5

296 21 1
                                    

- Nie dawałem ci wystarczająco? - uśmiechnął się Florian. Tylko jak można się domyślać, nie był to uśmiech, który uzależniał innych lub napawał szczęściem. Chłód bił na kilometr i mimo, że blondyn był ubrany bardzo ciepło, to nagle gdy jego napastnik znalazł się bliżej, miał gęsią skórkę. W jego oczach można było znaleźć chorą fascynację i niezdrowe zadowolenie. Tak jakby Florian znowu chciał, żeby Dominik był jego własnością. - Kochanie - jasnowłosy przybliżył się jeszcze bardziej i szepnął mu to na ucho. Drugi chłopak, który miał już prawie łzy w oczach, wzdrygnął się i miał ochotę uderzyć go prosto w twarz. Jednak nie było to możliwe, bo chłopak był silniejszy i w tej chwili już przytrzymywał jego ręce. W skrócie mówiąc blondyn był w sytuacji bez wyjścia i pomocy. - Beze mnie jesteś nikim.

I wtedy zdarzenia działy się szybko po sobie, tak że nawet Dominik w pierwszej chwili nie ogarnął, co się dzieje.

Czyiś głos. Zdezorientowanie Floriana i odwrócenie przez niego głowy w drugą stronę. Gdy chłopak spostrzegł, że już nie jest sam ze swoją ofiarą, postanowił najzwyczajniej w świecie uciec. Niby taki pewny siebie w towarzystwie blondyna, ale uciekać to potrafi najlepiej, kiedy sytuacja nie sprzyja.

Jednak kiedy straumatyzowany chłopak, który teraz z nadmiaru emocji zsunął się po ścianie, która do najprzyjemniejszych nie należała, ogarnął co się dzieje i zobaczył kogoś biegnącego do niego. I nie wiedział czy można mieć większe szczęście. Jednak na razie cała ta opowieść oparta była na jego pechu, prawda?

Bo kiedy dana osoba, która go uratowała podeszła bliżej, blondyn spostrzegł, że była to Anastazja. Ze wszystkich pieprzonych osób na świecie (a raczej w Warszawie), musiała to być jego była przyjaciółka, z którą miał niedawno konfrontację. Chciał zniknąć z powierzchni ziemi, ale w tym momencie nawet nie umiał się podnieść.

- Boże święty, czy panu nic nie... - przerwała w połowie zdania, kiedy zobaczyła kogo uratowała. Nie zdziwiło to Dominika, że dziewczyna na początku pomogła osobie, której mogła tak naprawdę nie znać. Zawsze podążała za swoim instynktem i odwagą. - Dominik.

I ciężko było powiedzieć kto był bardziej zdezorientowany. Bo jak bardzo jest to możliwe, żeby spotkać osobę drugi raz podczas ostatniego tygodnia, której nie widziało się przez ponad 6 miesięcy? Możliwość na poziomie szczęścia w życiu Dominika.

- Nic mi nie jest, możesz iść - wymamrotał blondyn, nie wiedząc jak się zachować. To co powiedział, pogarszało tylko jego sytuację z dziewczyną. Ale jak to się działo, że pojawiała się w najmniej odpowiednich momentach. Znaczy inaczej, bo zabrzmiało to jakby nie cieszył się, że go uratowała. A oczywiście był jej bardzo wdzięczny, że nie wiadomo z jakiego powodu się tu pojawiła. Jednak musieli obaj odbyć poważną rozmowę, na którą na pewno teraz chłopak nie miał sił.

Szukał odpowiedniego momentu, który nigdy nie nadejdzie. Bo nie ma odpowiednich momentów.

- Szczerze pierwszy raz nie wiem co zrobić. Z jednej strony zostawiłabym cię tutaj i sobie poszła. Z drugiej jednak wiem, że nie potrafię tego zrobić. To był on, prawda? - zadała pytanie, na które nawet nie potrzebowała odpowiedzi. Wiedziała. Jednak chłopak pokiwał głową, bo tylko na to było go stać. - W co ty się wpakowałeś - westchnęła ciężko dziewczyna, lecz podała mu rękę, żeby chociaż się podniósł. Dominik mimo wszystko przyjął pomoc, więc po chwili stał już na miękkich nogach. Teraz żaden z nich nic nie mówił, ale Anastazja kierując się swoim bohaterstwem prowadziła go do drzwi wejściowych. Nie chciała, żeby chłopak jej padł przed blokiem.

- Dzięki - to było jedyne na co było stać blondyna. Powolnym i nadal drżącym ruchem wyciągnął klucz i zanim wszedł do mieszkania, rzucił spojrzenie swojej dawnej przyjaciółce, która wyrażała coś czego nie mógł rozczytać.

- Znam cię, obwiniasz się, więc nie zadzwoniłbyś do mnie - zaczęła z nutką współczucia i poddania. Dominik zastygł w miejscu, kiedy usłyszał podane zdanie. Chyba w głębi wiedział, że ma rację. Miał ogromne wyrzuty sumienia. - To nie była tylko twoja wina, ale wiesz że to, że później się ode mnie odciąłeś było z grubsza twoją decyzją. Nie chcę cię teraz tym męczyć, bo widzę że wpakowałeś się w niezłe gówno. Jednak brakuje mi ciebie i sądzę, że działa to w obie strony - zakończyła i bez pożegnania oddaliła się. A chłopak tak jak stał w progu, tak dalej nie potrafił się stamtąd ruszyć. Dlaczego to wszystko działo się na raz?

***

Kiedy stał w holu, w którym nie znajdował się po raz pierwszy, myślał że umrze. Czuł się fatalnie, między innymi przez zdarzenia z wczorajszego wieczoru. Przez to też nie przespał dobrze nocy. Wiedział, że wygląda jak wrak człowieka, bo tak się też czuł. Więc nie zdziwił się na delikatnie skrzywiony wzrok sekretarki, gdy mówił jej, że ma umówione spotkanie na godzinę 10.

- Proszę pana, tłumaczę panu, że nie mam wpisanej żadnej wizyty z mecenasem Zmitrowiczem - odparła już coraz bardziej niemiło, kobieta zza komputera. A blondyn chciał się załamać.

- To musiała zajść jakaś pomyłka. Czy może pani do zadzwonić albo podejść do pana - powiedział błagalnie, bo nienawidził takich sytuacji. Nie dość, że marnował czas, to jeszcze musiał tyle opowiedzieć Pawłowi, że nie wiedział czy wyrobią się do wieczora. A spotkanie ograniczało się do dwóch godzin.

- Pan teraz oszalał. Mówię panu ostatni raz, ja nie mam żadnego takiego spotkania zapisanego, więc proszę opuścić budynek albo ochrona po pana przyjdzie - burknęła pracowniczka, a Dominik przeklinał się, że nie wziął numeru telefonu od bruneta. Nie wiedząc co innego może jeszcze zrobić, postanowił skierować się zrezygnowany w stronę windy, marnując dzień. Jednak kiedy wcisnął przycisk od tej metalowej machiny, to akurat przyjechała z dołu, a z niej wyszedł zmachany Paweł. Chyba oboje się zdziwili na swoje spotkanie. Brunet postawił krok w przód i nadal szybko oddychając, podszedł do biurka, przywołując gestem ręki Dominika.

- Róża, miałem cię poinformować wczoraj, ale kompletnie wypadło mi to z głowy. Zapisz tego pana na spotkanie. Do 13 - powiedział i uśmiechnął się miło, żeby udobruchać swoją koleżankę z pracy, która spoglądała na niego niemożliwym wzrokiem.

- Trzy godziny? To nie wykr... - chciała coś powiedzieć, jednak stanowczy wzrok Pawła ją zatrzymał, więc zapisała w kalendarzu to co musiała.

- Dziękuję - odrzekł i podążył w stronę biura, na co blondyn musiał za nim szybko podreptać.

Kiedy już się znaleźli w odpowiednim pokoju, usiedli tam gdzie dwa dni temu. Sami mieli problem jak się odezwać i co powiedzieć. Było to w końcu nadal spotkanie prawnicze w sprawie prześladowania, jednak wydarzenie z kawiarni dało im trochę luzu w ich relacji. Więc jak mieli to teraz pogodzić?

- Dzień dobry - odezwał się pierwszy Dominik, który był bardzo niepewny. Zauważył zaraz po tym nikły uśmiech bruneta, który starał się to ukryć, lecz marnie mu szło.

- Dobrze, przygotowałem dla pana dane sprawozdanie z poprzedniej rozmowy. Oczywiście nie będzie to takie łatwe, kiedy nie mamy twardych dowodów, ale myślę, że po dzisiejszej konwersacji, wyciągnę wnioski i odpowiednie paragrafy z kodeksu karnego, tak żebyśmy wygrali rozprawę - powiedział znowu pisząc coś raz na kartce, a później w komputerze. Blondyn pokiwał głową, delikatnie rozbawiony tym, że powrócili do oficjalnej formy.

- Niech pan mi teraz opowie, od początku do końca, co się działo po zerwaniu z pańskim byłym partnerem - oznajmił Paweł, podnosząc w końcu wzrok na Dominika. Aczkolwiek to chyba nie pomogło mu w zaczęciu, tylko jeszcze bardziej zestresowało. Odwzajemnił spojrzenie bruneta i nie mogąc wytrzymać tego, wbił wzrok w ścianę za nim. Znowu ten cholerny napis, którego nie rozumiał.

Dolor Amoris - dominikxpawelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz