13. Lucian

4 1 0
                                    

Dalej spaliśmy i się wierciliśmy w łóżku, bo czemu by nie. Przez sen jeszcze nam się zachciało rozmawiać.
- Mmm... - Ona już dawno zasnęła w moich ramionach.
- Mmmrr. - Bardziej ją przytuliłem podczas spania.
Chwilę później. Budzik zaczął dzwonić, więc od razu się wybudziłem i go wyłączyłem. Potem okryłem ją kołdrą całując ją w usta.
- Mmmmmmrrr.....Luci.....
- Mmmmrrr... tak Nicole? - Zapytałem, patrząc na nią.

 tak Nicole? - Zapytałem, patrząc na nią

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Kocham cie...
- Ja ciebie też kocham moja smerfetko.
- Hihi. - Obróciła się na łóżku.
- A teraz twój papa smerf musi jechać po Trix, bo pewnie czeka na niego. - Cicho wymruczałem.
- Mmrrr no dobrze....
- Ale jak wrócę to cię wyściskam oraz poleniuchujemy w łóżeczku. - Dałem jej delikatnego całusa w nosek. Potem poszedłem ubrać na siebie czarne spodnie, czerwoną koszulę, pasek no a potem buty. Zabrałem telefon z szafki i znowu ją ucałowałem w usta. - Do zobaczenia smerfetko.
- Mmmmr... - Mruczała i dalej drzemała.
Pojechałem po Trix, ale musiałem poczekać bo było 30 minut do dzwonka, więc musiałem sobie przez ten czas zapalić papierosa oczywiście przed samochodem. Jak zwykle podeszła do mnie kolejna jakaś matka, też cycata ale miałem ją gdzieś, ale ona mnie nie i musiała podejść i mnie zagadać.
- Ooo dzień dobry panu. Coś przez ten tydzień ciągle tu pana widuje choć wcześniej pana nie widziałam. - Odparła kobieta.
- Dzień dobry pani. No, bo opiekuje się Trixie wraz z swoją narzeczoną od dłuższego i ją przywożę do szkoły jak i również ją odbieram. - Odparłem wydmuchując dymek z ust. - Poza tym nie widziała mnie pani wcześniej, bo zajmowałem się życiem prywatnym jak i zawodowym. I nadal się zajmuje życiem prywatnym i zawodowym. No, ale jestem bardzo znaną osobą tutaj w Los Angeles jak i w różnych krajach. - Dalej paliłem, wydmuchując dymek.
- Emm mhmm cóż moja córka wiele o Panu mówi. - Powiedziała kobieta. - I ma Pan narzeczoną tak?
- To bardzo miłe. Tak mam narzeczoną i jestem z nią bardzo szczęśliwy. - Delikatnie się uśmiechnąłem. - Pali pani? - Zapytałem, proponując papieroska.
- Oczywiście, że tak.
- No dobrze, to papierosek na poprawę dnia. - Otworzyłem paczkę fajek i poczęstowałem kobietę. - Może chce pani autograf dla swojej córki ode mnie?
- Nooo może pan dać ale tak poza tym uważam, że papieros plus futro to sama elegancja, nie uważa Pan?
- Oczywiście, że tak. Poza tym uważam że takie połączenie futra i papierosa to dobre połączenie jak i elegancja w sobie. - Dalej paliłem, ale musiałem wyjąć z schowka w aucie swoje zdjęcie i marker by dać autograf. Autograf gotowy, więc fotkę dałem kobiecie. - Proszę, o to autograf dla Pani córki i niech pani ją pozdrowi ode mnie w razie czego. - Schowałem marker do schowka, który zamknąłem. Potem dalej paliłem.
- A tak a propo pana narzeczonej to chyba przez nią są kłótnie między moimi dziećmi co doprowadza mnie do szału, nie można nawet spokojnie kawy wypić.
- A jakie kłótnie i o co? - Zapytałem z ciekawości.
- Aa sama nie wiem szczerze, ona coś o Panu gada, a jak mój syn przypomina jej, że ma Pan narzeczoną to zaczynają się kłócić, ale ja to tam nie wiem o co chodzi bo chce mieć Święty spokój.
W tym momencie żona typa co się pode mnie podszywał robiła nam zdjęcia z ukrycia.
- Bardzo ciekawe, ale w sumie ma pani rację. Lepiej się nie mieszać w kłótnie dzieci, bo jeszcze gorzej będzie. - Odparłem, opierając się o auto. - Poza tym przejdźmy na Ty. - Wyciągnąłem rękę w geście powitania. - Lucyfer Morningstar.
- Erika Mosolov.
- Miło mi Panią poznać. - Uścisnąłem jej dłoń w geście powitania. - Miewa Pani nie raz problemy z córką? Pytam, bo nie wiem czy w tym roku prezent dostanie pod choinkę.
- Ze wszystkimi dziećmi mam problemy proszę pana. Rozkaprysione i rozwydrzone. Tylko by pieniędze na picie chciały.
- Ehhh masakra, ale ile mają lat, że już chcą na picie? - Paliłem kolejnego. - Da Pani radę z nimi i ja w to wierzę. - Przytuliłem ją na pocieszenie.
- Dziękuję.. - Wtuliła się we mnie bardzo mocno i wdychała mój zapach zbliżając się coraz bardziej. - No chodzą do szkoły z Pana Trixie to sam Pan widzi, że dorośli nie są.
- No tak, ale Trixie akurat jest bardzo grzeczną dziewczynką i nie prosi o pieniędze na picie. - Dalej ją uspokajałem. - Jeżeli chce Pani żebym zrobił porządek z nimi by nie piły to ma pani tu moją wizytówkę. - Wyjąłem wizytówkę z kieszeni marynarki i ją jej dałem.
- Ohh umm dziękuję. Jest Pan cudownym mężczyzną. - Pocałowała mnie w policzek. - A i dziękuję za papierosa. - Poszła do swojego samochodu i akurat zadzwonił dzwonek.
- Dziękuje i dowidzenia. - Odparłem bez jakichkolwiek emocji. Gdy kobieta odjechała szybko wytarłem policzek.
Trixie wychodząc rozmawiała ze swoją przyjaciółką. Ja natomiast stałem i myślałem nad tym co zrobić na obiad i to, że dzieci w takim wieku zaczynają pić. Z nudów wsiadłem do auta i czekałem na Trix.
- Cześć wujku! - Wsiadła sobie do auta i zapięła pasy.
- A cześć perełko, jak było w szkole? - Zapiąłem pasy i się odprężyłem.
- Aaa dobrze hihi.
- To dobziu, poza tym co powiesz abyśmy cioci zrobili obiad? - Zapytałem podczas jazdy autem.
- Chętnie hihi.
- Hihi, to będzie obiad niespodzianka. - Dalej jechałem do miejsca docelowego.
Chwilę później. Byliśmy w domu. Ja i Trix zaczęliśmy robić obiad.
- Mmmmmr... - Moon przyszła w piżamce zaspana.
Obiadzik był gotowy na stole, więc zdążyliśmy.
- Dzień dobry hehhh. - Powiedziała Nicole.
- Dzień dobry kochanie. - Ucałowałem ją namiętnie w usta, po czym ją przytuliłem i wdychałem jej zapach. - Na stole masz obiad z ulubionym daniem plus pepsi w twoim ulubionym kubeczku.
- Jejuuuuuś dziękuję... - Usiadła sobie do stołu.
- Dla mojej najwsapnialszej i najseksowniejszej miłości mojego wiecznego życia zawsze będę tak robił, bo ją kocham. - Usiadłem obok niej, pijąc swoje pepsi.
- Hihi. - Zaczęła jeść.
- Smacznego kochanie. - Uśmiechnąłem się w jej stronę.
- Dziękuję hihihi.
- Proszę, poza tym kocham cię. - Delikatnie dotknąłem jej dłoni i zacząłem ją miziać dalej patrząc w jej oczka z uśmiechem.
- Hihi. - Uśmiechnęła się i jadła słodziutko.
Patrzyłem na nią nie odrywając wzroku, bo jest ona bardzo atrakcyjną i najskesowniejszą kobietą we wszechświecie. Piłem swoje picie z delikatymi rumieńcami.
- Mmrrr. - Gdy skończyła popijała sobie napojem.
- I jak? Smakowało Ci kochanie? - Dalej tak patrzyłem z rumieńcami.
- Bardzo skarbie hihi dziękuję wam strasznie.
- Hihi to była czysta przyjemność i rozkosz zrobić obiad, bo przecież chce dla ciebie jak najlepiej. - Miziałem jej dłoń.
- Oj no wiem misiu hihi.
- Hihi poza tym mały kiss w twoje słodkie usteczka nie zaszkodzi. - Delikatnie ją pocałowałem w usta.
- Haha! Uwielbiam was. - Podeszła do Diabusia. - A ty co mordeczko?
- Miau! Miau! - Podbiegł do niej słodko ruszając łapkami.
- Hihihi! - Wzięła go na rączki. - No moja malutka kruszynka! - Gilgała go i miziała.
- Miau! miau! - Lizał já po twarzy.
- Aaawww!! Moje dwie słodkości. - Wzruszyłem się gdy na nich patrzyłem.
- Hahaha! - Zaśmiała się ze szczęścia.
- Haha... Ahhhh kocham was. - Podszedłem do nich i od razu przytuliłem.
- Mmr! Hihi!
- Mmmmrrr. - Wymruczałem jej do ucha.
- Ohh Lucuś. - Siedzieliśmy tak słodko cały dzień. - Mmm misiu? A jak Twoje kości?
- Cały czas bolą jak cholera. - Kość mi chrupła. - No, ale daje radę. - Dalej ich tuliłem.
- Czyli ten lek wcale nie pomaga co ci rozrabianiam w herbacie czy kawie?
- Pomaga, ale już mniej mnie te kości bolą. Od dłuższego czasu nic mi nie chrupło, ale myślę że to było ostatnie chrupnięcie i będę zdrowy.
- Eehh...przepraszam, że mogę cię tą maścią smarować.. znaczy no mogę ale muszę się nachylać no chyba, że bym miała specjalny stół do masażu haha.
- Spokojnie jest też fortepian i na nim mogę się położyć specjalnie dla ciebie byś się nie musiała nachylać.
- Noo jak chcesz misiu hihi.
- Oczywiście, że chcę bo dla mojej gwiazdki zawsze zrobię tak by miała jak najlepiej.
- Hihi. - Odłożyła Diabusia na podusie. -  Tylko mi tu nie rozrabiaj haha.
- On będzie grzeczny kochanie. - Dałem jej całusa w policzek. - Masz może ochotę pospacerować po mieście? I po drodze byśmy wskoczyli do lodziarni. - Rozmarzyłem się.
- A Trixie?
- Trixie o ile chce to może z nami pójść. - Dalej ją przytulałem.
- Trixie!?
- Już jestem ciociu. - Podbiegła do nas i się uśmiechnęła. - Słucham cię ciociu.
- Chciałabyś pójść z nami na spacer?
- Takkk ciociu!! Chce iść z wami na spacer.
- Hihi to ubieramy się. - Moon poszła do sypialni i ubrała się, ale bez stanika.
Trix ubrała na siebie kurtkę, czapkę, szalik, buty i rękawiczki. Ja na siebie ubrałem płaszcz.
- To co? Idziemy? - Moon schowała klucze w jedną, a telefon w drugą kieszeń.
- Oczywiście, że tak. - Schowałem telefon do kieszeni.
- Tak ciociu, idziemy!
- Hihi. - Otworzyła drzwi i sobie wyszliśmy.
Trzymaliśmy się za ręce, ja za jej rękę a Trix za moją i szliśmy sobie. Szliśmy sobie jak szczęśliwa rodzina.
- Ahhhh piękna pogoda na spacer w takim piekielnie cudownym towarzystwie. - Odparłem szczęśliwy.
- Hihi z tobą zawsze kochanie. Hmmm może zjemy coś na mieście?
- Oczywiście, a na co macie ochotę? - Zapytałem gdy po drodze usłyszałem miauczenie.
- Niech Trixie wybierze.
- Hmmm no to może lody ciociu i wujku. - Odparła Trix.
- Ja jestem na tak hihi, a ty Luci?
- Mmmm skoro moja królowa i księżniczka są na tak to ja również jestem na tak.
- Hihihi. - Po Moon chichocie byliśmy już cicho, ustała w miejscu. - Coś miauczy czy mi się wydaje?
- Nie wydaje ci się kochanie, bo serio coś miałczy. - Ustałem w miejscu i nasłuchiwałem.
Wszyscy zaczęliśmy się rozglądać. Moon próbowała się śmiesznie wołać.
- Kici kici kici. - Próbowała zawołać.
- Kici kici. - Powtarzał za nią, że aż w śniegu zauważyłem ogon. - Kochanie tam ktoś jest. - Podbiegłem i wyciągnąłem z śniegu małego kociaka. - Jeszcze tu jest jeden i drugi, i ten większy to ich mama!
- Luci już biegnę! - Podbiegła do mnie. - Jejuś jakie kruszynki małe...
- A jakie śliczne. - Trix do nas podbiegła i zobaczyła te kruszynki.
- Jejuś...a jak się trzęsą biedne...
- Okryje je swoim płaszczem skarbie. - Jakoś zdjąłem płaszcz i okryłem te trzy kruszynki. - Bidulki kochane.
- Może weźmiemy je do weterynarza? Nie wiadomo jak długo się błąkają.
- Oczywiście skarbie, a lody o ile zdążymy to na nie pójdziemy. - Odparłem, bardziej okrywając te kruszynki.
- No dobrze misiaku.. - Miała strasznie zatroskaną minkę.
- Będzie dobrze, a teraz chodźmy do domciu zajmiemy się nimi, a potem zadzwonimy po weterynarza. - Powiedziałem idąc w stronę domu, a Trix za mną.
- Mhmm. - Wzięła Trixie za rączkę.
Gdy weszliśmy do domu, Diabuś od razu do nas podbiegł i zaczął wąchać czując koty.
- Miauu? miau?
Zajmowaliśmy się kociakami, potem zacząłem dzwonić do weterynarza. Diabełek był strasznie dociekliwy.
- Spokojnie synuś, to są twoi nowi przyjaciele. - Powiedziałem to gdy skończyłem rozmawiać z weterynarzem.
- I co? Kiedy będzie?
- Za 10 minut będzie kochanie.
- Eeh no dobrze...Martwie się o nie...A ummm skarbie?
- Też się o nie martwię. - Przytuliłem ją. - Słucham cię maluszku.
- Czy nasz Diabuś jest wykastrowany? No bo..gdyby te piękności zostały u nas no to wiesz..
- Szczerze misia, nie jest wykastrowany. - Dalej ją przytulałem i wdychałem jej zapaszek.
- Mmm...no bo jeśli nikt ich nie zgubił to pewnie zostaną z nami no i po pewnym czasie wiesz...możemy mieć niespodziankę. No i nie wiem co z tym zrobić...
- Skarbie gdyby ktoś je zgubił to by je znalazł dawno, więc mi się wydaje że zostały porzucone. - Cmoknąłem ją w usta. - A co do niespodzianki jestem przygotowany na nią.
- No dobrze skarbie hihi, ale jak można było takie szkraby porzucić?!
- Nie wiem i się domyślam. No, ale jak znajdę tą osobę to ją ukaram skarbie. - Wdychałem jej zapach, a w oddali winda się otworzyła.
- Emmm. - Odwróciła się. - Ohh dzień dobry.
- Dzień dobry Panu. - Również się przywitałem.
- Dzień dobry wam. - Powiedział weterynarz. - Państwo Morningstar, tak?
- Tak, dokładnie. - Odparła Moon.
- Dobrze pan trafił. - Odparłem. - Mamy tutaj trójkę biednych, zmarzniętych kociaków i wezwaliśmy pana by pan je zbadał no wie pan te pana obowiązki czy coś.
- Jasne nie ma problemu. - Wszedł do środka i zaczął wzrokiem szukać kotków. - To gdzie maluszki są i mamusia?
- Tutaj. - Odsłoniła kocyk.
- Jakie słodziaki. - Podszedł bliżej do kociaków. - To najpierw przebadam ich mamusię a potem je same. - Odparł, biorąc kotkę na rączki i usadził ją na fortepianie. Potem zaczął ją badać, po badaniu odłożył ją delikatnie na miejsce. No i tak samo robił zresztą kotków.
Wilczka stresował się podświadomie.
- Shhhh kochanie, będzie dobrze. - Uspokajałem ją cały czas.
- No dobrze to tak. Wszystkie kotki są zdrowe, więc o tyle dobrze. - Odparł mężczyzna. - A i jeszcze jedno co chciałem powiedzieć to, że zaszczepiłem w razie czego wasze kotki.
Moon mocno mnie przytuliłam ze szczęścia.
- Widzisz misia, miałem rację i wszystko jest dobrze. - Bardziej ją przytuliłem.
- Wizyta była zapłacona przez internet, więc mogę wam jeszcze dać swoją wizytówkę. - Położył ją na fortepianie. - Pamiętajcie by o takie zamarznięte biedactwa dbać, bo w taką zimową porę wszystko jest możliwe. - Powoli szedł do wyjścia.
- Dobrze, dziękujemy...
- Dziękujemy i miłego. - Odparłem, dalej ją przytulając.
- To co misiaczki moje? Nie przyda wam się mała ciepła kąpiel?
Wszystkie miauczały na tak.
- Hihi ty Diabuś też chcesz? Lepiej się poznacie.
Diabuś również był na tak.
- Hihi. - Wzięła je i włożyła do wanny po czym nalała wody.
- To ja tym słodziakom nasypie karmy do miseczek i naleje im picia. - Powiedziałem to gdy sobie już poszła i zacząłem to robić.
- Dobrze! - Myła je bardzo delikatnie.
Trix zaczęła ze mną rozmawiać gdy skończyłem swoją robotę.
- Diabełku? Wiem, że to trudne i nowi znajomi i w ogóle...ale podzieliłbyś się z nimi swoim królestwem, zabawkami i karmą?
Diabuś był bardzo zadowolony i zgodził się na to.
- No dobrze moje skarby hihi. - Dała im czas dla siebie i szykowała ręczniki.
Widać było, że się polubili a zwłaszcza Diabuś z małą kotką.
- To co misiaki? Wychodzimy czy jeszcze chcecie posiedzieć? Haha.
One już szły w stronę drzwi.
- Ej! Ręcznik! - Goniła je ze śmiechem i złapała je w ręcznik.
- No i powiem Ci Trix, że jestem straszliwie szczęśliwy z ciocią. - Powiedziałem podczas picia kawy z lekiem.
- Mam was! - Wzięła je w ręczniku, zostawiła na kanapie i delikatnie wycierała.
- Słyszałem, że miałaś małą gonitwę w łazience kochanie. - Podszedłem do niej z kubkiem pepsi i ze swoją kawą.
- Oj no miałam haha, bo już uciekały mi do wyjścia małe robaczki. - Miziała za uszkiem.
- Ahhhh małe ale jakie wariaty. - Odparłem, siadając obok niej i podając jej kubek z piciem. - Proszę kochanie to dla ciebie.
- Dziękuję misiu hihi. - Wzięła i napiła się trochę.
- Mmrrrrr nie ma za co kochanie. - Przytuliłem ją bardzo czule.
- Hihi. - Moon się uśmiechnęła.
Kotki czując karmę natychmiast pobiegły do niej.
- Tylko na spokojnie jedzcie żeby nic się nie stało! - Powiedziała, bardziej się we mnie wtulając.
- Dokładnie, tylko na spokojnie. - Dalej já przytulałem, delikatnie otulając nas skrzydłami.
- Hihi oj Luci jestem taka szczęśliwa, że znaleźliśmy i uratowaliśmy te bidulki.
- Ojj misia ja również jestem szczęśliwy i gdyby nie my to nie wiem co by z nimi było dalej. - Bardziej ją przytulałem.
- Hihi. - Dała mi buzi. - Toooo kto chce lody?
- Ja poproszę ciociu!
- W sumie ja również kochanie, a i mamy w domu maszynę do lodów. - Odwzajemniłem buziaka. - Ty możesz też innego loda dostać misia.
- Już się w tym nie doszukuje drugiego dna ok? - Poszła do kuchni i zaczęła robić jak i nakładać lody do rożków. W tym samym czasie coś jej przyszło na skrzynkę pocztową.
- Dobrze...- Odparłem z uśmiechem na twarzy i bawiłem się kłykciami.
- Proszę, lody dla was. - Wkrótce nam podała lody. Ona sobie wzięła jakiegoś z zamrażarki.
Ciąg dalszy w kolejnym rozdziale.

Moonstar part.5 [ ZAKOŃCZONA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz