33.

107 5 5
                                    

Per Karol.

Wszystko poszło sprawnie i w miarę po naszej myśli, no może oprócz jednej kobiety, która dosiadła się do nas i zaczęła pytać o dość dziwne rzeczy. Ale tak poza tym byliśmy już na miejscu.

Zadzwoniłem po taksówkę jeszcze zanim wysiedliśmy z samolotu tak aby mieć pewność, że gdy wysiądziemy będziemy mieć już transport do szpitala. Koniec końców udało się. Wybiegłem z pojazdu tak szybko, że o mało nie zapomniałem się i użyłem swoich... mocy? Recepcjonistka była nieco przerażona na mój widok, za pewne ja sam bym się przestraszył jakiegoś gościa który wbiega do szpitala i pierwsze co to podbiega i mało co nie wpada w recepcję.

- dzień dobry, szukam sali Huberta Wydry - odparłem w pośpiechu.

- a jest pan z rodziny?

- tak, prosze mi powiedzieć gdzie jest

- to ciekawe, bo jego przyjaciel mówił, że nie ma nikogo bliskiego

- oh do cholery jasnej jestem jego dalekim kuzynem, niech mi pani powie gdzie on leży - krzyknąłem zirytowany a pani siedząca za szybą lekko się wzdrygnęła.

Wpisała coś szybko w komputer po czym oznajmiła.

- pański kuzyn jest w sali 12, proszę pójść prosto a następnie.... - więcej z jej wypowiedzi nie usłyszałem, ponieważ ponownie puściłem się biegiem, tym razem w poszukiwaniu wspomnianej sali.

Gdzieś po drodzę, kątem oka dostrzegłem Ernesta lecz teraz nie było to dla mnie ważne.

Gdy przed moimi oczami ukazała się niejaka sala, nagle jakby moje serce znów zaczęło bić a tętno podskoczyło niczym strzała. Bez zastanowienia popchnąłem drzwi.

Przy łóżku, na które nie miałem ochoty na razie patrzeć siedział Igor. Patrzył na mnie jak na najgorszego wroga, ale w sumie nie dziwię mu się. To przeze mnie stało się to wszytko. Każdy byłby w szoku łącznie ze mną, ale Igor podszedł do mnie i mocno uściskał jakbyśmy byli przyjaciółmi. Odwzajemniłem gest bruneta po czym spojrzałem na niego, dalej z nie małym zdziwieniem.

- co z Hubertem?

- jest okej, przynajmniej na razie, nie jestem lekarzem. Jedyne co wiem to to, że dalej jest nieprzytomny - odparł ze zmęczeniem.

Spojrzałem tym razem na mojego blondyna, który leżał tak niewinnie i słodko przy tym wyglądając jakby spał. Pode szedłem do jego łóżka, ręką otuliłem jego policzek. Igor chyba zrozumiał co się dzieje, ponieważ odrazu wyszedł bez słowa. Nie zwracając na niego uwagi dalej patrzyłem na Huberta.

- ja cię tak bardzo przepraszam, nigdy więcej cię nie zostawię, gdybym wiedział co przeszedłeś nawet bym nie pomyślał o wyjeździe. Tyle się dzieje a ty tu leżysz....- poczułem w moich oczach łzy - przy tobie stałem się taki wrażliwy wiesz? To twoja wina mały diable. Chciałbym ponownie spojrzeć w twoje śliczne niebieskie oczy, poczuć smak twoich ust i wreszcie wtulić się w ciebie i nie puszczać nigdy więcej. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało... musisz to usłyszeć bo podobno możesz mnie słyszeć, a nie wiem czy zniósłbym twój wzrok na mnie pełen żalu, smutku, złości i wstrętu do mnie, więc mówię ci to teraz póki jesteś tutaj, nie przytomny. Kocham cię Hubi, słyszysz? Najbardziej na świecie, kocham cię choćbym miał przedpłacić za to życiem.

Złapałem go za rękę i spojrzałem na jego twarz, posiniaczoną i z kilkoma ranami. Położyłem głowę na naszych złączonych dłoniach, po chwili niespodziewanie dorwało mnie ogromne zmęczenie, chwilę później zostałem porwany przez falę miłego i kojącego snu. Odpłynąłem.

***

Obudziłem się lekko zmieszany na krześle w poczekalni. Odrazu zerwałem się na równe nogi próbując zrozumieć co się stało. Zrozumiałem tylko tyle, że ktoś przeniósł mnie z sali na całkowicie inne piętro. Chwilę później do mnie dołączył Ernest.

- co ty....

- nie dziękuj, nie chciałem żebyś obudził się obok jakiegoś 50-letniego pana - oznajmił z uśmiechem, zapewne sobie to wyobrażając.

- Ale co się stało, gdzie Hubert?

- został przeniesiony na inny oddział ze względu na brak miejsc, tam nie masz już wstępu

- ja nie mam? Zaraz ci pokaże że jednak mam - krzyknąłem i zacząłem kierować się sam nie wiem gdzie.

- zluzuj gacie Romeo, Hubert się obudził, zrobią mu kilka badań, zostawią na obserwacji i za dwa dni znów go zobaczysz

Już nic nie mówiąc opadłem z powrotem na krzesło, dobra Karol ogarnij się. To tylko dwa dni... które mogą zmienić wszytko. Może mnie znienawidzić jeszcze bardziej albo zatęsknić.

- chodź, wracamy do domu... - zaczął Ernest.

- nie, ja tu czekam, zaczekam na niego tak jak on musiał czekać

- i tak już nic tu nie zdziałasz, Igor rozmawiał z nim i obiecał, że przywiezie do domu i się nim zaopiekuje, nie masz tu nawet po co siedzieć, chodź zjemy coś bo wyglądasz marnie a chyba nie chcesz zagryźć jakiegoś lekarza albo co gorsza Huberta - Ernest miał rację ale i tak nie chciałem wracać, w końcu jednak po dłuższych dedukcjach stwierdziłem, że argumenty Ernesta są trafne.

Chwilę później byliśmy już w drodze do bazy, długo mnie tam nie było.

Witam, długo mnie nie było ale za to w tym tygodniu następny rozdział, wyczekujcie ;)

Never Say Never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz