22. Nicole

5 1 0
                                    

Nasza rozmowa dalej trwała w najlepsze jak to zwykle u nas bywa.
- I oczywiście jak będzie moja najkochańsza babulka chciała to możemy do babci wpadać z nimi w ferie zimowe, w wakacje lub w święta jak i również w normalne dni. - Bawił się moimi włosami.
- No oczywiście, że będę chciała, cały czas możecie przyjeżdżać. - Powiedziała babulka.
- I będziemy przyjeżdżać tak samo jak ty możesz do nas przyjeżadżać. A i nie chciałbym nic zapeszać, ale chciałbym cię babciu zaprosić na nasz ślub jak i wesele. - Uśmiechnął delikatnie.
- Ooo a kiedy będzie? - Zapytała, bo była ciekawa kiedy jej wnuczek bierze ślub.
- Ślub odbędzie się 30 czerwca tego roku, a poprawiny będą 1 lipca tego samego roku. - Delikatnie się uśmiechnął.
- Oooo no to widzę, że jesteś pewny swojego wyboru hihi to bardzo się cieszę z waszego szczęścia.
Ja tylko się uśmiechnęłam.
- Jesteśmy sobie pisani i to jest przecudowne, bo z inną kobietą tak nie miałem jak z moją Nicole. - Również się tylko uśmiechnął i mnie delikatnie pocałował w usta.
- Lepiej mi już o tych innych kobietach nie mów bo nie zjesz dzisiaj obiadu. - Odparła babulka.
- I nie mam zamiaru babciu, a co dobrego dzisiaj na obiad będzie? - Zapytał, bo był ciekawy.
- Aaaa to jak chcesz zjeść to musisz mi pomóc Samaelku drogi haha.
- Babcia wie, że ja tego imienia nie lubię ale z chęcią pomogę, bo jestem wirtuozem w kuchni jak robię śniadanie, obiad czy kolację. Tak samo moja dama też jest świetna w kuchni. - Odparł mając nadzieję, że mi poprawił dzień i humor.
- To pomożecie mi razem ale kochanie jak ja mam cię nazywać skoro tak masz na imię? - Powiedziała babulka.
- Bo mam, haha. - Czekał na odpowiedni moment by babci powiedzieć jak ma naprawdę na imię. - To co, idziemy robić obiadek?
- Możemy hihi. - Uśmiechnęłam się w jego stronę.
W kuchni. Robiliśmy obiadek. Pomagałam im w ciszy. Lucyfer próbował wszystkiego bym się uśmiechnęła. Nawet specjalnie wytarł w swoją twarz dłonie, które były brudne od mąki.
- Luci! - Wzięłam mokrą ścierkę i mu wytarłam twarz.
- Shhhh spokojnie moja babcia nie wie, że tak mam na imię, ale no trudno prawda sama wyszła na jaw. - Porządnie mył ręce w zlewie wraz z mydłem. - Prawdziwy kucharz musi się raz ubrudzić od mąki, haha.
- Mmmm.. - Jeszcze gorzej się poczułam ale robiłam swoje. Gdy obiad był gotowy rozstawiłam sztućce i szklanki na stole.
- Kochanie, wszystko w porządku? - Zapytał mówiąc zmartwionym głosem.
- Tak.. - Nalałam wszystkim po soku i usiadłam.
Luci usiadł do stołu obok mnie i zaczął jeść, a ja również powoli zaczęłam jeść obiadek.
- Smacznego. - Powiedziałam i jadłam dalej.
- Dziękuje kochanie i również wam życzę smacznego. - Uśmiechał się i jadł.
Chwilę później. Po obiedzie rozmawialiśmy o przyjemnych rzeczach.
- Ooo no to bardzo fajnie się poznaliście. - Powiedziała babulka.
- Tak, a poza tym po pierwszym naszym spotkaniu aż do teraz pięlegnujemy naszą miłość. - Miział moją dłoń.
- No to bardzo się cieszę, naprawdę, chociaż jeden mój wnuczek porządnie myśli. - Powiedziała babulka patrząc się na nas z uśmiechem na twarzy. - Chce założyć rodzinę, dzieci po ślubie, no wszystko tak jak powinno być. Oczywiście reszte tak samo kocham, ale wiecie jak to jest.
- Wiem, ale Amenadiel również już założył rodzinę. Ma kochającą żonę i synka Charliergo, a Michael od stuleci nie miał ani jednej dziewczyny. No, ale za to ja miałem pełno ale żadna z nich nie była taka idealna jak mój skarb, którego kocham i kochać będę aż po wieczność. - Przytulił mnie do siebie, bawiąc się moimi włosami.
- Hihi mrr. - Przytuliłam się do niego.
- No to cudownie kochani, a tak przy okazji to oni będą na ślubie? - Zapytała babulka.
- Oprócz Michaela to tak. - Odparł pijąc swoje piciu.
- Coś mam wrażenie, że wam chyba za bardzo popadł haha. - Odparła babulka.
- Aż za bardzo popadł. Wiele razy próbował nam zniszczyć naszą miłość, ale mu nie wyszło, więc mamy spokój od niego. - Jeszcze bardziej mnie przytulił do siebie.
- No to się cieszę, że jesteście szczęśliwi i wszystko jest w porządku ale zastanawia mnie cały czas, aż muszę zapytać, co ci się stało w rękę, że masz bandaż? - Zapytała mnie babulka patrząc na mój bandaż.
- Ja powiem bardzo dokładnie jak to było z naszej wspólnej perspektywy. - Napił się swojego piciu. - A więc tak. Któregoś dnia przyszła moja ex Chloe, która no cóż przyszła pogadać ze mną bo miała sprawę do mnie. Siedzieliśmy na balkonie i ona mnie podrywała do takiego stopnia, że Nicole widząc nas całujących się wybiegła z domu, bo ja tego nie chciałem oczywiście. Dalej z tego co wiem to ją porwali jacyś porywacze, którzy ją bili itd. No, ale koniec końców ją znalazłem i pozabijałem tych co ją porwali i doprowadzili do takiego stopnia. Po tym wszystkim wróciliśmy do domu i się nią opiekowałem. Potem byliśmy u prywatnego lekarza żeby zbadał ją dokładnie i z tego co pamiętam to lekarz mówił to ma rękę złamaną. No i też z tego co widzę to twoja ręka jest zdrowa skarbie i twój nosek. - Wdychał mój zapaszek.
- Ohh no bo nos też miałam złamany hehh, ale już się lepiej czuję.. - Powiedziałam to gdy się wtuliłam w niego.
- No to chociaż o tyle dobrze, że już lepiej, ale naprawdę...po prostu aż brak słów. - Odparła babulka.
- A i też była nie miła sytuacja z Rory, która doprowadziła ją jeszcze bardziej do takiego stanu, że musiałem wrócić do piekła po przepis na lekarstwo dla niej, bo gdyby nie lekarstwo to bym ją stracił. A tego bym nie chciał. - Coraz bardziej wdychał mój zapaszek. - Rory jest w poprawczaku, a Marcus i Chloe w więzieniu, więc mamy spokój od nich.
- C-co? Nie powiedziałeś mi tego. - Odwróciłam się do niego.
- Bo teraz dostałem esemesa od  mojego prawnika w tej sprawie. - Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Nie chodzi mi o to! O to lekarstwo. - Powiedziałam dalej patrząc w jego piękne brązowe oczy.
- Kochanie, ale musiałem wrócić do piekła po przepis na lekarstwo bo jakiś twórca tego umarł i przepis zabrał ze sobą do piachu. I n-naprawdę zrobiłem to z miłości do ciebie, bo strasznie mi na tobie zależy. Zależy mi na nas, na naszej przyszłości i d-dzieciach, bo cię k-kocham Nicole. - Ręce mu drżały, a z jego oczów poleciały łzy. - I te lekarstwo nikt już nie produkuje oprócz lekarza co mu dałem przepis, by on zrobił go specjalnie dla mnie bym mógł cię uratować.
- Luci... - Przytuliłam go mega mocno.
- To wszystko co zrobiłem to było z miłości do ciebie jaka we mnie tkwi i tkwić będzie dalej, bo cię strasznie kocham i nie pozwolę byś cierpiała. - Mocnej się wtulił przy okazji wdychając mój zapaszek.
- Ohhhh moje drogie dzieci... - Powiedziała babulka.
- Wielokrotnie uratowałem ci życie kochanie i dalej będę cię chronił i kochał aż po wieczność. - Dalej się we wtulał.
Gdy jego babcia wyszła po ciasto, a ja mówiłam cicho do niego.
- I uważasz, że takie denne, proste prezenty wynagrodzą to, że dla mnie narażasz życie? - Zapytałam go.
- Oczywiście, że tak bo naprawdę kocham twoje prezenty jak i również ciebie. - Odparł mając nadal łzy.
- Kochanie... - Mocno go przytuliłam. - Tak strasznie cie kocham..
- Ja... ciebie też strasznie kocham moja sexi pani Morningstar. - Dał mi soczystego buziaka w usta.
- Mmm. - Zarumieniłam się i bardzo mocno go pocałowałam.
- Mmmmrrr. - Całował już z językiem.
- Luci..nie u babci..
- Dobrze, ale jak się zatrzymamy w hotelu cię wycałuję bardzo namiętnie. - Cmoknął mnie w usta dalej mnie przytulając.
- I znowu będziesz wydawał pieniądze?
- Może, ale możemy zatrzymać się u babci może ma jakiś pusty pokój dla nas. - Bawił się moimi włosami.
- Już się uspokój pedofilu.
- Jestem już spokojny. - Uśmiechnął się.
- Przyniosłam wam ciasto kochani, jest czekoladowe więc może zasmakuje. - Powiedziała babulka kładąc ciasto na stół.
- Oczywiście, że zasmakuje bo kocham twoje wypieki babciu. - Gdy ciasto było na stole to się za nie zabrał i położył mi kawałek ciasta na mój talerzyk, a swój kawałek położył na swoim talerzyku.
- Jaki.. - Już chciałam go wyzwać, ale się powstrzymałam i pokroiłam kawałek dla babci. - Proszę.
- Dziękuję Ci bardzo kochanie. - Powiedziała babcia.
- Ej no chciałem jej ukroić. - Zrobił udawanego focha, a potem wstał i poszedłem po sok by wszystkim go nalać do kubków. Foch mu przeszedł i było już dobrze. - Dobrze to smacznego kochane. - Podszedł do babci i ją przytulił na chwilę od tyłu, dając jej buziaka w policzek. Potem wrócił na miejsce i dalej jadł.
- Już się tak nie podlizuj wiesz? - Zaczęłam jeść.
- No dobrze. - Jadł w ciszy. - Już się nie podlizuje.
- Hihi. - Dałam mu całusa w usta.
- Jesteście naprawdę słodcy kochani, to na ile zostajecie?
- Hihi dziękujemy. - Odwzajemnił całusa. - Myślałem, że zostaniemy tak na dwa tygodnie.
- Mmm.. - Dalej jadłam.
- No jak chcecie kochani. - Odparła babcia jedząc ciasto.
Ja dalej jadłam, ale już w ciszy.
- Co o tym sądzisz kochanie? - Zapytał mnie dalej jedząc.
Zaczęłam w duchu przeklinać, że zadał to pytanie.
- Mmmm no jak chcesz.. - Odparłam.
- Dobrze... - Przez dłuższą chwilę był cicho. - To idę na balkon zapalić, a wy możecie sobie poplotkować. - Dał mi buziaka w policzek. Potem wyszedł na balkon sobie zapalić papierosa. Oparł się o balustradę podziwiając widoki.
- Mmm... - Dalej jadłam w ciszy.
Podczas palenia papierosów myślał o mnie. Po dwóch papierosach i zażyciu gumy miętowej wrócił do nas.
- Kochanie mam coś pięknego dla ciebie i jest ono w jednej z kieszeni marynarki albo spodni. - Usiadł na swoje miejsce.
- Mmmm czyli? - Zapytałam, patrząc na niego.
- Pierścionek z prawdziwym fioletowym kamieniem szlachetnym oraz piękny naszyjnik z sercem, a w środku jest nasze przeurocze zdjęcie. - Zarumienił się.
- Luci no... Eh dziękuję. - Przytuliłam go lekko.
- Nie ma za co kochanie. - Delikatnie zwiesił głowę patrząc w swój kubek. - Wiem, że nie musiałem ale tak wyszło że kupiłem. - Pił swoje picie. Potem zadzwonił do niego jego prawnik w sprawie naszej sprawy, więc musiał odebrać przychodzące połączenie. Odszedł trochę dalej by na spokojnie z nim pogadać.
- Mm.. - Dalej siedziałam cicho.
Na stole były te prezenty, więc mogłam je sobie z bliska obejrzeć, a on poczuł w środku coś co go zabolało. Może po prostu przestanę kupywać prezenty, bo jak zwykle wychodzą jak wychodzą. - Pomyślał w myślach, ale dalej gadał z prawnikiem. Obejrzałam je tylko chwilę i je schowałam z powrotem. Prawnik mu coś powiedział przez co się wściekł przy okazji się z nim rozłączając. Potem na uspokojenie się musiał się przewietrzyć. Wyszedł przed dom i chodził wkoło powoli się uspokajając. W sumie to nic go nie ominęło, bo siedziałam cicho. Kolejny raz prawnik zadzwonił i odebrał przychodzące połączenie.
- Panie Morningstar proszę się uspokoić, bo naprawdę nie pottzebnie pan sobie nerwy psuje.
- Ja mam się uspokoić? Never! Jak ona ma mocnego prawnika i wjebią mnie do pierdla to będzie tylko i wyłącznie twoja wina! - Szybko oddychał, bo był na skraju załamania.
- Spokojnie ten jej prawnik ledwo co studia ukończył, a ja jestem najlepszym prawnikiem więc z ręką na sercu wygrasz tą sprawę.
- Taa, a widziałeś jej dowody na mnie i moją narzeczoną? Tosz to kupa papierów jest! I ja mam wygrać to?!
- Oczywiście, że wszystko widziałem i tak wygrasz.
- Zobaczymy.... - Ktoś go z ukrycia strzelił w prawą nogę. - Zobaczymy, bo jak na razie mamy 80℅ dowodów a to i tak jest dużo.
- No dobra, a i uważaj tam na siebie i na narzeczoną. - Rozłączył się a Luci dotknął ranę przez spodnie. Gdy zobaczył krew to od razu omdlał.
- Mmmm..może pójdę zobaczyć co z Lucyferem.. - Ubrałam kurtkę i wyszłam poza dom. - Luci? - Zaczęłam go wołać.
Leżał od głowy aż do brzucha w krzaku tylko nogi było mu widać.
- Luci? Luci!!! - Podbiegłam do niego i próbowałam go jakoś wyciągnąć.
Prawą nogę miał zakrwawioną, ale na szczęście oddychał.
- Luci! - Próbowałam nim wstrząsnąć.
- Gd-dzie j-ja j-jestem? - Gadał mamrocząc niewyraźne słowa. - N-Nicole c-czy to ty?
- Dasz radę wstać? - Starałam się mówić tak aby mógł mnie usłyszeć.
- Spróbuje, ale gdy gadałem z prawnikiem to ktoś mnie postrzelił w prawą nogę. - Ledwo wstał delikatnie opierając się o filar.
- Ciii chodź powoli. Spróbuj się oprzeć o mnie.
- Mmmm dobrze. - Szliśmy powoli do środka.
Był on dla mnie strasznie ciężki, ale próbowałam iść. Otworzyłam drzwi, a jego babcia wyszła od razu.
- Cześć babciu. - Uśmiechnął się i oparł się dłonią o ścianę domu.
- Dziecko co ci się stało?! - Babulka była bardzo zmartwiona tym co zobaczyła.
- Spokojnie..niech pani przyniesie zimną wodę, jakieś ściereczki albo chusteczki i wodę utlenioną. - Powiedziałam, a babulka szybko pobiegła po potrzebne rzeczy. - Chodź, usiądź tu.
- Dobrze kochanie. - Usiadł w wyznaczonym miejscu. - Cholera, oberwałem w kolano. Dziękuje, że się o mnie troszczysz skarbie.
Szliśmy w stronę kanapy. Luci delikatnie i ostrożnie usiadł na kanapie.
- Sss...nie dasz rady tej kuli sobie sam wyciągnąć jak odpoczniesz? - Zapytałam go, bo nie chciałabym abym to ja mu musiała tą kulę wyciągnąć.
- Spróbuje ją wyciągnąć chodźbym musiał jej na ślepo szukać. - Rozpiął spodnie i delikatnie wyjął prawą nogę z nogawki.
- Mmm.. - Powiedziałam do siebie, a babulka przyniosła wszystkie rzeczy.
- Wnuczku drogi..
- Babciu ja praktycznie miałem takie sytuacje codziennie... ssss... A teraz to już rzadkość by ktoś na mnie polował czy coś. - Odparł, patrząc na nas z delikatnym uśmiechem.
Babci Lucyfera delikatnie polecały łzy, a ja mimo widoku krwi próbowałam mu wytrzeć krew.
- Napij się. - Podałam mu szklankę z sokiem.
- Dziękuje skarbie. - Wziął szkłankę z sokiem i wypił na raz. Potem ją odłożył jakoś na stolik. - Babciu spokojnie, ja nie umieram. To tylko głębokie postrzelenie w nogę za kilka dni będzie dobrze.
Delikatnie go wytarłam. Luci pomógł mi co nie co, a babcia powoli się uspokajała.
- Odpocznij i jak będziesz gotowy wyciągnąć kule to mi powiedz. - Powiedziałam do niego.
- Dobrze skarbie. - Dał mi całusa w wierzch mojej dłoni. Potem leżał na kanapie i odpoczywał.
Siedziałam obok i go głaskałam.
- Strasznie cię kocham moja sexi pani Morningstar. - Postanowił mnie przytulić do siebie.
- Nie chcesz nic zjeść wnusiu? Albo ty Nicole? - Zapytała nas babulka.
- Ja chyba raczej nie. - Odparłam dalej przytulając Lucyfera.
- Na razie nie babciu, ale jak zrobie się głodny to powiem. - Uśmiechnął się w stronę swojej babci.
Opiekowałyśmy się nim cały czas.
- Dobrze skarbie, jestem gotowy by wyjąć kulę z kolana. - Był gotowy na to.
Wzięłam do rąk ścierki, a Luci zaczął na ślepo grzebać w kolanie w poszukiwaniu kuli. Odwróciłam wzrok i zamykałam oczy.
- Shhhh spokojnie skarbie wiem, że to obrzydliwe jest ale damy radę. - Wreszcie znalazł kulę i patrzyłem na cyferki. - Skądś znam ten rodzaj amunicji i jest kilka osób, które mają na tą amuncję broń. - Powoli zaczął mdleć.
Wzięłam amunicję w chusteczkę i próbowałam mu zatamować krwawienie. Jego babcia mi pomogła i założyliśmy mu bandaż.
- Dziękuje wam, jesteście strasznie kochane. - Wzruszył się.
- Chyba jest dobrze.. - Odparłam, miziając go po dłoni.
- Powinno być.. oh wnusiu.. - Przytuliła go.
- Jest wyśmienicie dobrze. - Odparł podczas tulenia nas. - A i co do tego podlizywania się to... - Zaczął mi szeptać do ucha. - Lizać to mogę tylko i wyłącznie ciebie.
Zarumieniłam się mocno i tylko dałam mu lekkiego, słodkiego buziaczka w policzek.
- Widzę, że sprawiłem na twojej pięknej buzi uśmiech i rumeińce. - Sam się zarumienił.
- Bo zawsze sprawiasz kretynie haha.
- Jejuu jak wy się wyzywacie.. - Powiedziała babulka.
- Ale to dla żartów proszę pani więc spokojnie hihi. - Odpowiedziałam babci Lucyfera.
No, ale nasza rozmowa dalej trwała w najlepsze.

Moonstar part.5 [ ZAKOŃCZONA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz