6.

82 14 0
                                    

Per Hubert.

Mój dom wyglądał jak śmietnik, wszytko przeszukałem, wszytko przetrząsnąłem, nawet chciałem zacząć odrywać podłogę ale po chwili stwierdziłem, że to już by była przesada.

Zawieruszyłem gdzieś swój telefon i może nie robił bym z tego aż tak wielkiej afery gdyby nie fakt, że miałem tam bardzo ważne dokumenty, zdjęcia a przed wszytkim w casie zostawiłem kartę, dowód i trochę gotówki.

Usiadłem na kanapie zrezygnowany, gdy już byłem pewien, że nigdzie go nie znajdę. Zakryłem twarz rękoma, moje małe załamanie trwało dobre kilka minut do czasu gdy usłyszałem dzwonek do drzwi.

Byłem nie mało zdziwiony, ponieważ nikogo stąd nie znam, na pewno nic nie zamawiałem ani nikogo nie zapraszałem. Po chwili jednak ruszyłem się mając pewność, że jest to były właściciel mieszkania. Mówił, że wpadnie zobaczyć jak mi się tu mieszka. Swoją drogą, jest to przemiły pan.

Otworzyłem drzwi a moim oczom ukazał się ten sam, dobrze już znany mi zielonooki szatyn. Nie wiedziałem co powiedzieć ani jak się zachować, jedyne co w tamtym momencie wydobyło się z moich ust to ciche " wejdź".

Tajemniczy nieznajomy niepewnie przekroczył próg mojego domu, rozglądnął się nerwowo a następnie poszedł za mną do salonu.

Teraz to się po pierwsze zestresowałem a po drugie miałem ogrom pytań, między innymi kim jest i skąd ma mój adres. Niestety nie uzyskałem jak dotąd odpowiedzi na żadne z nich, jedynie pusty wzrok i niezręczne minuty ciszy.

- usiądź, może chcesz coś do picia? - powiedziałem po chwili jakbym wyszedł z transu, zachowywałem się względem niego jakby był zwykłym gościem choć wiem, że jego przyjście i nasze spotkania mają jakieś powiązanie.

- nie dziękuję, tak właściwie to przyszedłem tu by oddać ci twoją własność - po tych słowach wyciągnął mój telefon w praktycznie nienaruszonym stanie.

Byłem tak szczęśliwy, że nic nie myśląc przytuliłem szatyna. Po chwili dopiero doszło do mnie co zrobiłem i szybko odsunąłem się od niego na kilka metrów.

- ale... skąd go tak właściwie masz ? - zapytałem szukając jakiś informacji.

- ym.. cuda się zdażają, tak w ogóle to źle zaczęliśmy, jestem Karol - uśmiechnął się przyjaźnie i wyciągnął rękę.

- Hubert, miło mi

- wiesz, będę musiał zaraz wracać ale może umówilibyśmy się, masz czas jutro ?

- raczej nie będę miał żadnych planów więc chętnie - odpowiedziałem chcąc poznać tego całego Karola.

- Oki to jutro o 18:00, sam wiesz gdzie - zaraz po tym bez żadnego komentarza wyszedł.

Wciąż miałem wiele pytań, no ale zostawie je na jutro. Wstałem z kanapy i poszedłem zrobić sobie jedzonko. W międzyczasie zadzwonił do mnie telefon, był to Igor, bez wahania odebrałem.

- DODZWONIĆ SIĘ DO CIEBIE TO JAKIŚ KOSZMAR!!!- to właśnie tymi słowami przywitał mnie mój przyjaciel.

- po pierwsze to nie miałem telefonu a po drugie, milej buraku, co chcesz? nie mam pieniędzy więc jak o to chodzi to możesz się odrazu rozłączyć

- nie tym razem, pisałem Ci ale ewidentnie tego nie widziałeś, będę jutro w Wawie, mogę do ciebie wbić na kilka dni ?

- no okej, jutro ci wyślę adres

- dziękuję, to do zoba - odrazu po tym się rozłączył.

Co za popaprany dzień! Najpierw jakiś chłopak, który mnie w jakimś stopniu prześladuje przychodzi do mojego domu a potem Igor przyjeżdża do Warszawy szukać szczęścia. W sumie to jakby się zastanowić, Karol mógłby być jakimś seryjnym mordercą.

Co może pójść nie tak....

Hejka, dziś Karol zostaje mordercą, a tak serio to zastanawiałam się ostatnio nad tym jak długo myślę i pisze tą książkę, doszłam do wniosku, że aż 8 miesięcy... cóż, życie! No i macie ten rozdział co obiecałam.. Szkoda, że tak mało osób ją czyta, może przez to że ta książka jest do dupy a ja sobie chce wmówić, że jest wyśmienita XD.

MIŁEGO DNIA/NOCY!

marchewka~ 599 słów

Never Say Never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz