25.

143 6 11
                                    

Per Hubert.

Dni mijały dość szybko w bliskiej obecności Karola.
Przez ostatnie wydarzenia potrzebowałem czasu aby sobie wszytko poukładać w głowie ale na ten czas moim postanowieniem jest aby nie rozmyślać o tym zbyt wiele.

Właśnie stałem na stacji i oczekiwałem pociągu, którym miała przyjechać moja mama. Tak, nadszedł czas, w którym pozna Karola a może i resztę.

Odkąd przeprowadziłem się tu, do Warszawy, rzadko się z nią kontaktuję a tym bardziej widuje.

Ostatnio poczułem dziwne ukłucie w sercu, gdyż zostawiłem ją całkowicie samą, nawet nie wiem co u niej...

****

Kilka godzin wcześniej

- pośpiesz się, wszytko musi tu błyszczeć a ty musisz przenieść jeszcze swoje rzeczy do mnie!

- nie denerwuj się tak, mamy jeszcze sporo czasu - uspokoił mnie szatyn i przyciągnął do siebie aby później przytulić.

Coś w tamtym momencie we mnie pękło.. Po moich policzkach poleciały łzy więc szybko odsunąłem się od Karola i odwróciłem tak aby nie zauważył mojego aktualnego stanu.

Ten jednak szybko zrozumiał co jest na rzeczy, złapał mnie za ramię i odwrócił ponownie w swoją stronę.

- co się dzieje? zdążymy, już ja o to zadbam - odparł kojącym głosem z lekką charyzmą.

- nie o to chodzi, wyobraź sobie co tu się zaraz stanie, kobieta która mnie wychowała, pomogła po śmierci ojca i robiła mi śniadanie do szkoły, znienawidzi mnie... - znowu emocje wzięły górę, tym razem rzuciłem się na kolana i rozpłakałem na dobre.

Na samą myśl o tak okrutnym końcu mojego życia z mamą miałem ochotę płakać i nigdy nie przestać.

- nawet tak nie myśl, jeśli jest tą samą kobietą, o której mówisz to napewno zaakceptuje twój styl życia, mimo że twoim chłopakiem jest wampir a jego znajomi porwali cię żeby mi się odegrać, dzień jak każdy inny

- tak, ale ja to rozumiem, ty też to rozumiesz a ona jest inna, bardzo wierząca i nieugięta, ma swoje własne idee, dzięki którym udało jej się przetrwać ten cały koszmar zwany życiem

- zawsze mogę ją zahipnotyzować... - zaproponował, lecz odrazu zaprzeczyłem.

- nie nie, wolę żeby mnie akceptowała z własnej woli, nie dlatego, że jej tak powiedziałeś

- to chodź, dokończymy sprzątanie aby zdążyć...

Bez odpowiedzi udałem się w stronę pokoju.

***

Szukałem wśród tych wszystkich ludzi blondynki o niebiesko szarych oczach, zawsze nosiła tą samą niebieską torebkę, na której odznaczały się lata użytkowania jej.

W końcu ujrzałem ją, z moich oczu niekontrolowanie popłynęły łzy, lecz tym razem szczęścia a sam puściłem rękę Karola i pobiegłem przytulić się z kobietą.

Potraktowałem kilku ludzi po drodze gdy w końcu utonąłem w jej ciepłym i kojącym uścisku.

- no już dobrze - odparła odsuwając się ode mnie po jakimś czasie.

W tym samym momencie doszedł do nas Karol. Na początku mama patrzyła na niego z lekkim zdziwieniem, widząc to szatyn uśmiechnął się i zaczął temat.

- dzień dobry, jestem Karol miło mi panią poznać - oznajmił i wyciągnął rękę, lecz niestety nie z moją mamą te numery.

- jaka tam pani, jestem Agata i tak masz do mnie mówić, mi również miło cię poznać - odparła po czym rzuciła się na niego aby go uściskać.

- zapraszam do samochodu, wezmę twoją walizkę

Kobieta uśmiechnęła się przyjacielsko po czym oddałam mu walizkę.

Odrazy odetchnąłem z ulgą, wszytko szło po mojej myśli, przynajmniej na razie.

Doszliśmy do samochodu gdzie Karol wsadził walizkę do bagażnika, otworzył mojej mamie tylne drzwi i sam usiadł na miejscu kierowcy.

- a tak z ciekawości, jak dawno się przyjaźnicie ? - zapytała.

Popatrzyłem nerwowo na blondynkę a następnie na Karola, szukałem w nim odpowiedzi.

- wiesz mamo my...

- jesteśmy razem, znamy się odkąd Hubert przyjechał do Warszawy a związek to coś dość świeżego - dokończył szatyn widząc moje zakłopotanie.

- no cóż, takie teraz są czasy, nie przejmuj się Hubert, nie mam nic do tego, że jesteś gejem, pamiętasz swojego wujka Marka?

- MAMOOO - krzyknąłem i zakryłem twarz ze wstydu.

- no co, on też jest gejem i rozstał się z ciocią a teraz jest w szczęśliwym związku z chłopakiem tak jak ty, a Karol wygląda na porządnego i przystojnego młodzieńca, życzę wam szczęścia

- dziękujemy, to dla nas wiele znaczy - odezwał się znowu Karol i już skupił się na drodze.

***

Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce, wysiedliśmy z samochodu i udaliśmy się do salonu. Przynajmniej ja i Karol bo oczywiście moja mama musiała rozejrzeć się po całym domu, pierwsze poszła na górę obejrzeć pokoje. Udaliśmy się za nią ze zrezygnowaniem.

- piękny dom, jestem z ciebie dumna synu, teraz pokaż mi gdzie mogę zostawić swoje rzeczy

- tutaj, to będzie twój pokój przez następne kilka dni - odparłem i otworzyłem drzwi.

Zostawiliśmy ją samą aby nieco się rozgościła a sami udaliśmy się do kuchni.

- widzisz, jak na razie jest dobrze, nie wiem czym ty się tak martwiłeś

- ciekawe jak zareaguje gdy dowie się więcej niż tylko jakim to ty jesteś przystojniakiem - powiedziałem po czym przybliżyłem się do niego.

- skoro zaakceptowała ciebie i twojego wujka to to nie powinno być problemem

- Osz ty mały gnojku... - zacząłem ale nie dane mi było dokończyć gdyż Karol posadził mnie na blacie i pocałował, byłem na niego zły ale sposób w jaki on całuję może wybaczyć wszystko.

Czułem ciepło bijące od niego, mimo, że jego serce nie biło a sam był zimny jak lód. Może to kwestia tego, że jest tak blisko.

Kontynuowaliśmy pieszczotę do czasu kiedy nie przerwał nam nie kto inny jak moja mama.

Odrazu odskoczyliśmy od siebie niczym poparzeni a moja mama jeszcze miała czelność się z nas śmiać.

- to było takie słodkie, że nie chciałam wam przeszkadzać, trochę zgłodniałam przez podróż i się zastanawiałam czy nie ugotować jakiegoś obiadu - odparła dalej z lekkim rozbawieniem na twarzy - jeju co wy tu macie tak pusto w tej lodówce, wy się głodujecie czy co? Eh idę na zakupy kupić wam coś porządnego, może jakiegoś kurczaczka, w końcu to uroczysty dzień, w końcu po takim czasie zobaczyłam syna i to do tego z chłopakiem, wracam za max 30 minut.

- mamo ale, ty nie znasz Warszawy!!! - nie zdążyłem dokończyć gdyż kobieta już dawno była poza domem, uderzyłem się w czoło otwartą dłonią i widząc minę Karola zaśmiałem się pod nosem i pocałowałem go krótko po czym opadłem na kanapę.

W tym samym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi...

NO ELO,

Jestem żyje mam się dobrze, stwierdziłam że podkręcę atmosferę i dodam mamę Huberta XD.

DO ZOBACZENIA WKRÓTCE.

marchewka ~ 1024 słowa

Never Say Never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz