Nasza rozmowa dalej trwała w najlepsze jak to zwykle u nas bywa.
- I oczywiście jak będzie moja najkochańsza babulka chciała to możemy do babci wpadać z nimi w ferie zimowe, w wakacje lub w święta jak i również w normalne dni. - Bawił się moimi włosami.
- No oczywiście, że będę chciała, cały czas możecie przyjeżdżać. - Powiedziała babulka.
- I będziemy przyjeżdżać tak samo jak ty możesz do nas przyjeżadżać. A i nie chciałbym nic zapeszać, ale chciałbym cię babciu zaprosić na nasz ślub jak i wesele. - Uśmiechnął delikatnie.
- Ooo a kiedy będzie? - Zapytała, bo była ciekawa kiedy jej wnuczek bierze ślub.
- Ślub odbędzie się 30 czerwca tego roku, a poprawiny będą 1 lipca tego samego roku. - Delikatnie się uśmiechnął.
- Oooo no to widzę, że jesteś pewny swojego wyboru hihi to bardzo się cieszę z waszego szczęścia.
Ja tylko się uśmiechnęłam.
- Jesteśmy sobie pisani i to jest przecudowne, bo z inną kobietą tak nie miałem jak z moją Nicole. - Również się tylko uśmiechnął i mnie delikatnie pocałował w usta.
- Lepiej mi już o tych innych kobietach nie mów bo nie zjesz dzisiaj obiadu. - Odparła babulka.
- I nie mam zamiaru babciu, a co dobrego dzisiaj na obiad będzie? - Zapytał, bo był ciekawy.
- Aaaa to jak chcesz zjeść to musisz mi pomóc Samaelku drogi haha.
- Babcia wie, że ja tego imienia nie lubię ale z chęcią pomogę, bo jestem wirtuozem w kuchni jak robię śniadanie, obiad czy kolację. Tak samo moja dama też jest świetna w kuchni. - Odparł mając nadzieję, że mi poprawił dzień i humor.
- To pomożecie mi razem ale kochanie jak ja mam cię nazywać skoro tak masz na imię? - Powiedziała babulka.
- Bo mam, haha. - Czekał na odpowiedni moment by babci powiedzieć jak ma naprawdę na imię. - To co, idziemy robić obiadek?
- Możemy hihi. - Uśmiechnęłam się w jego stronę.
W kuchni. Robiliśmy obiadek. Pomagałam im w ciszy. Lucyfer próbował wszystkiego bym się uśmiechnęła. Nawet specjalnie wytarł w swoją twarz dłonie, które były brudne od mąki.
- Luci! - Wzięłam mokrą ścierkę i mu wytarłam twarz.
- Shhhh spokojnie moja babcia nie wie, że tak mam na imię, ale no trudno prawda sama wyszła na jaw. - Porządnie mył ręce w zlewie wraz z mydłem. - Prawdziwy kucharz musi się raz ubrudzić od mąki, haha.
- Mmmm.. - Jeszcze gorzej się poczułam ale robiłam swoje. Gdy obiad był gotowy rozstawiłam sztućce i szklanki na stole.
- Kochanie, wszystko w porządku? - Zapytał mówiąc zmartwionym głosem.
- Tak.. - Nalałam wszystkim po soku i usiadłam.
Luci usiadł do stołu obok mnie i zaczął jeść, a ja również powoli zaczęłam jeść obiadek.
- Smacznego. - Powiedziałam i jadłam dalej.
- Dziękuje kochanie i również wam życzę smacznego. - Uśmiechał się i jadł.
Chwilę później. Po obiedzie rozmawialiśmy o przyjemnych rzeczach.
- Ooo no to bardzo fajnie się poznaliście. - Powiedziała babulka.
- Tak, a poza tym po pierwszym naszym spotkaniu aż do teraz pięlegnujemy naszą miłość. - Miział moją dłoń.
- No to bardzo się cieszę, naprawdę, chociaż jeden mój wnuczek porządnie myśli. - Powiedziała babulka patrząc się na nas z uśmiechem na twarzy. - Chce założyć rodzinę, dzieci po ślubie, no wszystko tak jak powinno być. Oczywiście reszte tak samo kocham, ale wiecie jak to jest.
- Wiem, ale Amenadiel również już założył rodzinę. Ma kochającą żonę i synka Charliergo, a Michael od stuleci nie miał ani jednej dziewczyny. No, ale za to ja miałem pełno ale żadna z nich nie była taka idealna jak mój skarb, którego kocham i kochać będę aż po wieczność. - Przytulił mnie do siebie, bawiąc się moimi włosami.
- Hihi mrr. - Przytuliłam się do niego.
- No to cudownie kochani, a tak przy okazji to oni będą na ślubie? - Zapytała babulka.
- Oprócz Michaela to tak. - Odparł pijąc swoje piciu.
- Coś mam wrażenie, że wam chyba za bardzo popadł haha. - Odparła babulka.
- Aż za bardzo popadł. Wiele razy próbował nam zniszczyć naszą miłość, ale mu nie wyszło, więc mamy spokój od niego. - Jeszcze bardziej mnie przytulił do siebie.
- No to się cieszę, że jesteście szczęśliwi i wszystko jest w porządku ale zastanawia mnie cały czas, aż muszę zapytać, co ci się stało w rękę, że masz bandaż? - Zapytała mnie babulka patrząc na mój bandaż.
- Ja powiem bardzo dokładnie jak to było z naszej wspólnej perspektywy. - Napił się swojego piciu. - A więc tak. Któregoś dnia przyszła moja ex Chloe, która no cóż przyszła pogadać ze mną bo miała sprawę do mnie. Siedzieliśmy na balkonie i ona mnie podrywała do takiego stopnia, że Nicole widząc nas całujących się wybiegła z domu, bo ja tego nie chciałem oczywiście. Dalej z tego co wiem to ją porwali jacyś porywacze, którzy ją bili itd. No, ale koniec końców ją znalazłem i pozabijałem tych co ją porwali i doprowadzili do takiego stopnia. Po tym wszystkim wróciliśmy do domu i się nią opiekowałem. Potem byliśmy u prywatnego lekarza żeby zbadał ją dokładnie i z tego co pamiętam to lekarz mówił to ma rękę złamaną. No i też z tego co widzę to twoja ręka jest zdrowa skarbie i twój nosek. - Wdychał mój zapaszek.
- Ohh no bo nos też miałam złamany hehh, ale już się lepiej czuję.. - Powiedziałam to gdy się wtuliłam w niego.
- No to chociaż o tyle dobrze, że już lepiej, ale naprawdę...po prostu aż brak słów. - Odparła babulka.
- A i też była nie miła sytuacja z Rory, która doprowadziła ją jeszcze bardziej do takiego stanu, że musiałem wrócić do piekła po przepis na lekarstwo dla niej, bo gdyby nie lekarstwo to bym ją stracił. A tego bym nie chciał. - Coraz bardziej wdychał mój zapaszek. - Rory jest w poprawczaku, a Marcus i Chloe w więzieniu, więc mamy spokój od nich.
- C-co? Nie powiedziałeś mi tego. - Odwróciłam się do niego.
- Bo teraz dostałem esemesa od mojego prawnika w tej sprawie. - Patrzył na mnie z delikatnym uśmiechem na twarzy.
- Nie chodzi mi o to! O to lekarstwo. - Powiedziałam dalej patrząc w jego piękne brązowe oczy.
- Kochanie, ale musiałem wrócić do piekła po przepis na lekarstwo bo jakiś twórca tego umarł i przepis zabrał ze sobą do piachu. I n-naprawdę zrobiłem to z miłości do ciebie, bo strasznie mi na tobie zależy. Zależy mi na nas, na naszej przyszłości i d-dzieciach, bo cię k-kocham Nicole. - Ręce mu drżały, a z jego oczów poleciały łzy. - I te lekarstwo nikt już nie produkuje oprócz lekarza co mu dałem przepis, by on zrobił go specjalnie dla mnie bym mógł cię uratować.
- Luci... - Przytuliłam go mega mocno.
- To wszystko co zrobiłem to było z miłości do ciebie jaka we mnie tkwi i tkwić będzie dalej, bo cię strasznie kocham i nie pozwolę byś cierpiała. - Mocnej się wtulił przy okazji wdychając mój zapaszek.
- Ohhhh moje drogie dzieci... - Powiedziała babulka.
- Wielokrotnie uratowałem ci życie kochanie i dalej będę cię chronił i kochał aż po wieczność. - Dalej się we wtulał.
Gdy jego babcia wyszła po ciasto, a ja mówiłam cicho do niego.
- I uważasz, że takie denne, proste prezenty wynagrodzą to, że dla mnie narażasz życie? - Zapytałam go.
- Oczywiście, że tak bo naprawdę kocham twoje prezenty jak i również ciebie. - Odparł mając nadal łzy.
- Kochanie... - Mocno go przytuliłam. - Tak strasznie cie kocham..
- Ja... ciebie też strasznie kocham moja sexi pani Morningstar. - Dał mi soczystego buziaka w usta.
- Mmm. - Zarumieniłam się i bardzo mocno go pocałowałam.
- Mmmmrrr. - Całował już z językiem.
- Luci..nie u babci..
- Dobrze, ale jak się zatrzymamy w hotelu cię wycałuję bardzo namiętnie. - Cmoknął mnie w usta dalej mnie przytulając.
- I znowu będziesz wydawał pieniądze?
- Może, ale możemy zatrzymać się u babci może ma jakiś pusty pokój dla nas. - Bawił się moimi włosami.
- Już się uspokój pedofilu.
- Jestem już spokojny. - Uśmiechnął się.
- Przyniosłam wam ciasto kochani, jest czekoladowe więc może zasmakuje. - Powiedziała babulka kładąc ciasto na stół.
- Oczywiście, że zasmakuje bo kocham twoje wypieki babciu. - Gdy ciasto było na stole to się za nie zabrał i położył mi kawałek ciasta na mój talerzyk, a swój kawałek położył na swoim talerzyku.
- Jaki.. - Już chciałam go wyzwać, ale się powstrzymałam i pokroiłam kawałek dla babci. - Proszę.
- Dziękuję Ci bardzo kochanie. - Powiedziała babcia.
- Ej no chciałem jej ukroić. - Zrobił udawanego focha, a potem wstał i poszedłem po sok by wszystkim go nalać do kubków. Foch mu przeszedł i było już dobrze. - Dobrze to smacznego kochane. - Podszedł do babci i ją przytulił na chwilę od tyłu, dając jej buziaka w policzek. Potem wrócił na miejsce i dalej jadł.
- Już się tak nie podlizuj wiesz? - Zaczęłam jeść.
- No dobrze. - Jadł w ciszy. - Już się nie podlizuje.
- Hihi. - Dałam mu całusa w usta.
- Jesteście naprawdę słodcy kochani, to na ile zostajecie?
- Hihi dziękujemy. - Odwzajemnił całusa. - Myślałem, że zostaniemy tak na dwa tygodnie.
- Mmm.. - Dalej jadłam.
- No jak chcecie kochani. - Odparła babcia jedząc ciasto.
Ja dalej jadłam, ale już w ciszy.
- Co o tym sądzisz kochanie? - Zapytał mnie dalej jedząc.
Zaczęłam w duchu przeklinać, że zadał to pytanie.
- Mmmm no jak chcesz.. - Odparłam.
- Dobrze... - Przez dłuższą chwilę był cicho. - To idę na balkon zapalić, a wy możecie sobie poplotkować. - Dał mi buziaka w policzek. Potem wyszedł na balkon sobie zapalić papierosa. Oparł się o balustradę podziwiając widoki.
- Mmm... - Dalej jadłam w ciszy.
Podczas palenia papierosów myślał o mnie. Po dwóch papierosach i zażyciu gumy miętowej wrócił do nas.
- Kochanie mam coś pięknego dla ciebie i jest ono w jednej z kieszeni marynarki albo spodni. - Usiadł na swoje miejsce.
- Mmmm czyli? - Zapytałam, patrząc na niego.
- Pierścionek z prawdziwym fioletowym kamieniem szlachetnym oraz piękny naszyjnik z sercem, a w środku jest nasze przeurocze zdjęcie. - Zarumienił się.
- Luci no... Eh dziękuję. - Przytuliłam go lekko.
- Nie ma za co kochanie. - Delikatnie zwiesił głowę patrząc w swój kubek. - Wiem, że nie musiałem ale tak wyszło że kupiłem. - Pił swoje picie. Potem zadzwonił do niego jego prawnik w sprawie naszej sprawy, więc musiał odebrać przychodzące połączenie. Odszedł trochę dalej by na spokojnie z nim pogadać.
- Mm.. - Dalej siedziałam cicho.
Na stole były te prezenty, więc mogłam je sobie z bliska obejrzeć, a on poczuł w środku coś co go zabolało. Może po prostu przestanę kupywać prezenty, bo jak zwykle wychodzą jak wychodzą. - Pomyślał w myślach, ale dalej gadał z prawnikiem. Obejrzałam je tylko chwilę i je schowałam z powrotem. Prawnik mu coś powiedział przez co się wściekł przy okazji się z nim rozłączając. Potem na uspokojenie się musiał się przewietrzyć. Wyszedł przed dom i chodził wkoło powoli się uspokajając. W sumie to nic go nie ominęło, bo siedziałam cicho. Kolejny raz prawnik zadzwonił i odebrał przychodzące połączenie.
- Panie Morningstar proszę się uspokoić, bo naprawdę nie pottzebnie pan sobie nerwy psuje.
- Ja mam się uspokoić? Never! Jak ona ma mocnego prawnika i wjebią mnie do pierdla to będzie tylko i wyłącznie twoja wina! - Szybko oddychał, bo był na skraju załamania.
- Spokojnie ten jej prawnik ledwo co studia ukończył, a ja jestem najlepszym prawnikiem więc z ręką na sercu wygrasz tą sprawę.
- Taa, a widziałeś jej dowody na mnie i moją narzeczoną? Tosz to kupa papierów jest! I ja mam wygrać to?!
- Oczywiście, że wszystko widziałem i tak wygrasz.
- Zobaczymy.... - Ktoś go z ukrycia strzelił w prawą nogę. - Zobaczymy, bo jak na razie mamy 80℅ dowodów a to i tak jest dużo.
- No dobra, a i uważaj tam na siebie i na narzeczoną. - Rozłączył się a Luci dotknął ranę przez spodnie. Gdy zobaczył krew to od razu omdlał.
- Mmmm..może pójdę zobaczyć co z Lucyferem.. - Ubrałam kurtkę i wyszłam poza dom. - Luci? - Zaczęłam go wołać.
Leżał od głowy aż do brzucha w krzaku tylko nogi było mu widać.
- Luci? Luci!!! - Podbiegłam do niego i próbowałam go jakoś wyciągnąć.
Prawą nogę miał zakrwawioną, ale na szczęście oddychał.
- Luci! - Próbowałam nim wstrząsnąć.
- Gd-dzie j-ja j-jestem? - Gadał mamrocząc niewyraźne słowa. - N-Nicole c-czy to ty?
- Dasz radę wstać? - Starałam się mówić tak aby mógł mnie usłyszeć.
- Spróbuje, ale gdy gadałem z prawnikiem to ktoś mnie postrzelił w prawą nogę. - Ledwo wstał delikatnie opierając się o filar.
- Ciii chodź powoli. Spróbuj się oprzeć o mnie.
- Mmmm dobrze. - Szliśmy powoli do środka.
Był on dla mnie strasznie ciężki, ale próbowałam iść. Otworzyłam drzwi, a jego babcia wyszła od razu.
- Cześć babciu. - Uśmiechnął się i oparł się dłonią o ścianę domu.
- Dziecko co ci się stało?! - Babulka była bardzo zmartwiona tym co zobaczyła.
- Spokojnie..niech pani przyniesie zimną wodę, jakieś ściereczki albo chusteczki i wodę utlenioną. - Powiedziałam, a babulka szybko pobiegła po potrzebne rzeczy. - Chodź, usiądź tu.
- Dobrze kochanie. - Usiadł w wyznaczonym miejscu. - Cholera, oberwałem w kolano. Dziękuje, że się o mnie troszczysz skarbie.
Szliśmy w stronę kanapy. Luci delikatnie i ostrożnie usiadł na kanapie.
- Sss...nie dasz rady tej kuli sobie sam wyciągnąć jak odpoczniesz? - Zapytałam go, bo nie chciałabym abym to ja mu musiała tą kulę wyciągnąć.
- Spróbuje ją wyciągnąć chodźbym musiał jej na ślepo szukać. - Rozpiął spodnie i delikatnie wyjął prawą nogę z nogawki.
- Mmm.. - Powiedziałam do siebie, a babulka przyniosła wszystkie rzeczy.
- Wnuczku drogi..
- Babciu ja praktycznie miałem takie sytuacje codziennie... ssss... A teraz to już rzadkość by ktoś na mnie polował czy coś. - Odparł, patrząc na nas z delikatnym uśmiechem.
Babci Lucyfera delikatnie polecały łzy, a ja mimo widoku krwi próbowałam mu wytrzeć krew.
- Napij się. - Podałam mu szklankę z sokiem.
- Dziękuje skarbie. - Wziął szkłankę z sokiem i wypił na raz. Potem ją odłożył jakoś na stolik. - Babciu spokojnie, ja nie umieram. To tylko głębokie postrzelenie w nogę za kilka dni będzie dobrze.
Delikatnie go wytarłam. Luci pomógł mi co nie co, a babcia powoli się uspokajała.
- Odpocznij i jak będziesz gotowy wyciągnąć kule to mi powiedz. - Powiedziałam do niego.
- Dobrze skarbie. - Dał mi całusa w wierzch mojej dłoni. Potem leżał na kanapie i odpoczywał.
Siedziałam obok i go głaskałam.
- Strasznie cię kocham moja sexi pani Morningstar. - Postanowił mnie przytulić do siebie.
- Nie chcesz nic zjeść wnusiu? Albo ty Nicole? - Zapytała nas babulka.
- Ja chyba raczej nie. - Odparłam dalej przytulając Lucyfera.
- Na razie nie babciu, ale jak zrobie się głodny to powiem. - Uśmiechnął się w stronę swojej babci.
Opiekowałyśmy się nim cały czas.
- Dobrze skarbie, jestem gotowy by wyjąć kulę z kolana. - Był gotowy na to.
Wzięłam do rąk ścierki, a Luci zaczął na ślepo grzebać w kolanie w poszukiwaniu kuli. Odwróciłam wzrok i zamykałam oczy.
- Shhhh spokojnie skarbie wiem, że to obrzydliwe jest ale damy radę. - Wreszcie znalazł kulę i patrzyłem na cyferki. - Skądś znam ten rodzaj amunicji i jest kilka osób, które mają na tą amuncję broń. - Powoli zaczął mdleć.
Wzięłam amunicję w chusteczkę i próbowałam mu zatamować krwawienie. Jego babcia mi pomogła i założyliśmy mu bandaż.
- Dziękuje wam, jesteście strasznie kochane. - Wzruszył się.
- Chyba jest dobrze.. - Odparłam, miziając go po dłoni.
- Powinno być.. oh wnusiu.. - Przytuliła go.
- Jest wyśmienicie dobrze. - Odparł podczas tulenia nas. - A i co do tego podlizywania się to... - Zaczął mi szeptać do ucha. - Lizać to mogę tylko i wyłącznie ciebie.
Zarumieniłam się mocno i tylko dałam mu lekkiego, słodkiego buziaczka w policzek.
- Widzę, że sprawiłem na twojej pięknej buzi uśmiech i rumeińce. - Sam się zarumienił.
- Bo zawsze sprawiasz kretynie haha.
- Jejuu jak wy się wyzywacie.. - Powiedziała babulka.
- Ale to dla żartów proszę pani więc spokojnie hihi. - Odpowiedziałam babci Lucyfera.
No, ale nasza rozmowa dalej trwała w najlepsze.
CZYTASZ
Moonstar part.5 [ ZAKOŃCZONA ]
Short StoryPiąta część książki Fallen Angel. Jeżeli nie wiesz co będzie się działo to zapraszam do przeczytania czwartej części. The devil is real... and He is not the little red man with horns and a tall. He can be beautiful because he is fallen angel and he...