Rozdział 29

566 26 54
                                    

Pov: Mike

Ten seks był nieco bardziej odważny niż nasz pierwszy raz. Cieszyłem się, że to zrobiliśmy, ale bałem się, że chłopak będzie tego żałował jak wytrzeźwieje. - Will musimy się zbierać - podniosłem się wpatrując się w chłopaka, który miał zamknięte oczy. - Will? - nachyliłem się do jego twarzy lekko muskając jego czerwone i spuchnięte usta.

- Hmmm? - przewrócił się na bok. - Muszę cię zaprowadzić do domu - westchnąłem zakładając ubrania. - Ubieraj się - rzuciłem w niego jego ubraniami. - Zostańmy tu do rana - ziewnął. - Taak oczywiście, żeby Angela zobaczyła nas rano i powiedziała każdemu - zaśmiałem się zapinając pasek od spodni.

- Mikey... - wymamrotał. Jestem pewien, że jutro będzie miał porządnego kaca. - Ubierz mnie.
Podniosłem swoje brwi ze zdziwienia. Aż tak się schlał, że nie potrafi się ubrać? - Will nie wygłupiaj się - zacząłem sprzątać i wyrzuciłem zużytą prezerwatywę do kosza. Następnie wytarłem spermę, która była na pościeli. Kultura przede wszystkim.

- Mikey? Proszę ubierz mnie - podniósł nieco swoją głowę mrużąc oczy. Pokręciłem głową i zacząłem go ubierać. Widziałem, że chłopak cały czas się uśmiecha, zrobił to specjalnie.

Naciągnąłem na niego bokserki, a podczas zakładania ich na chłopaka, szatyn postawił moją rękę na swoim penisie głośno sapiąc. - Jeszcze ci mało? - zapytałem widząc jak prawie dochodzi pod wpływem mojego dotyku. Chętnie zrobiłbym z nim to jeszcze raz, ale naprawdę musimy się zbierać.

Założyłem na niego resztę ubrań upewniając się, że nie ma na nas żadnych odznak naszej bliskości i wyszedłem z nim z pokoju. Szatyn podpierał się o moje ramię mamroczą coś pod nosem. - Masz nic nie mówić przy Jane rozumiesz? - krzyknąłem do jego ucha, ponieważ grała głośna muzyka. Chłopak tylko pokiwał głową i zachwiał się prawie mnie zrzucając na podłogę. Cały czas trzymałem go mocno w talii. Mam nadzieję, że nie wygląda to dziwnie.

Z oddali zobaczyłem Jane jak śmieje się z Suzie. - Jane! - krzyknąłem, ale dziewczyna mnie nie usłyszała. Było zdecydowanie za głośno. - Teraz pójdziesz ją pieprzyć? - usłyszałem ironiczny śmiech. Naprawdę denerwują mnie te jego odzywki o Jane. Nawet jeśli to są żarty to nie jest okej. On nie zdaje sobie sprawy jak bardzo jestem nieszczęśliwy w jej towarzystwie i jak bardzo czuje się niekomfortowo.

- Przymknij się lepiej - warknąłem w jego stronę na co on tylko się zaśmiał. Zdecydowanie za dużo wypił. Mam nadzieję, że nie powie czegoś głupiego przy naszych przyjacielach, a co najgorzej nas wyda.

- Jane! - krzyknąłem kolejny raz imię dziewczyny, a ta tym razem mnie zauważyła i razem z Suzie podbiegła do nas przerażona, gdy zaważyła stan swojego brata. - Boże Will! Co mu się stało? - krzyknęła chwytając jego twarz w dłonie. Chłopak ledwo kontaktował i miał zamknięte oczy. Przyznam, że zacząłem się martwić o chłopaka. On jest bardzo wrażliwy, pewnie alkohol nie działa na niego za dobrze.

- Will?! - krzyknąłem do szatyna patrząc na niego zmartwiony i przerażony brakiem kontaktu z jego strony. - Żyje! - odpowiedział, ale nadal miał zamknięte oczy. - Boże Joyce nie może go zobaczyć w takim stanie! - krzyknęła Jane zarzucając swoje włosy do tyłu.

- Zabiorę go do siebie, ale potrzebuję transportu - odpowiedziałem patrząc na bezradne ciało Will'a. Czułem się winny, to przez mnie się tak upił. Musiał patrzeć jak obciskuję się z Jane. Ignorowałem go prawie całą imprezę. Znowu zachowałem się jak dupek.

To przez mnie Will się upił, to ja jestem winny. Czuje się okropnie z tego powodu. - Jonathan go zabierze? - odezwała się Suzie, która do tej pory milczała. - Nie mogą się dowiedzieć! Nikt z jego rodziny - Jane zaczęła gorączkowo myśleć jak uratować Will'a z tej sytuacji.

Secret Love |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz