22

559 17 4
                                    

Kolejny był Jimin. Ruszyliśmy na ogródek. Jimin usiadł na bujanej ławce. Robiło się już ciemno, dlatego wokół ławki zostały zawinięte lampki. Obok Jimin'a z ręczników zrobiłam dwa misie po obu stronach. Za bujaną ławką malował się piękny zachód słońca. Sam nasz pierwszoplanowy bohater miał na sobie koronę. Plecami oparł się o oparcie, a nogi miał jedną na drugą. Miał wąskie spodnie i koszulę. Będąc w takiej pozycji patrzył się prosto na mnie. Ten wzrok... Tlenuu!!

Ja siedziałam na kocyku naprzeciwko chłopaka. Zanim wzięłam się do rysowania zabrałam telefon i zrobiłam parę zdjęć. Wyglądał wtedy jak książę. Nieziemsko. Po zrobieniu zdjęć wzięłam się za przelanie tego na papier. Łącznie zajęło mi to jakieś 1,5 godziny. Gotowe dzieło pokazałam Jimin'owi.

- Skończyłam!!

- Pokazuj!!! - wyciągnął ręce w moją stronę, a ja położyłam na nich szkicownik. - WOOOOO. Ale ładnie. Każdy szczegół widać. To jest cudowne!!! Muszę kupić ramkę i dać sobie na biurko - zaśmiał się.

- Cieszę się, że Ci się podoba - wysłałam wielki uśmiech. - Wracamy do domu? Jest trochę chłodno.

- Pewnie!

Nikogo na dole nie było. Na kanapę odłożyliśmy misie z ręczników i kocyk. Lampki odłożyłam na komodę, gdzie wcześniej były położone. Jimin poszedł do swojego pokoju, a ja poszłam do kuchni. Szukałam szklanek. Mieli tu tyle półek, że do teraz nie wiedziałam, gdzie co jest.

W końcu znalazłam upragnioną szklankę i nalałam soku. Gdy wypiłam miałam zamiar odłożyć szklankę do zlewu. Jednak los chciał inaczej. Uderzyłam dołem szklanki o blat, a ta roztrzaskała się mi w ręce. Usłyszałam kroki zbliżające się do mnie. Był to...

- WSZYSTKO DOBRZE? - spytał patrząc na krwiste krople kapiące z mojej ręki na podłogę.

- Ahh, tak. Szklanka pękła mi w ręce. Za mocno uderzyłam o blat, kiedy chciałam ją położyć do zlewu.

- Ofiara losu - podszedł do mnie bliżej biorąc krwawiącą rękę. - Masz nawet szkło w ręce - spojrzał na mnie i dodał. - Trzeba to opatrzeć - wtedy wziął mnie na ręce i położył na blacie za nim. On natomiast zgarnął szkło z podłogi i wytarł krew.

- Nic mi nie będzie. To lekkie skaleczenie - spoglądałam na niego, gdy sięgał po apteczkę.

- Nie ważne czy lekkie czy nie. Musimy to opatrzeć - zabrał moją rękę i zaczął odkażać ranę.

- Poradzę sobie sama. W końcu zszywałam ludzi z większymi obrażeniami - próbowałam zabrać rękę, ale trzymał ją za mocno. - Powiedziałam, że sobie poradzę - po tych słowach przybliżył się do mnie. Nasze nosy praktycznie się stykały. - Co ty robisz?

- Próbuje Ci pomóc. Skaleczyłaś się.

- Tyle to ja też widzę, ale dam radę sama.

- Nie wydaje mi się - poczułam jego rękę na moim udzie. - Tu też masz krew. To nie tylko lekkie skaleczenie.

- Powiem to jeszcze raz. Poradzę sobie.

- Jungkook śpi jak zabity na łóżku - powiedział patrząc głęboko w moje oczy.

- Co ja mam do tego? Ostatnio się dużo dzieję. Nie dziwię się. I wiem, że większość jest z mojego powodu. Nie musisz nic dodawać - poczułam jak zaciska mi bandaż na dłoni.

- Gotowe - powiedział unosząc głowę, by była równo z moją. - Ubrania masz już w łazience. Będę czekał w moim pokoju.

- Co? Dlaczego? Przecież-..

- Wątpię byś obudziła Jungkook'a, by się posunął. Zasnął na środku łóżka. Tę jedną noc możesz spać ze mną. Będę czekać - i ruszył schodami do góry. Co się właśnie stało?

Kookie? Czy raczej Jungkook?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz