7. Lucian

3 1 0
                                    

Panowie wyszli, a ja minąłem się z nimi w LUX idąc w stronę windy. Na razie tymczasem u mojej przyszłej żony.
- Ej Ella, a nie mogę tego fortepianu trochę perfumami psiknąć?
- W sumie możesz go psiknąć perfumami. - Odparła Lopez.
- A jego czy moimi?
- Hmmm twoimi kochana. - Powiedziała Ella.
Moon pobiegła po swoje perfumy i nimi popsikała fortepian.
- Słyszę bardzo charakterystyczny chód, który należy do wiadomo kogo. - Odparła Ella.
- No i widzisz? Idealnie skończyliśmy. - Schowała perfumy i zaczęła robić mi kawę.
- Bardzo idealnie. - Ella się odprężyła na kanapie.
I wracamy do mnie. Moon stała przy windzie.
- Dzień dobry dziewczęta, a co wy w dobrych humorach jesteście? - Ucałowałem Nicole w usta.
- Aaaaa mam dla ciebie niespodziankę hihi.
- Niespodziankę powiadasz, aż jestem nią bardzo zaciekawiony. - Wszedłem bardziej do środka by winda mogła się zamknąć.
- Musisz się rozejrzeć. - Poszła mi zalać kawę.
- Mmmmm. - Zacząłem się rozglądać, aż wreszcie zobaczyłem fortepian na którego widok z oczów zaczęły lecieć łzy.
- Lucuś? - Odłożyła kawę na stół i podeszła do mnie. - I jak ci się podoba?
- B-ba-bardzo m-mi się podoba skarbie.

Tak b-bardzo mi się podoba, że nie jestem w stanie z siebie nic wydusić. Bardzo, ale to bardzo ci dziękuje kochanie.
- Hihi co prawda trochę z pomocą Elli bo podesłała mi numer do tych ludzi co naprawiają meble no i jeszcze śledztwo przeprowadziła. Aaaa no i trochę spsikałam fortepian żeby pachniał mną haha. I spokojnie zapłaciłam za naprawę swoimi pieniędzmi haha.
- Ahhhh strasznie cię kocham maluszku. I gdyby nie wy to bym już nigdy nie zagrał na tym instrumencie. Twój zapach to ja muszę mieć wszędzie, haha. - Przytuliłem się do niej i wdychałem jen zapach. - Jeszcze raz dziękuje, a co do śledztwa to wiecie kto to zrobił?
- Mam nadzieję, że później mi bardziej podziękujesz. - Wyszeptała i dała mi buziaka.
- Uwierz mi, że bardzo ci podziękuje za to w sypialni. - Odwzajemniłem jak pogłębiłem pocałunek.
- No to Ella jeszcze znalazła farbowany włos. - Nakładała mi śniadanko.
- Mmmm farbowany włos. - Z tą myślą szedłem do stołu aż do niego usiadłem i zacząłem myśleć.
- No moim zdaniem już po podpisie sądzę, że to Rory.
- Podpisu nie widziałem, ale ufam wam że tak jest. - Zacząłem jeść śniadanko.
- No jest podpisane na samym końcu inicjałami ,,R.M", więc to jest już w stu procentach pewne, że to ona zrobiła. - Powiedziała Ella.
- Mmmmm... - Smutna mieszała smętnie zupkę.
- Skarbie, co ci jest? Bo wyglądasz na smutną? - Zapytałem, będąc zmartwionym o jej samopoczucie. Potem ją przytuliłem w swoje ramiona.
- Bo chce mieć w końcu spokój, a ciągle jest coś. Jesteście diabłami lub demonami! Naprawdę tak trudno załatwić jakieś dziecko?
- Dobrze, biorą tą sprawę w swoje ręce. - Odszedłem od stołu, poszedłem po ostrze które może mi jak i Rory zaszkodzić i wyszedłem z mieszkania.
Moon dalej patrzyła smutna w miskę nawet z lekkimi łzami. Minęły trzy godziny i dopiero po takim czasie wróciłem do domu, cały we krwi. Siedziałem w windzie, bo dopiero co jechałem na piętro. Wilczyca cały czas siedziała smutna i sobie malowała w kolorowance antystresowej. Siedziałem na podłodze w windzie, oparty o jedną z ścian. Postanowiłem do niej napisać.
Esemes: Skarbie, wszystko jest tak jak powinno być. Rory nie żyje, a Chloe i Marcus dostali dożywocie, więc mamy spokój od nich. - Nadal siedziałem w windzie.
Z początku Moon w ogóle nie odczytywała wiadomości, a dziewczyny próbowały ją pocieszać.
Esemes: Skarbie.... - Przygasiłem ekran telefonu i wtulałem się we własne kolana, mając smutny wyraz twarzy.
- Wszystko będzie dobrze ciociu. Masz nas i to jest najważniejsze. - Trxie wraz z Ellą bardzo ją pocieszały i uspokajały.
Moon odłożyła drogą kredkę i przytuliła się tylko do nich. Dalej pisałem do niej z nadzieją, że odczyta wiadomość, ale w końcu mi się usnęło.
- Mmmm... - Odczytała wiadomości i mi odpisała. - To czemu cie nie ma?
Przebudziłem się i jej odpisałem, że drzwi od windy się zacięły i utknąłem.
- Eehhhh Ella drzwi od windy się zacięły, a Lucyfer tam jest.
- O kur to idę mu pomóc z tymi drzwiami. - Ella wstała i poszła pomóc, ale jej wysiłek poszedł na marne. - Są w cholerę mocne i solidne.
Wilczyca podeszła do windy.
- Ja nawet jak chce ci pomóc to i tak nie mogę bo nie mogę się wysilać, a i tak rękę mam chorą. To co zrobimy? - Zapytała Moon.
- Łom by się przydał do tego. - Ella dalej próbowała otworzyć drzwi.
- Nie wiem gdzie on ma takie rzeczy.
- Ja poszukam, a Ty sprawdzaj czy on dalej oddycha, bo nie chciałabym aby tam utknął. - Ella poszła szukać łomu.
- No dobrze. - Zadzwoniła do mnie. - Halo?
- Jestem cały. - Odebrałem przychodzące połączenie.
- Jak się czujesz? Wszystko jest w porządku czy coś nie tak?
- Na razie wszystko jest w porządku, ale nie wiem jak będzie potem. - Siedziałem na podłodze.
- No Ella szuka już łomu.
- Oby jakiś znalazła, bo nie chcę sam się męczyć z tymi drzwiami.
Trixie pomagała Elli szukać.
- Mam łom! - Ella podbiegła do Moon i zaczęła wyważać drzwi od windy.
- Ella już tu robi więc poprostu poczekaj.
- Dobrze, poczekam. - Patrzyłem w jeden punkt.
Moon miała nadzieję, że się uda. Ella wyważyła drzwi od windy.
- Luci! Ohhh kurwa co co się stało?
- Winda się zacięła i nawet drzwi się nie chciały otworzyć odkąd już byłem tutaj.
- Pytam o to jak wyglądasz! - Miała świeczki w oczach.
- Jestem jak sama widzisz ubrudzony krwią tej Rory. I chciałem się wykąpać, ale no tak wyszło, że utknąłem w windzie.
- To idź szybko.. - Zwiesiła głowę.
- Kąpiel poczeka, spokojnie. - Wstałem i ją przytuliłem. - Tęskniłem za tobą skarbie.
- Nie, nie poczeka..Noo Luci!!! Uhh i teraz ja też muszę się wykąpać!
- Spokojnie to już jest wyschnięta krew.
- Ale będę tym śmierdzieć! - Odłożyła telefon i poszła do łazienki.
- Przepraszam... - Poszedłem do innej łazienki się umyć.
Nicole nachyliła się żeby ściągnąć ubrania mimo, że nie mogła to męczyła się żeby się umyć i płakała. Zrezygnowany poszedłem do niej. Delikatnie zapukałem.
- Skarbie, przyszedłem ci pomóc.
- Nie potrzebuje już pomocy. - Siedziała w wannie z małą ilością wody i próbowała udawać normalny głos.
- Dobrze. - Ze zwieszoną głową poszedłem do fortepianu. Usiadłem i zacząłem grać jak i śpiewać. - The must be some kind of way out of here.
Said to joker to the thief.
There's too much confusion now. I can't get no relief. - Chwila ciszy, ale dalej kontynuowałem. - No reason to get excited. The thief, he kindly smoke. There are many here among us. Who feel life's but a joke. But you and I, we've been through that. And this is not our fate. So let us stop talkin' falsely now. The hour's getting late, hey. - Chwila ciszy była, ale dalej kontynuowałem grę na fortepianie jak i samo śpiewanie. - All alone the watchtower. Princess kent the view. - Chwila ciszy, ale potem znowu grałem. - While all the women, they came and they went. Barefoot servants, too. Outside in the cold distance. A wildcat did growl. Two riders were approaching. And the wind began to howl... - Zagrałem już do końca bez śpiewania.
Wilczka jakoś wyszła z wanny i próbowała się wytrzeć ręcznikiem. Ubrała piżamkę w kotki i założyła turban oczywiście siedziała, w łazience długo i się schylała itp. Usnąłem z głową na klawiszach fortepianu. Z bólem ciała wilczka powoli szła do "centrum" domu. Miałem poczucie winy, że nie pomogłem i to będzie mnie męczyć.
- Hej..ohh a on śpi.. - Zrobiła się bardziej smutna. - Która godzina?
- Delikatnie przysnął, jest 16:50. - Odparła Ella. - No, ale jak chcesz to mogę go wybudzić.
- Nie musisz.. Szczerze nie wiem czy mam ochotę na tego sylwestra..w sensie możecie go sobie zrobić tylko po prostu beze mnie najwyżej.
- No to on też się nie będzie bawił, ani ja. - Ella nie chciała się bez nas bawić.
- Niby czemu on nie?
- Bo on na pewno nie będzie chciał się bez ciebie bawić. - Odparła Lopez.
- To trudno, mnie to nie obchodzi. Albo się tak bawicie albo koniec.
- No dobra ale Luci będzie musiał przeżyć sam, świętując nowy rok. - Ella szukała na necie jakieś pyszne przekąski własnej roboty.
- Wcześniej jakoś przeżywał sam poza tym przerwa ode mnie mu się przyda. Nawet taka na chwile.
- No taka na chwilę może być. - Ella powoli zabierała się za robienie przekąsek. - Przeżywał sam i żeby nie wymyślał sobie nie wiadomo jakich powodów twojego nie świętowania z nami.
- Albo jest Lucyferem albo ja bo ja się zakochałam w Lucyferze, a nie w łamadze życiowej. - Moon była zdenerwowana z bólu.
- Spokojnie jest Lucyferem i ja zadbam by dał ci chwilę dla siebie. - Odparła Lopez.
- Nie chodzi mi o chwilę dla siebie ale ok już nieważne. - Wzięła telefon i trzymając się za brzuch poszła do sypielni. - Przepraszam Ella ale boli mnie wszystko i się wolę położyć.
- Dobrze, jeżeli będziesz coś chciała do picia, jedzenia to napisz mi na mesku czy coś. - Powiedziała Ella.
- Dzięki..
- Dla przyjaciółki zawsze. - Lopez uśmiechnęła się w moją stronę. - Wypoczywaj kochana.
- Hihi. - Uśmiechnęła się do niej i szybko położyła. - Auuu....
- Luci gamoniu wstawaj, bo musisz mi pomóc z jedzieniem! - Ella wydarła mi się do ucha i wstałem.
Wilczka leżała na plecach i patrzyła w sufit żeby uspokoić ból. Zacząłem pomagać Elli, ale i tak ciałem czy tam duszą jestem przy Moon. Ona cały czas leżała. Chwilę później. Godzina 20.30 tego samego dnia. Leżałem na kanapie i się strasznie nudziłem. Wilczyca zasnęła z bólu. Reszta gości ogarniała praktycznie wszystko, a ja usnąłem na kanapie. Spaliśmy cały czas gdyby nie to, że Moon miała płytki sen i goście ją obudzili, a ja dalej spałem. Goście ogarniali wszystko.
- A gdzie Nicole? - Zapytała Ewa.
- Nicole jest w sypialni. - Odparłem, pijąc sok.
- Co? Niby czemu? - Dopytywała się mnie Ewa na temat dlaczego Moon jest w sypialni.
- Idę po nią, nie będziemy bez niej siedzieć. - Maze poszła w stronę sypialni.
- Maze nie! Ona źle się czuje! - Zasłoniłem ją całym sobą.
- Mmmmm...c-co? - Obróciła się obolała.
- Widzisz Maze, ona jest cała obolała. - Stanąłem w jej obronie.
- Aha? To jak będzie tu leżeć to po co niby przyszliśmy? - Odparła Mazekieen.
- Jestem ja, Bogini, Amenadiel, ty, Ewa, Ella, Trix, Charlie no i Linda. - Powiedziałem. - Więc daj Nicole wypocząć, a nie Ty chcesz żeby ona pomimo tego jak się czuje to żeby wstała i imprezowała z nami.
- Ale bez niej to trochę bez sensu. - Powiedziała Maze.
- Poza tym Ella mi mówiła, że mała przerwa dla mnie od niej zrobi nam dobrze czy jakoś tak to zrozumiałem. - Usiadłem na brzeg łóżka. - Jak się czujesz skarbie?
- A jak mam się czuć? Boli mnie wszystko, a tym bardziej serce.
- Pewnie to przeze mnie cie serce boli. - Zacząłem się martwić.
- Jak przez ciebie? Co ty znowu wymyślasz? Na pewno mnie boli dlatego, że żeby sobie poradzić w łazience robiłam to czego mi nie wolno.
- Chciałem pomóc, ale ty nie chciałaś mojej pomocy. No i przy okazji przyniosłem CI leki by nie zapomnieć.
- Dzięki.. - Tylko cicho odburknęła.
- I przepraszam. - Dałem jej buziaka w policzek.
Wilczka jakoś usiadła i wzięła leki, ale od razu opadła na łóżko ze zmęczenia.
- Jak będziesz coś chciała to powiedz. - Miziałem ją po nodze.
- Ok...
- Kocham cię skarbie... - Maze złapała mnie za rękę w nadgarstku i pociągnęła do barku.
- Mmm.. Bawcie się dobrze.
- Ty również skarbie. - Uśmiechnąłem się w jej stronę i posłałem w jej stronę buziaka.
Stałem przy barku i piłem, gadając z Maze.
- Mmm.. - Dalej tylko leżała i słuchała mnie i Maze.
Strasznie mi brakowało mojej narzeczonej, ale nie mogę od niej zbyt wiele wymagać jak jest w takim stanie. Moon przeglądała smutna telefon, a ja zacząłem z nią pisać na mesku. Ona była otulona kołdrą trochę płakała, a czasem tylko nic nie robiła. Wybiła północ, wypiłem butelkę szampana no, a potem wróciłem do Nicole. Położyłem się obok niej na łóżku.
- Ohhh hej...
- Hhhej skarbie... - Obróciłem się w jej stroną, twarzą do niej.
Patrzyła się na mnie smutnym i zmęczonym wyrazem twarzy. Ja również na nią patrzyłem smutnym i zmęczonym wyrazem twarzy. Przytuliłem ją do siebie.
- Mmm..fajnie było?
- Bez ciebie kicia nigdy nie będzie fajnie, ale wypiłem za nasze zdrowie i zwłaszcza za twoje kochanie.
- Dzięki... A ty bierzesz leki?
- Tak, ale wziąłem je spokojnie maluszku.
- No dobrze...
- Poza tym może mały kiss przez żelka? - Wziąłem do ust jedną końcówkę.
- Skąd masz żelka?
- No, bo Ella zrobiła małe zakupy ze mną i kupiliśmy żelki, chipsy no dosłownie to co uwielbiamy kochanie.
- Mmm...no ok...
Z mojej twarzy znikł uśmiech.
- To chcesz ten pocałunek czy nie?
- Oczywiście, że chcę. - Odparłem.
- To włóż tego żelka.
- Włożyłem go z powrotem. - Włożyłem żelka z powrotem do buzi.
Moon jadła drugi koniec żelka, a ja jadłem pierwszy koniec i doszło do pocałunku.
- Mmm.. - Odwzajemniamiła najbardziej delikatnie jak tylko mogła.
- Mmmrrr. - Również odwzajemniłem bardzo delikatnie jak tylko mogłem. - Tęskniłem za tobą kochanie.
- Przecież leżę tu obok.
- Wiem, ale gdy byłem w salonie to strasznie za tobą tęskniłem. I życzę ci dużo zdrówka w tym roku, byś wyzdrowiała.
- Dziękuję...tobie też..
Bardziej ją przytuliłem, bawiąc się jej włosami.
- Eeehh może zasnę z tymi neonami za oknem i dźwiękiem fajerwerków...
- Dasz radę kochanie. - Wymruczałem jej do ucha. Sam już zacząłem powoli odpływać. - Dobranoc królowo. - Wymruczałem przez sen.
Kolejnego dnia również długo spaliśmy, był to 1 stycznia 2023 roku. Moon przebudziła się o 6 rano z bolącymi powiekami, wierciła się i przeglądała telefon. Potem wstała i zrobiła sobie herbatę, a mi kawę. Ja Nadal spałem z delikatnym wierceniem się, a ona położyła kawę na moim stoliku nocnym. Powoli zacząłem się przebudzać, a Nicole położyła się obok i myślała czy coś porobić.
- Mmmhh dzień dobry mój najsłodszy cukiereczku. - Przatarłem oczy od razu po przebudzeniu.
- Dzień dobry.. - Odpowiedziała cicho i patrzyła się na mnie.
- Czy mój kopciuszek się wyspał dzisiaj? - Poczułem delikatny zapach kawy i od razu zacząłem się wzrokiem rozglądać aż wreszcie znalazłem kubek na swojej szafce nocnej. Wziąłem go i zaczerpnąłem z niego kilka łyków porannej kawy.
- Nie wiem...chyba...
- Bardzo bym chciał żebyś była zdrowa misia, ale czasu nie co-ofnę. Wiem, że któregoś stycznia będziemy musieli jechać do tego lekarza z powrotem by ci zdjął gips. - Wziąłem kolejnego łyka kawki. - No, ale damy radę wszystko przeżyć, bo oboje jesteśmy twardzi.
- Może... - Odpowiedziała zrezygnowana.
Złapałem já za rękę i ją zacząłem delikatnie miziać.
- Czuje się jakbym to ja ją zabiła..
- No, ale skarbie to ja ją zabiłem więc dlaczego czujesz, że to ty ją zabiłaś wiedząc, że to ja zrobiłem. - Zwiesiłem głowę i dalej piłem.
- To sobie przypomnij co wcześniej powiedziałam.
- Powiedziałaś, że jesteście diabłami u demonami! Naprawdę tak trudno załatwić jakieś dziecko? No, ale były problemy z nią podczas walki i jej ostatecznego zabicia. - Dalej miałem zwieszoną głowę. - Ona była nieprzewidywalna, znała każdy najmniejszy ruch mój i Maze oraz gdy jej powiedziałem, że nie jest moją córką to wpadła w furię i była nie do pokonania, ale koniec końców udało się ją zabić.
- To w końcu jest twoją córkę czy nie?
- Nie, bo gdy wyszedłem wtedy z domu to dostałem esemesa od Chloe o treści: Rory nigdy nie była twoją córką; Żyłem w kłamstwie przez ten długi czas, aż do teraz. I do dziś nie wiem kto może być jej ojcem, ale Michael to nie mógłby być bo jest pizdą, więc pozostaje mi bycie szczęśliwym z tobą i w naszym gniazdku rodzinnym, które kiedyś będziemy mieli.
- Mmm..to chyba dobrze...
- Bardzo dobrze, bo nikt nam życia nie będzie niszczył, bo prędzej ja go zniszczę.
- Mmmmm... - Patrzyła na kołdrę.
Ciąg dalszy naszej wspaniałej rozmowy w kolejnym rozdziale.

Moonstar part.5 [ ZAKOŃCZONA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz