtedy właśnie przypomniało mi się, że mogę mu pomóc.

Chciałem już wparować do sali, mając totalnie wyrąbane w to co powie Igor, lecz właśnie wtedy zobaczyłem kątem oka Ernesta.
Przez chwilę chciałem tak po prostu odejść nie zważając na niego ale coś trzymało mnie w miejscu. W głębi ducha poczułem ogromne szczęście i ulgę, że go tutaj widzę ale najpierw nie mogłem dać po sobie poznać, więc zachowałem zimną krew.

- co tu robisz? dosyć szkód narządziłeś

- słuchaj Karol, ja... no ten, wiesz... - mówił jąkając się, co nie jest do niego podobne.

Już miałem coś powiedzieć, lecz w tym momencie usłyszałem rozmowy za drzwiami w sali gdzie leżał Hubert.

Zostawiając i zapominając narazie o Ernescie wszedłem do sali, gdzie ujrzałem Huberta, przytomnego. Myślałem, że się popłacze ze szczęścia.

- a ty tu dalej jesteś, tyle czasu minęło a ty dalej nie odpuściłeś, wynoś się - odparł Igor wskazując na drzwi.

- przepraszam, ja...

- Igor, przestań.. zostawisz nas na moment? - powiedział cichym głosem Hubert, chwilę później Igora już nie było w sali - teraz Karol masz ostatnią szansę aby opowiedzieć co tam się stało, tylko tym razem powiedz prawdę.

Patrzyłem na niego, na jego śliczne, błękitne oczy, jego złotą skórę, włosy tym razem nieco oklapłe niż zawsze i na duży plaster na szyji, który Ernest pozostawił po sobie. Wszytko w nim było tak idealne, jakby był aniołem, choć nie ma ludzi idealnych to on właśnie taki był, pokazywał to całym sobą.

- wierz mi lub nie, ale ja naprawdę powiedziałem Ci całą prawdę, wszystko o czym wiem przynajmniej

- czyli chcesz mi powiedzieć, że takie rzeczy istnieją?

- niestety tak - odparłem patrząc w pościel, za wszelką cenę chciałem uniknąć jego wzroku, wzroku, który powie, odejdź potworze, odejdź i nigdy nie wracaj.

- okej, przeprowadzając się tu nie pisałem się na takie porąbane atrakcje ale jakoś przez to przebrniemy - oznajmił kładąc dłoń na moje ramię.

Spojrzałem na niego z zaskoczeniem, a jego twarz nie była zła, smutna czy przerażona, wręcz przeciwnie, uśmiechał się do mnie czule a w jego oczach dostrzegłem troskę i zrozumienie.

- ale jak to, nie zamierzasz zerwać ze mną kontaktu?

- jasne, że nie, jesteś jedyną osobą, którą tu znam a poza tym, zdążyłem cię nawet polubić

- BOŻE KOCHAM CIĘ! - rzuciłem się na niego jak jakiś opętany przytulając najmocniej jak mogę.

Później do mnie doszło co powiedziałem ale nie miało to już znaczenia, liczyłem się tylko ja i on, w końcu nie muszę niczego ukrywać. Wtedy pomyślałem o tym pacanie stojącym za drzwiami.

Jak już o nim mowa to gdy tak dusiłem, to znaczy przytulałem Huberta nagle ni stąd ni zowąt zrespił się w sali Ernest z łzami w oczach co również nie jest do niego podobne.

Puściłem Huberta ale nie spuszczałem z niego wzroku.

- KAROL BLAGAAAM, PRZYJACIELU MÓJ, BRACIE KNURZE, jesteśmy niemal jak rodzina, co z naszą wieloletnią więzią, nie możesz od tak tego skończyć, nie każ mi mówić o naszej...

- przestań - przerwałem mu - nie rycz mi tu jak baba, mówiłem Ci już coś, nie chce mieć nic do czynienia z tobą, wynoś się stąd i ogarnij - może nieco za ostro to ująłem ale Ernest musi zrozumieć co odwalił i musi konkretnie to przemyśleć i wtedy przeprosić, jakieś jedzonko też nie zaszkodzi a wręcz pomoże.

- dobra już idę.. ale gdzie będziesz spał? - zapytał już lekko spokojniejszym ale dalej smutnym głosem.

- ciebie to nie powinno już obchodzić, po prostu idź...

Tak więc spojrzał na mnie ostatni raz, wzrokiem pełnym smutku, rozgoryczenia a przede wszytkim żalu i wyszedł.

- czy ciebie do reszty pogrzało człowieku? czemu to zrobiłeś, z tego co tu się odwaliło mogę wywnioskować, że wiele was łączy i jest to coś ważnego co nie może tak łatwo się zmienić - zaczął Hubert, no i jak zwykle mi się dostaje.

- w tym momencie nie jest ważne co mnie z nim łączyło i jak długo, on nie ma już dla mnie znaczenia

- jesteś głupim kretynem, na razie będziesz spał u mnie ale później i tak wrócisz do przyjaciół, już ja o to zadbam

- nie musisz, znajdę sobie jakieś mieszkanie albo coś, mam znajomych jeszcze w innym mieście i...

- oh zamknij się już, idziesz do mnie i koniec

Nie mając już nic do gadania po prostu się zgodziłem, choć wiedziałem, że Igorowi nie zbyt się to spodoba.

WIIIIITAJCIE, zgadnijcie komu wróciła wena. Znaczy wróciła mi wena na poprawianie rozdziałów, które już mam ale nie na pisanie nowych.

JAKOŚ TO OGARNIEMY, narazie mam jeszcze z 5 rozdziałów do przodu.

Tak czy siak, miłego dnia bądź nocy i do zobaczenia już wkrótce.

marchewka~888 słów

Never Say Never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz