Położyłam się i w ciszy przeglądałam telefon. Nie wiedziałam do końca co on może zrobić. Tymczasem u niego. Wpadł on na wyśmienity pomysł. Z łazienki poszedł do kuchni by zacząć robić co kocham, a ja dalej robiłam to samo. Wreszcie po godzinie wrócił z przepysznym jedzonkiem, które wręcz kocham. Dodatkowo na tacy jeszcze było kakao, które również dla mnie zrobił. Przez drogę do sypialni myślał nad moimi przeróżnymi reakcjami na to.
- Serio? Taki jesteś kreatywny? Zjem to ale ehh. - Westchnęłam. - Po prostu mam cie dość. - Smutna zwiesiłam głowę i zabrałam od niego rzeczy z tacy i zaniosłam je do kuchni po czym wróciłam po telefon i kubek z wodą.
- No, ale zrobiłem ci ciasto z pyszności które lubisz, ale ehhh - Westchnął mając nadzieję, że to zły sen. - Czyli jednak jestem odrażający, obrzydliwy i odpychajcy. Każdy miał rację i nie nadaje się na bycie kimkolwiek dla drugiej połówki. - Powiedział do siebie i na samym szlafroku wyszedł na balkon. Potem w milczeniu siedział i myślał, aż wreszcie postanowił się ubrać i w ciszy przez balkon pójść na karanie grzeszników. Po drodze spotykał garstkę ludzi, którzy wyglądali znajomo ale szybko tą myśl wymazałem z pamięci i dalej myślał nad uszczęśliwieniu mnie. Zasłoniłam wszystkie okna żeby nie myśleć gdzie jestem i wróciłam do łóżka chcąc wrócić do domu. Tymczasem u Lucyfera.
- Kino? Nie, a może restauracja? Też nie na dziś. - Mówił do siebie przez całą drogę. No, ale poczuł się jak w nieszczęśliwej komedii romantycznej. Wpadł na kolesia, który był sporych rozmiarów ode niego. - Sorrka panowie ja przypadkowo. - To była grupka harleyowców.
A ja w tymczasie próbowałam się uspokoić i zasnąć, ale było mi w cholere gorąco.
- Widzę, że panowie mają niezłą imprezkę przy jakichś skuterkach, haha. - Luci zadrwił z nich, bo doskonale wiedział, że to ich zdenerwuje.
- Masz kurwa jakiś problem leszczu?
- Leszczem to jesteście wy, bo z tego co widzę to ani jednej kobiety nie ma przy was, haha. - Lucyfer oparł się o budynek, dalej drwiąc z nich. - - Ja przynajmniej jestem kimś i mam swoją kobietę życia, a wy to pewnie prawiczki, haha. I nie jestem jak wy, co słuchają jakiegoś dudnienia po uszach, haha.
- Grrrr. - Jeden z harelyowców złapał Lucka za kołnierz. - A w ryj nie chcesz?
- Haha, ahhhh w ryj to możesz ty zarobić. - Luci warknął, dalej się śmiejąc. - Poza tym śmierdzi ci z mordy jakąś starą skarpetą, haha. Poza tym z takim. - Patrzył mu w oczy, dalej się śmejąc. - Napakowanym oblechem żadna by nie chciała być. Kobiety wolą mężczyzn np. takich ja, więc przy mnie jesteś malutką mróweczką, haha. - Znowu go wyśmiał, a potem napluł mu w twarz. Lucyfer dalej się głupokowato uśmiechał. - No co mi zrobisz? Uderzysz mnie, a może postrzelisz? Na to drugie to bym wcale amunicji nie marnował no chyba, że chcesz się sam przekonać z kim tak naprawdę grasz w szachy.
Harleyowiec uderzył Morningstara z pięści mocno w twarz i pchnął go na ściane w zaułku.
- Nie dajesz mi wyboru. - Luci warknął i podczas walki miał czerwone oczy.
Ten sam koleś dalej bił diabła. Lucifer dalej się z nim bił bardzo długo, ale do nich dołączyli kolejni którzy również chcieli się bić.
- No co mi zrobicie, jestem księciem ciemności, haha. - Dalej się z nimi bił, ale wiadomo jak wyglądał po bójkach. - I dla takich jak wy nie ma miejsca w Piekle, co jedynie możecie utonąć w lawie, haha. - Zadrwił z nich.
Gadali same wyzwiska dalej chcąc się bić pomimo tego jak wyglądali. Po dwóch godzinach wreszcie bójka się skończyła sukcesem dla Lucyfera, a dla nich porażką. Po walce z nimi poszedł usiąść na pobliskiej ławce i się ogarnąć przed powrotem do mnie. Harleyowcy odjechali na swoich motorach, a do niego dosiadła się jakaś laska. Nie zauważył jej, bo ogarniał twarz z tej całej krwi, która się lała z ran.
- Pomóc Ci? - Zapytała kobieta, która siedziała obok niego.
- Dam radę. - Dalej wycierał twarz chusteczką. - Ale dzięki za pomoc. I przejdźmy na Ty. Lucyfer Morningstar jestem, a ty jak się piękna nazywasz?
- Dziękuję, Felicja jestem.
- Bardzo ładne imię jak na kobietę z korzeniami pewnie islandzkimi. - Zaczął wracać do gry. - Powiedz mi jakie jest twoje najskrytsze pragnienie Felicjo?
- Żebym nie musiała pomagać rodzicom w spłatach ich kredytów i żeby wujek dał mi spokój. - Odparła Felicja.
- Ohhhh, a powiedz mi ile potrzebujesz pieniędzy na spłatę kredytów? - Dalej na nią tak działał.
- C-co? Nie, nie potrzebuje nic. - Upierała się, ale Luci chciał dla niej jak najlepiej.
- Chce ci pomóc wyjść na prostą, poza tym. - Wyjął z kieszeni blik banknotów, których suma wynosi 5 mln. Dał je kobiecie. - Trzymaj je i spłać kredyt oraz znajdź sobie piękne mieszkanie z dala od wujka, który ci nie daje spokoju. - Wyszeptał jej do ucha.
- Ummm. - Mocno się zarumieniła i przy okazji zrobiło jej się mokro. - A-ale nie mogę..
- Możesz, zaufaj mi a nie pożałujesz. Poza tym i tak mam sporo kasy, że nie jeden człowiek by sobie na nią pozwolił.
- No ale..ja cie w sumie nie znam, tylko trochę kojarzę twarz, a poza tym co jak rodzice mnie zapytają skąd je mam?
- Spokojnie, powiedz im że dostałaś je od starego znajomego, który pomógł ci wyjść na prostą.
- No ale...
- Chcesz im pomóc prawda? - Zapytał, dalej patrząc w jej oczy.
- No tak ale..
- Może poszedłbym z tobą do twoich rodziców i opowiedział o tym, że spotkałaś mnie jako tego starego znajomego bądź też celebrytę który postanowił ci pomóc. - Myślał cały czas o mnie.
- Mmm nie, myślę, że tak by było jeszcze gorzej.
- No tak, ale nie łatwiej by było powiedzieć, że wygrałaś na loterii? - Zapytał, mając nadzieję że to pomoże.
- Skoro tak bardzo Ci zależy żeby mi je dać to coś wymyślę. - Odparła kobieta.
- Dobrze, ale gdyby coś nie pykło to napisz a ja z chęcią obymślę kolejny pomysł na wyjaśnienie sprawy z tą forsą.
- Too dasz mi swój numer? - Zapytała Felicja czekając aż jej podam swój numer telefonu.
- Oczywiście. - Zaczął jej dyktować swój numer, a ona go zapisywała.
- Dzięki hehh a masz teraz czas albo kiedy indziej?
- Mam go dużo czyli praktycznie dwa tygodnie, a na co mam czas? - Zapytał, bo do końca nie wiedział o co jej może chodzić.
- No boo moglibyśmy się gdzieś spotkać.
- Jak na kawę to nie ma problemu. - Odparł, ale coś poczułe że ktoś mu dyszy w kark. Poczuł zapach męskich perfum.
- Ohh ummm dzień dobry? - Powiedziała Felicja patrząc na mężczyznę, który był za Lucyferem.
- Dzień dobry. - Luci odwrócił się i dostał w ryj. - A to za co?!
- Dlaczego pan go uderzył?! - Felicja była w szoku.
- Za to, że kiedyś zaliczył moją żonę! - Mężczyzna był wściekły.
- Ale to było 20 lat temu człowieku. -USA wytarł nos w brudną od krwi chusteczkę. - Poza tym wyglądam gorzej niż po walce z moją przyjaciółką.
- Może być i nawet 30, ale nie daruje ci tego że moja żona non stop gada o tobie jaki ty jesteś lepszy w łóżku itd. - Facet ewidentnie chciał, aby go diabeł uderzył i tak też zrobił.
- Bardzo mi miło, że tak o mnie twoja własna żona mówi, ale muszę ci oddać. - Niczym sarenka na sterydach Lucyfer wskoczył na niego i zaczął się z nim bić.
- Lucyfer przestań proszę! Nie bijcie się! - Nalegała Felicja, która to wszystko widziała.
- I tak gorzej wyglądam od ciebie, więc ci odpuszczę ale pamiętaj jedno, że jeżeli jeszcze raz do mnie podejdziesz i mnie uderzysz to wiedz, że wtedy cię własna żona nie pozna. - Zagroził mu.
- Dobra, ale i tak mam swoich ludzi którzy mogą cię zniszczyć. - Koleś wstał i sobie poszedł w nieznanym kierunku.
- Trzymaj, może ci jakoś pomogę. - Sięgnęła po chusteczki i mu je dała. - Dlaczego wszyscy cię biją?
- Dziękuje. - Wziął chusteczki i zaczął się ogarniać. - Niektórzy mnie wręcz uwielbiają za to kim jestem, a niektórzy nie i naprawdę chciałbym ci powiedzieć prawdę kim jestem, ale nie wiem jak to odbierzesz.
- No jesteś celebrytą.
- To też, ale jestem Archaniołem, ale bardziej jestem diabłem. - W głowie miał już przeróżne pytania ten temat.
- Nie uderzył cię ktoś w głowę? Haha przepraszam, lepiej wracajmy do domu bo znowu oberwiesz od kogoś.
- Nie, nikt mnie nie uderzył. Do domu? W sensie ja mam iść z tobą? - Poprawił marynarkę.
- Znaczy ty do siebie hahaha tak bardzo Ci się spodobałam?
- Spodobałaś mi się, ale jestem już dawno zajęty poza tym ja nigdy nie kłamię. - Musiał pokazać jej swoje białe skrzydła.
- C-co? Zajet...czym ty jesteś?!
- Tak jak mówiłem jestem archaniołem, ale bardziej przepadam za bycie diabłem. - Uśmiechnął się w jej stronę.
- Przepraszam ale..muszę iść.
- Dobrze i do zobaczenia kiedyś. - Schował skrzydła i zaczął wracać do hotelu.
Pod hotelem zostałem schwytany przez paparazzi, którzy nie dawali mu spokoju wejść do środka budynku. No, ale mu się to nie udało i Michael go obezwładnił i wpakował do auta, w ten sposób kolejny raz się pod niego podszył. Ja nie wiedziałam o tym, więc sobie spałam jak zawsze. Gdy już Michael był praktycznie pod samym pokojem to postanowił się uspokoić i z uśmiechem na twarzy wejść do środka. Pierwsze co zrobił to poszedł do mnie. Zarumieniłem się widząc mnie w słodkiej pozycji, ale dał mi delikatnego buziaka w usta. Przed długi czas to Michael był ze mną w pokoju, a nie Lucyfer.
- Mmm. - Troszkę się powierciłam aż się przebudziłam ze szczypiącymi oczami.
- Dzień dobry moja koalo. - Siedział na brzegu łóżka, delikatnie miziając mnie po nodze.
- Mrrrr. - Przetarłam oczy. - Gdzie byłeś?
- Byłem karać grzeszników gdy ty sobie słodko spałaś.
- Mmmmm....
- Mmmrrrr, a poza tym strasznie cię kocham. - Zbliżył się do mnie i moich słodkich usteczek.
- Emmm. - Mocno się odchyliłam. - Zapomniałeś?
- Tak, rozumiem wyglądam jak wyglądam, ale zaraz się ogarnę. - Wrócił z powrotem do pozycji siedzącej.
Zaczęłam przeglądać telefon.
- Zaraz wrócę brzoskwinko. - Wstał i poszedł do łazienki się ogarnąć.
- Eehh..
Chwilę później. Ogarnięty i umyty wrócił do mnie. Położył się tuż obok mnie i zastanawiał się o czym mógłby zapomnieć.
- Ile chcesz tu zostać? - Zapytałam go.
- Tydzień chce zostać kochanie, a jesteśmy już tu 5 lub 6 dzień.
- Ooo czyli już nie 2 tygodnie?
- Tak misia, już nie 2 tygdonie. - Odparł, dalej mnie miziając po nodze.
- A dlaczego?
- Mógłbym przedłużyć o 5 dni, bo w sumie nic nie zwiedziliśmy, a bardzo bym tego chciał.
- Mi już tam bez różnicy i tak robię to co w domu. A nasze kotki i Trixie są pod czyjaś opieką?
- Są pod opieką Ewy i Elli na zmianę z moją mamą.
- Ale to nie zmienia faktu, że robie to samo co w domu. Zresztą ty też.
- No tak masz rację kochanie, ale zawsze możemy nie wiem pójść w miasto na zakupy po prezent dla Trix, albo też dla naszych kociaków.
- Na zakupy też możemy pójść..zawsze.
- Albo też możemy no nie wiem o już mam. Zawsze możemy urozmaicić nasze cudowne leniuchiwanie przeróżnymi grami, które no cóż mamy w domu. - Wymruczał. - No i te gry są z dodatkiem pikanterii jak i również innych cudownych rzeczy.
- Uhh...Lucyfer! Sam mówisz, że one są w domu.
- No, ale jedną sztukę wziąłem ze sobą. - Dalej mruczał.
- Ehhh. - Próbowałam oddychać i się uspokoić. - Jutro chce wracać do domu.
- No dobrze, to jutro wrócimy do domu.
Wzięłam telefon i próbowałam oglądać coś żeby się uspokoić, ale dodatkowo było mi gorąco co mnie jeszcze bardziej wkurwiło i jeszcze cholerne włosy.
- Skarbie, spokojnie nie denerwuj się. - Probował mnie uspokoić.
- Nawet nie próbuj. Dobrze wiesz jak nienawidzę jak ktoś dotyka moich rzeczy i robi nie po mojemu, a nie wiem co one tam robią, więc módl się żebym nie była jeszcze bardziej wściekła jak wrócimy do domu.
- Spokojnie, twój pokój jest zamknięty na klucz więc zadbałem o bezpieczeństwo twoich rzeczy.
- Nie tylko w tym pokoju są moje rzeczy. I ustawione tak jak JA chce.
- Kochanie spokojnie. Twoje rzeczy są nietknięte, zaufaj mi.
- Mam nadzieję.
- I miej, bo jutro popołudniu wracamy do domu oraz polecimy moim prywatnym odrzutowcem, więc nie będzie tam grzeszników.
- Dlaczego nazywasz tak wszystkich ludzi? I dlaczego ich karzesz teraz?
- Bo tak mi się jakoś przyjęło, że ich nazywam grzeszników. No, ale tylko gang harleyowców ukarałem, bo się zaczęli do mnie pruć. - Patrzył w sufit. - No i wszyscy mieli ukryte grzechy przez, które by dostali karę śmierci w czasach średniowiecza.
- Lucyfer przestań, przecież zabijasz ich cały czas. Poza tym do tego zostało stworzone piekło. Masz ich karać po śmierci, a nie jeszcze za życia. Tak tęsknisz za piekłem? Zresztą pewnie nawet nie jesteś diabłem.
- Po pierwsze już nie będę zabijał ich za życia. Po drugie nie tęsknie za piekłem, więc mogę zrezygnować całkowicie z zabijania ich za życia. Poza tym jestem diabłem. - Patrzył na mnie czerwonymi oczami, będąc już w diabelskiej formie.
- A zachowujesz się jak jakieś dziecko w halloween. Jak tak sobie nie radzisz w związku to mogę cię zostawić i wrócisz do swojego poprzedniego, beztroskiego życia z dużą ilością kobiet i alkoholu. Może tylko tak potrafisz być Lucyferem.
- Ja cię kocham i z żadną inną kobietą nie miałem tak zajebiście dobrej relacji w związku jak z tobą. - Był już w formie ludzkiej, a łzy same leciały mu po policzkach. - Nie potrzebuje alkoholu i dużej ilości kobiet by ci pokazać, że jestem twoim Lucyferem. Nicole, ja naprawdę cię kocham i nie chcę wracać do poprzedniego życia, bo z tobą jest mi strasznie dobrze. - Dalej mu łzy leciały. - I to ciebie pokochałem i kochać będę aż po wieczność. No i to z tobą chce się ożenić i mieć przecudownie szczęśliwą rodzinę w której ja i ty jesteśmy rodzicami i mamy wspaniałe dzieci. Z nikim innym oprócz ciebie nie chcę się żenić, bo to Ty jesteś moją sexi królową piekła z najpiękniejszym, najcudowniejszym i najseksowniejszym ciałkiem, które kocham cały czas. I to się nigdy, przenigdy nie zmieni, bo tylko i wyłącznie ciebie kocham moja sexi pani Morningstar.
- No i? Mam dość tego, że ciągle muszę się martwić z kim tak naprawdę jestem, albo jestem z Lucyferem albo z nikim.
- Jesteś z Lucyferem i to się naprawdę nigdy nie zmieni.
- A jakbym ja tak nagle wyszła z domu bez słowa?
- To bym cię szukał i próbował odzyskać, bo strasznie mi na tobie zależy.
- Ehhhh! Chodzi mi o to, że ty tak ciągle robisz!
- Przecież ci napisałem kartkę, że poszedłem na miasto postraszyć ich, ale jej nie zobaczyłaś. Poza tym przemyślałem to wszystko i stwierdziłem, że nigdy nie będę wychodził z domu bez słowa jak i również wszystko co z tym związane.
- I nie zachowujesz się jak ty! Serio? Kartka?!
- Bo to ja Michael, a Lucyfer został związany w jakimś opuszczonym magazynie. Poza tym powiedział przez zataśmowane usta, że cię kocha. - Wstał i chodził po pokoju. - I to ja go związałem, bo tylko się plątał mi pod nogami jak jakiś idiota.
- Możesz przestać?! Naprawdę mam cię już dosyć! - Odwróciłam się w jego stronę plecami, dalej będąc wściekła.
Przez długi czas siedziałam w milczeniu, więc ciąg dalszy w kolejnym rozdziale.

CZYTASZ
Moonstar part.5 [ ZAKOŃCZONA ]
Short StoryPiąta część książki Fallen Angel. Jeżeli nie wiesz co będzie się działo to zapraszam do przeczytania czwartej części. The devil is real... and He is not the little red man with horns and a tall. He can be beautiful because he is fallen angel and he...