19

218 16 0
                                    

Strasznie lubił dom bruneta. Był duży w porównaniu do jego własnego
mieszkania, ale odnajdywał się tutaj. Czuł się tu prawie jak u siebie, chociaż to może ze względu na to, że przebywał w tym miejscu większość swojego życia. Po prostu było komfortowo.

- Łap - zaśmiał się Paweł, kiedy rzucił już w niego opakowaniem serpentyn. Cóż chyba powiedział to trochę za późno, bo plastik odbił się od jego twarzy i upadł na podłogę. Dominik wysłał mu tylko zabijające spojrzenie i schylił się po ozdobę. - Weź krzesło i tak to jakoś pozawieszaj, żeby się trzymało. Może delikatnie zwisać.

Blondyn pokiwał głową i ustawił sobie krzesło tak, żeby zacząć od początku pokoju. Jednak brunet miał cholernie wysoki sufit. Dosłownie stał na krześle i nadal nie dosięgał, co było niezmiernie denerwujące. Wziął jedną końcówkę i spróbował ją rzucić w górę, żeby zaczepiła się sama. Skutek był dosyć marny, bo teraz leżała na podłodze. Chłopak westchnął i w tej chwili wszedł Paweł. Popatrzył w zdezorientowaniu na blondyna i dopiero po chwili parsknął śmiechem.

- Nie dosięgasz? - zapytał przyjaciel i oparł się o ścianę. Dominik posłał mu po raz kolejny mrożące spojrzenie. - Chodź.

Chłopak tylko do niego podszedł i stanął nadal nie rozumiejąc o co chodzi. Paweł odrywając się od ściany postawił krok do przodu, tak że znalazł się za blondynem. Jednym ruchem położył swoje dłonie na talii młodszego i uniósł go do góry. Chłopak był zaskoczony, ale po chwili dotarło do niego wszystko. Poczuł wbijające się palce bruneta na jego ciele. Bliskość uderzyła w niego, podobnie jak zapach, który już dobrze znał. Musiał się ogarnąć, bo Paweł nie dałby rady go utrzymywać w takiej pozycji za długo. Rozplątał szybko serpentynę i zawiesił ją o belkę, opuszczając ręce wzdłuż ciała. Starszy postawił go z powrotem na ziemi. Musieli jeszcze raz powtórzyć tą czynność tym razem na drugim końcu pokoju. Brunet onieśmielony lekkością chłopaka, mógł pozwolić sobie na dłuższe trzymanie go w górze.

I może dałoby się to zrobić z wyższym krzesłem. Zapewne gdyby chwilę pomyśleli znaleźliby inne rozwiązanie, ale albo chcieli zaoszczędzić czas albo znaleźli pretekst do ciągnącej ich bliskości. Wymówki były ostatnio u nich na topie.

- Czy ktoś mógłby mi tu pomóc? - krzyknęła z kuchni Jagoda, a dwoje chłopaków popatrzało na siebie.

- Idź, raczej nie potrzebuje profesjonalnej pomocy w gotowaniu - zaśmiał się Paweł i popchnął przyjaciela w kierunku otwartej przestrzeni. Ten w końcu się tam udał, aczkolwiek z ciężkim westchnięciem. Był do niczego w kuchni. Nawet w krojeniu papryki.

- Co zrobić? - spytał blondyn, patrząc na dziewczynę, która krzątała się od garnka do deski.

- Paweł obiecał zrobić mi to wczoraj, ale stwierdził w tym roku, że to on zajmie się ozdabianiem - mruknęła blondynka, która również nie czuła się najpewniej w kuchni, a jej chłopak ją wystawił. - Trzeba zrobić szaszłyki. Wystarczy już tylko nawlec to wszystko na ten patyk, bo większość już ugotowałam.

Jak powiedziała, tak Dominik zrobił. Akurat to było trudno popsuć, więc jak na razie szło mu dosyć dobrze. Po tym jak skończył, musiał rozsypać chipsy i inne przekąski do misek. Na szczęście nie namęczył się za dużo, więc po kilkunastu minutach ustawiania tego na stole, na którym miało się znajdywać samo jedzenie, usiadł na kanapie. Mógł w końcu odsapnąć chwilę i nacieszyć się miękkością tego siedzenia.

***

Chwilę przed 18 zjawiła się pierwsza osoba. Oczywiście oprócz blondyna. Rozalia, która była siostrą Pawła, przyjechała wraz z przyjaciółką. Dwie szatynki weszły do przedpokoju witając się z parą gospodarzy. Później podeszły w stronę Dominika.

- Lila - przedstawiła się dziewczyna i chłopak wyczuł w jej postawie jakiś początek flirtu. Aż mu się szkoda jej zrobiło.

Po krótkiej rozmowie, gdzie na razie przeważały dziewczyny, przyszli Tymek z Gabrysiem, którzy uratowali trochę sytuację, bo Dominik delikatnie mówiąc miał już dość babskiego towarzystwa. Dodatkowo Paweł gdzieś przepadł, więc chłopak zaczynał dostawać na łeb.

- Gdzie się podziewa mój kompan? - jak można było usłyszeć, Dawid przyszedł i nawet nie raczył poczekać aż ktoś mu otworzy drzwi, tylko sam się wpuścił. Rozejrzał się po salonie i zatrzymał się na nowych twarzach.

- Przychodzi później, bo przyprowadza ponoć kogoś - odmruknął blondyn, który trzymał już w ręce puszkę z colą.

- Nie wierzę - zakrył usta dłonią czarnowłosy i pokręcił głową. - Jak mogła mnie wcześniej o tym nie poinformować.

- Nie wiem, tragedia - odparł Dominik, który pechowo dzisiaj był dziwnie zmęczony i nie w nastroju. Miał nadzieję, że zanim cała ich mała impreza się rozkręci, on będzie już w dużo lepszym humorze.

- Boże kiedy was tutaj tyle przywiało - powiedział Paweł, który dopiero co przyszedł. Po jego wyglądzie można sądzić, że był przed chwilą na dworze. Złapał pytające spojrzenie blondyna, więc podniósł lekko w górę opakowanie fajerwerek, na co chłopak przytaknął w zrozumieniu.

Chwilę później usłyszeli dzwonek do drzwi, który zwiastował już tylko jedną osobę. Jagoda poszła otworzyć, prowadząc rudowłosą dziewczynę i jej chłopaka. Dominik wyciągnął od Anastazji tylko tyle, że miał na imię Igor. Teraz gdy mu się przypatrzył dostrzegał niestety tylko jedno podobieństwo. Biało jasne włosy, które kręciły się lekko oraz zarysowana szczęka przypominały mu Floriana. Jednak nie chciał mieć przez to uprzedzeń do chłopaka, bo młodszy miał naprawdę nadzieję, że ten okaże się w porządku w porównaniu do swojego sobowtóra. W tej chwili przeklinał tą wiedzę i troskliwość Pawła, bo czuł na sobie jego czujny wzrok. Miał ochotę przewrócić oczami, ale powstrzymał się od tego.

- Cześć - przysunął się Dawid do dopiero co przybyłej dwójki. - Praca, zainteresowania, rodzice, studia, adres i opcjonalnie numer buta.

Ana wysłała w tym momencie najbardziej mordercze spojrzenie w stronę czarnowłosego. Nawet jeśli robił to dla żartów, to nie chciała, żeby jej nowy partner się przestraszył i uciekł. Posłała jeszcze błagający wzrok do Dominika, żeby uratował sytuację, bo Dawid w tym momencie wyglądał dosyć poważnie i nie było widać jakby chciał sobie odpuścić.

- Przyjacielu, mam ci coś do pokazania - zaczął blondyn i odciągnął go za ramię od przyjaciółki, która wysłała mu dziękujący uśmiech.

- Nie, później. Najpierw muszę tam wrócić - zaprotestował, zachowując się dziecinnie. Dominik spojrzał tylko na niego, upewniając się, że jest on na pewno zdrowy. Jednak chłopak oprócz zdesperowania, nie wyróżniał się niczym, więc najpewniej było wszystko z nim w porządku. Przynajmniej na zewnątrz.

- Dawid, uspokój się. Jest dorosła, znalazła w końcu kogoś i jest szczęśliwa. Odpuść, poważnie - mruknął blondyn, czując się jakoś źle z tymi słowami.

Historię lubią się powtarzać.

- Ale ona...

- Wie co robi. Zaufaj mi, a teraz idź się baw i zajmij się kimś innym do gnębienia.

- Nikogo nie gnębię! - wykrzyknął czarnowłosy, jak już wychodził z kuchni, do której się wcześniej skierowali. Dominik odetchnął na chwilę, bo nawet się nic nie zaczęło, a on miał już dość. Oparł ręce o stół i przymknął oczy, kierując głowę ku górze. I jakby jeszcze tego było mało ktoś wszedł do kuchni. Straszne było to, że nawet bez otwierania oczu, wiedział kto się teraz przed nim znajduję. Jednak zdobył się na powolne otwarcie powiek i kolejne tego dnia złączenie wzroku z brunetem, który teraz uśmiechał się słabo.

Dolor Amoris - dominikxpawelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz