Epilog

54 8 6
                                    

Per Karol.

Kilka tygodni później

Otworzyłem leniwie zaspane oczy, spowodowane to było promieniami słonecznymi przedzierającymi się przez zasłony pokoju. Gdy odzyskałem kontakt ze światem rzeczywistym, moim oczom ukazał się blondyn leżący na moim torsie, wtulony w moje ciało i dalej pogrążony w świecie snu.

Był tak słodziutko spokojny. Przytuliłem go mocniej, ale na tyle delikatnie aby go nie obudzić. Wysunąłem się powoli spod jego drobnego ciała i udałem się w stronę kuchni, gdzie ku mojemu zaskoczeniu spotkałem Igora. Co do naszych relacji z nim, powiem krótko... Jest progres, może to nie wygląda jak Hubert sobie zamarzył ale jest o wiele lepiej, a chyba to jest najważniejsze.

Pewnie też zastanawiacie się, co tak właściwie robi tutaj Igor, bo przecież minęło już trochę czasu od ostatnich wydarzeń, a Hubert czuł się wręcz bajecznie. Otóż, Igor wraz z rodzicami przeprowadzili się do Warszawy ponieważ jego ojciec znalazł tu dobrze płatną pracę, a w sumie wszystkim z nas było to na rękę.

Za to jeśli chodzi o mamę Hubiego, już nie było tak kolorowo. Ostatnio dostaliśmy wiadomość, która powiadomiła nas, że Agata jest w szpitalu psychiatrycznym. Po mini śledztwie jakim przeprowadziliśmy z Ernestem stwierdziliśmy, że wysłali ją tam łowcy wraz z policją, po tym jak nie znaleźli nigdzie żadnego wampira. Hubert raz nawet dzwonił do niej, lecz ta jedynie zaproponowała mu spotkanie w cztery oczy. Tak więc postanowiliśmy, że najlepszym sposobem jest odczekać jeszcze kilka dni.

- dzień dobry - przywitałem się z uśmiechem na twarzy, mimo że ludzie o tej godzinie powinni mieć zakaz uśmiechania.

- a co ty dzisiaj taki wesoły chodzisz?

- sam nie wiem, odkąd wróciłem wszytko się układa, a poza tym przy Hubercie nie da się być nieszczęśliwym - odparłem zgodnie z prawdą, ewidentnie zapominając z kim rozmawiam.

- dobra dobra, tylko ty mi się nie rzucaj w ramiona i nie płacz w moją koszulkę mówiąc jakie to twoje życie jest zajebiste, tak właściwie to dzięki mnie - oznajmił po czym oboje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.

Po jakimś czasie do naszej pogawentki wkroczył Hubert przecierając oczy.

- od kiedy to ty wstajesz tak wcześnie śpiochu? - zapytał spoglądając na mnie.

- ja zawsze tak wstaje, no chyba że pewien blondyn zaciąga mnie w środku nocy do oglądania jakiś mało romantycznych komedii

- wcale tak nie było!!! No może raz, ale nie mogłem zasnąć...- krzyknął obrażony i założył ręce, wyglądał trochę jak obrażone dziecko gdy mama nie chce kupić mu zabawki, które sobie wymarzyło.

- przepraszam, że przerwę te scenkę pełną miłości i nienawiści w jednym, lecz Ernest do mnie pisał, robią jak to on nazwał " spotkanie integracyjne" i jesteśmy zaproszeni - przerwał Igor na co przewróciłem oczami.

- ja to już znam te jego spotkania, później kończy się ogromnym kacem na drugi dzień - oznajmiłem w głowie mając wiele wspomnień z tego typu wypadów z brunetem.

- tak czy inaczej, musimy tam iść, ja sobie nie odpuszczę zobaczenia ich pijanych, grających w rozbierana butelkę a następnie budzących się gdzieś po południu w randomowych strojach - stwierdził Hubert na co znowu wybuchliśmy śmiechem.

Rozmawialiśmy tak jeszcze przez jakiś czas, a w międzyczasie przygotowywaliśmy śniadanie. Tak oto minęła nam większość dnia.

***

Zaparkowałem samochód przed bazą, upewniłem się, że jest on zamknięty oraz wbliśmy do środka. Jako, że dalej mam prawa do tego domu jak i przede wszystkim klucze, tak więc nie krępowałem się tak postąpić. Już będąc w przed pokoju widać było pierwsze oznaki zbliżającej się imprezy, wszędzie wisiały dekoracje a z kuchni dobiegały przepiękne zapachy jedzenia, oraz alkoholu. Pobiegłem tam szybko nie czekając na towarzyszy.

Never Say Never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz