2.

335 21 47
                                    

Per Hubert.

Gdy wracałem nieco inną drogą niż wcześniej zaczęło padać na tyle by zamoczyć mi wszystkie ubrania do suchej nitki. Stwierdziłem ,że schronienie się pod małym daszkiem przystanku będzie najlepszym rozwiązaniem na ten moment. Schowałem się w najgłębszym kącie i spoglądałem na niemalże pusty plac ,po którym biegały pojedyńcze postacie szukające schronu.

Nagle spostrzegłem sylwetkę jakiejś osoby, byłem pewien na 90%, że jest to mężczyzna. Zbliżał się coraz szybciej w moją stronę. Na plecach przeszedł mi dreszcz. Spojrzałem na niego a on na mnie, jego śliczne zielono-niebieskie tęczówki wychylały się spod brązowych loków ułożonych w pięknym, artystycznym nieładzie. Na nosie miał okulary z czarnymi oprawkami a w ręce trzymał niebieski parasol. Sam ubrany był w luźne, czarne spodnie z dziurami i żółtą bluzę.

Podszedł do mnie, spojrzał w moje oczy i bez słowa wręczył mi parasol tym samym pozwalając by zimne krople powoli moczyły jego ciało. Przez chwilę szatyn tylko stał jak zachipnotyzowany wpatrując się we mnie, przeważnie w moje oczy, jakby widział w nich najcenniejszy skarb. Jego wzrok był pusty a zarazem pełen pozytywnych emocji.

Po chwili tak po prostu zaczął się oddalać. Byłem tak zdeorientowny, przerażony jak i zaskoczony, że nie mogłem się ruszyć czy chociażby odezwać . Tak jakby wszytkie słowa utknęły gdzieś głęboko we mnie i nie chciały się ujawnić.

Stałem tylko i patrzyłem jak z każdym krokiem szatyn oddala się coraz bardziej, aż w końcu zniknął gdzieś za rogiem jakiegoś budynku. Odszedłem dwa kroki do tyłu tak jakbym dopiero teraz odzyskał wolną wolę.

Co to miało być ? Dlaczego to wszytko się zdarzyło? Dlaczego z każdą sekundą jego twarz rozmazywała się w mojej głowie ?

Niestety na ten moment nie mogłem otrzymać odpowiedzi na żadne z tych pytań. Przez następne kilka minut starałem się to wszytko ułożyć w głowie lecz potem stwierdziłem ,że i tak nic nie zdziałam stojąc bezczynnie w deszczu.

Mając nie mały problem z dojściem do siebie ostatecznie odzyskałem orientację w terenie na tyle by zdołać znaleźć drogę do domu. Chwilę później dotarłem do mieszkania. Odłożyłem parasol do łazienki by nieco wyschnął a sam udałem się do pokoju by przebrać mokre ubrania.

Po ogarnięciu tych wszytkich pierdółek wróciłem do pokoju i położyłem się na łóżku. Nudziło mi się więc włączyłem sobie muzykę lecz tym razem nie bawiłem się w podpinanie słuchawek tylko ustawiłem sobie głośność mniej więcej w połowie i rzuciłem telefon gdzieś obok siebie.

Leżąc tak i patrząc się w sufit w mojej głowie znów zagościł tajemniczy szatyn. To była chyba najdziwniejsza sytuacja w całym moim życiu, nie licząc tej gdy razem z Igorem w gimnazjum podłożyliśmy głośnik pod okno na pierwszym piętrze i puszczaliśmy jakieś głupie dźwięki. Do tej pory nikt nie wie kto jest sprawcą tego jakże głupiego żartu oprócz nas samych.

Ale ten chłopak... Było w nim coś co mnie urzekło ,coś przez co nie mogłem o nim zapomnieć, ciągle siedział mi w głowie. Mimo, że pamiętałem co zaszło, nie mogłem przypomnieć sobie dokładnego wyglądu, ale to pewnie przez poczucie tylu emocji na raz. Jedyne co nie zamazało się w mojej głowie to oczy nieznajomego.

Postanowiłem nie roztrząsać więcej tego tematu, wsłuchałem się w rytm piosenki śpiewając ją na cały głos. To jest właśnie jeden z plusów mieszkania samemu, zero zasad oraz zero stresu, że ktoś cię podsłuchuje lub podgląda, totalny chill.

Niestety piekne chwile nie mogą trwać wiecznie, gdy skończyła się moja ulubiona piosenka a na Spotify znów włączyła się reklama, jak na zawołanie zaczęło burczeć mi w brzuchu. Chwyciłem telefon i chwilowo wyciszając muzykę wyszukałem numer jakieś restauracji a następnie wybrałem numer i zamówiłem jedzenie.

Tym razem postawiłem na klasyk czyli pizze, ale dziś chciałem spróbować czegoś innego i zamówiłem hawajaską. Ciągle widzę gdzieś jak jedni hejtują ten rodzaj pizzy a drudzy go pochwalają, dlatego też chcę na własnej skórze rozwiązać ten konflikt.

Oczywiście zamówiłem także jedną normalną w razie gdyby jednak nowy eksperyment okazał się niezjadliwy. Gdy wszystko było ogarnięte wróciłem do poprzedniej czynności odlatując do krainy mojej wyobraźni.

heejkaa
A więc tu już spotkanie naszych głównych bohaterów.
Musicie uwierzyć, mam tysiąc pomysłów na tą książkę i jestem już kilka dobrych rozdziałów do przodu więc jest progres. Widzimy się za tydzień.

WESOŁYCH ŚWIĄT WIELKANOCNYCH!!!

ps. prawie zapomniałam wrzucić XD

marchewka~696 słów

Never Say Never Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz