28. Nicole

1 1 0
                                    

Położyłam się i w ciszy przeglądałam telefon. Nie wiedziałam do końca co on może zrobić. Tymczasem u niego. Wpadł on na wyśmienity pomysł. Z łazienki poszedł do kuchni by zacząć robić co kocham, a ja dalej robiłam to samo. Wreszcie po godzinie wrócił z przepysznym jedzonkiem, które wręcz kocham. Dodatkowo na tacy jeszcze było kakao, które również dla mnie zrobił. Przez drogę do sypialni myślał nad moimi przeróżnymi reakcjami na to.
- Serio? Taki jesteś kreatywny? Zjem to ale ehh. - Westchnęłam. - Po prostu mam cie dość. - Smutna zwiesiłam głowę i zabrałam od niego rzeczy z tacy i zaniosłam je do kuchni po czym wróciłam po telefon i kubek z wodą.
- No, ale zrobiłem ci ciasto z pyszności które lubisz, ale ehhh - Westchnął mając nadzieję, że to zły sen. - Czyli jednak jestem odrażający, obrzydliwy i odpychajcy. Każdy miał rację i nie nadaje się na bycie kimkolwiek dla drugiej połówki. - Powiedział do siebie i na samym szlafroku wyszedł na balkon. Potem w milczeniu siedział i myślał, aż wreszcie postanowił się ubrać i w ciszy przez balkon pójść na karanie grzeszników. Po drodze spotykał garstkę ludzi, którzy wyglądali znajomo ale szybko tą myśl wymazałem z pamięci i dalej myślał nad uszczęśliwieniu mnie. Zasłoniłam wszystkie okna żeby nie myśleć gdzie jestem i wróciłam do łóżka chcąc wrócić do domu. Tymczasem u Lucyfera.
- Kino? Nie, a może restauracja? Też nie na dziś. - Mówił do siebie przez całą drogę. No, ale poczuł się jak w nieszczęśliwej komedii romantycznej. Wpadł na kolesia, który był sporych rozmiarów ode niego. - Sorrka panowie ja przypadkowo. - To była grupka harleyowców.
A ja w tymczasie próbowałam się uspokoić i zasnąć, ale było mi w cholere gorąco.
- Widzę, że panowie mają niezłą imprezkę przy jakichś skuterkach, haha. - Luci zadrwił z nich, bo doskonale wiedział, że to ich zdenerwuje.
- Masz kurwa jakiś problem leszczu?
- Leszczem to jesteście wy, bo z tego co widzę to ani jednej kobiety nie ma przy was, haha. -  Lucyfer oparł się o budynek, dalej drwiąc z nich. - - Ja przynajmniej jestem kimś i mam swoją kobietę życia, a wy to pewnie prawiczki, haha. I nie jestem jak wy, co słuchają jakiegoś dudnienia po uszach, haha.
- Grrrr. - Jeden z harelyowców złapał Lucka za kołnierz. - A w ryj nie chcesz?
- Haha, ahhhh w ryj to możesz ty zarobić. - Luci warknął, dalej się śmiejąc. - Poza tym śmierdzi ci z mordy jakąś starą skarpetą, haha. Poza tym z takim. - Patrzył mu w oczy, dalej się śmejąc. - Napakowanym oblechem żadna by nie chciała być. Kobiety wolą mężczyzn np. takich ja, więc przy mnie jesteś malutką mróweczką, haha. - Znowu go wyśmiał, a potem napluł mu w twarz. Lucyfer dalej się głupokowato uśmiechał. - No co mi zrobisz? Uderzysz mnie, a może postrzelisz? Na to drugie to bym wcale amunicji nie marnował no chyba, że chcesz się sam przekonać z kim tak naprawdę grasz w szachy.
Harleyowiec uderzył Morningstara z pięści mocno w twarz i pchnął go na ściane w zaułku.
- Nie dajesz mi wyboru. - Luci warknął i podczas walki miał czerwone oczy.
Ten sam koleś dalej bił diabła. Lucifer dalej się z nim bił bardzo długo, ale do nich dołączyli kolejni którzy również chcieli się bić.
- No co mi zrobicie, jestem księciem ciemności, haha. - Dalej się z nimi bił, ale wiadomo jak wyglądał po bójkach. - I dla takich jak wy nie ma miejsca w Piekle, co jedynie możecie utonąć w lawie, haha. - Zadrwił z nich.
Gadali same wyzwiska dalej chcąc się bić pomimo tego jak wyglądali. Po dwóch godzinach wreszcie bójka się skończyła sukcesem dla Lucyfera, a dla nich porażką. Po walce z nimi poszedł usiąść na pobliskiej ławce i się ogarnąć przed powrotem do mnie. Harleyowcy odjechali na swoich motorach, a do niego dosiadła się jakaś laska. Nie zauważył jej, bo ogarniał twarz z tej całej krwi, która się lała z ran.
- Pomóc Ci? - Zapytała kobieta, która siedziała obok niego.
- Dam radę. - Dalej wycierał twarz chusteczką. - Ale dzięki za pomoc. I przejdźmy na Ty. Lucyfer Morningstar jestem, a ty jak się piękna nazywasz?
- Dziękuję, Felicja jestem.
- Bardzo ładne imię jak na kobietę z korzeniami pewnie islandzkimi. - Zaczął wracać do gry. - Powiedz mi jakie jest twoje najskrytsze pragnienie Felicjo?
- Żebym nie musiała pomagać rodzicom w spłatach ich kredytów i żeby wujek dał mi spokój. - Odparła Felicja.
- Ohhhh, a powiedz mi ile potrzebujesz pieniędzy na spłatę kredytów? - Dalej na nią tak działał.
- C-co? Nie, nie potrzebuje nic. - Upierała się, ale Luci chciał dla niej jak najlepiej.
- Chce ci pomóc wyjść na prostą, poza tym. - Wyjął z kieszeni blik banknotów, których suma wynosi 5 mln. Dał je kobiecie. - Trzymaj je i spłać kredyt oraz znajdź sobie piękne mieszkanie z dala od wujka, który ci nie daje spokoju. - Wyszeptał jej do ucha.
- Ummm. - Mocno się zarumieniła i przy okazji zrobiło jej się mokro. - A-ale nie mogę..
- Możesz, zaufaj mi a nie pożałujesz. Poza tym i tak mam sporo kasy, że nie jeden człowiek by sobie na nią pozwolił.
- No ale..ja cie w sumie nie znam, tylko trochę kojarzę twarz, a poza tym co jak rodzice mnie zapytają skąd je mam?
- Spokojnie, powiedz im że dostałaś je od starego znajomego, który pomógł ci wyjść na prostą.
- No ale...
- Chcesz im pomóc prawda? - Zapytał, dalej patrząc w jej oczy.
- No tak ale..
- Może poszedłbym z tobą do twoich rodziców i opowiedział o tym, że spotkałaś mnie jako tego starego znajomego bądź też celebrytę który postanowił ci pomóc. - Myślał cały czas o mnie.
- Mmm nie, myślę, że tak by było jeszcze gorzej.
- No tak, ale nie łatwiej by było powiedzieć, że wygrałaś na loterii? - Zapytał, mając nadzieję że to pomoże.
- Skoro tak bardzo Ci zależy żeby mi je dać to coś wymyślę. - Odparła kobieta.
- Dobrze, ale gdyby coś nie pykło to napisz a ja z chęcią obymślę kolejny pomysł na wyjaśnienie sprawy z tą forsą.
- Too dasz mi swój numer? - Zapytała Felicja czekając aż jej podam swój numer telefonu.
- Oczywiście. - Zaczął jej dyktować swój numer, a ona go zapisywała.
- Dzięki hehh a masz teraz czas albo kiedy indziej?
- Mam go dużo czyli praktycznie dwa tygodnie, a na co mam czas? - Zapytał, bo do końca nie wiedział o co jej może chodzić.
- No boo moglibyśmy się gdzieś spotkać.
- Jak na kawę to nie ma problemu. - Odparł, ale coś poczułe że ktoś mu dyszy w kark. Poczuł zapach męskich perfum.
- Ohh ummm dzień dobry? - Powiedziała Felicja patrząc na mężczyznę, który był za Lucyferem.
- Dzień dobry. - Luci odwrócił się i dostał w ryj. - A to za co?!
- Dlaczego pan go uderzył?! - Felicja była w szoku.
- Za to, że kiedyś zaliczył moją żonę! - Mężczyzna był wściekły.
- Ale to było 20 lat temu człowieku. -USA wytarł nos w brudną od krwi chusteczkę. - Poza tym wyglądam gorzej niż po walce z moją przyjaciółką.
- Może być i nawet 30, ale nie daruje ci tego że moja żona non stop gada o tobie jaki ty jesteś lepszy w łóżku itd. - Facet ewidentnie chciał, aby go diabeł uderzył i tak też zrobił.
- Bardzo mi miło, że tak o mnie twoja własna żona mówi, ale muszę ci oddać. - Niczym sarenka na sterydach Lucyfer wskoczył na niego i zaczął się z nim bić.
- Lucyfer przestań proszę! Nie bijcie się! - Nalegała Felicja, która to wszystko widziała.
- I tak gorzej wyglądam od ciebie, więc ci odpuszczę ale pamiętaj jedno, że jeżeli jeszcze raz do mnie podejdziesz i mnie uderzysz to wiedz, że wtedy cię własna żona nie pozna. - Zagroził mu.
- Dobra, ale i tak mam swoich ludzi którzy mogą cię zniszczyć. - Koleś wstał i sobie poszedł w nieznanym kierunku.
- Trzymaj, może ci jakoś pomogę. - Sięgnęła po chusteczki i mu je dała. -  Dlaczego wszyscy cię biją?
- Dziękuje. - Wziął chusteczki i zaczął się ogarniać. - Niektórzy mnie wręcz uwielbiają za to kim jestem, a niektórzy nie i naprawdę chciałbym ci powiedzieć prawdę kim jestem, ale nie wiem jak to odbierzesz.
- No jesteś celebrytą.
- To też, ale jestem Archaniołem, ale bardziej jestem diabłem. - W głowie miał już przeróżne pytania ten temat.
- Nie uderzył cię ktoś w głowę? Haha przepraszam, lepiej wracajmy do domu bo znowu oberwiesz od kogoś.
- Nie, nikt mnie nie uderzył. Do domu? W sensie ja mam iść z tobą? - Poprawił marynarkę.
- Znaczy ty do siebie hahaha tak bardzo Ci się spodobałam?
- Spodobałaś mi się, ale jestem już dawno zajęty poza tym ja nigdy nie kłamię. - Musiał pokazać jej swoje białe skrzydła.
- C-co? Zajet...czym ty jesteś?!
- Tak jak mówiłem jestem archaniołem, ale bardziej przepadam za bycie diabłem. - Uśmiechnął się w jej stronę.
- Przepraszam ale..muszę iść.
- Dobrze i do zobaczenia kiedyś. - Schował skrzydła i zaczął wracać do hotelu.
Pod hotelem zostałem schwytany przez paparazzi, którzy nie dawali mu spokoju wejść do środka budynku. No, ale mu się to nie udało i Michael go obezwładnił i wpakował do auta, w ten sposób kolejny raz się pod niego podszył. Ja nie wiedziałam o tym, więc sobie spałam jak zawsze. Gdy już Michael był praktycznie pod samym pokojem to postanowił się uspokoić i z uśmiechem na twarzy wejść do środka. Pierwsze co zrobił to poszedł do mnie. Zarumieniłem się widząc mnie w słodkiej pozycji, ale dał mi delikatnego buziaka w usta. Przed długi czas to Michael był ze mną w pokoju, a nie Lucyfer.
- Mmm. - Troszkę się powierciłam aż się przebudziłam ze szczypiącymi oczami.
- Dzień dobry moja koalo. - Siedział na brzegu łóżka, delikatnie miziając mnie po nodze.
- Mrrrr. - Przetarłam oczy. - Gdzie byłeś?
- Byłem karać grzeszników gdy ty sobie słodko spałaś.
- Mmmmm....
- Mmmrrrr, a poza tym strasznie cię kocham. - Zbliżył się do mnie i moich słodkich usteczek.
- Emmm. - Mocno się odchyliłam. - Zapomniałeś?
- Tak, rozumiem wyglądam jak wyglądam, ale zaraz się ogarnę. - Wrócił z powrotem do pozycji siedzącej.
Zaczęłam przeglądać telefon.
- Zaraz wrócę brzoskwinko. - Wstał i poszedł do łazienki się ogarnąć.
- Eehh..
Chwilę później. Ogarnięty i umyty wrócił do mnie. Położył się tuż obok mnie i zastanawiał się o czym mógłby zapomnieć.
- Ile chcesz tu zostać? - Zapytałam go.
- Tydzień chce zostać kochanie, a jesteśmy już tu 5 lub 6 dzień.
- Ooo czyli już nie 2 tygodnie?
- Tak misia, już nie 2 tygdonie. - Odparł, dalej mnie miziając po nodze.
- A dlaczego?
- Mógłbym przedłużyć o 5 dni, bo w sumie nic nie zwiedziliśmy, a bardzo bym tego chciał.
- Mi już tam bez różnicy i tak robię to co w domu. A nasze kotki i Trixie są pod czyjaś opieką?
- Są pod opieką Ewy i Elli na zmianę z moją mamą.
- Ale to nie zmienia faktu, że robie to samo co w domu. Zresztą ty też.
- No tak masz rację kochanie, ale zawsze możemy nie wiem pójść w miasto na zakupy po prezent dla Trix, albo też dla naszych kociaków.
- Na zakupy też możemy pójść..zawsze.
- Albo też możemy no nie wiem o już mam. Zawsze możemy urozmaicić nasze cudowne leniuchiwanie przeróżnymi grami, które no cóż mamy w domu. - Wymruczał. - No i te gry są z dodatkiem pikanterii jak i również innych cudownych rzeczy.
- Uhh...Lucyfer! Sam mówisz, że one są w domu.
- No, ale jedną sztukę wziąłem ze sobą. - Dalej mruczał.
- Ehhh. - Próbowałam oddychać i się uspokoić. - Jutro chce wracać do domu.
- No dobrze, to jutro wrócimy do domu.
Wzięłam telefon i próbowałam oglądać coś żeby się uspokoić, ale dodatkowo było mi gorąco co mnie jeszcze bardziej wkurwiło i jeszcze cholerne włosy.
- Skarbie, spokojnie nie denerwuj się. - Probował mnie uspokoić.
- Nawet nie próbuj. Dobrze wiesz jak nienawidzę jak ktoś dotyka moich rzeczy i robi nie po mojemu, a nie wiem co one tam robią, więc módl się żebym nie była jeszcze bardziej wściekła jak wrócimy do domu.
- Spokojnie, twój pokój jest zamknięty na klucz więc zadbałem o bezpieczeństwo twoich rzeczy.
- Nie tylko w tym pokoju są moje rzeczy. I ustawione tak jak JA chce.
- Kochanie spokojnie. Twoje rzeczy są nietknięte, zaufaj mi.
- Mam nadzieję.
- I miej, bo jutro popołudniu wracamy do domu oraz polecimy moim prywatnym odrzutowcem, więc nie będzie tam grzeszników.
- Dlaczego nazywasz tak wszystkich ludzi? I dlaczego ich karzesz teraz?
- Bo tak mi się jakoś przyjęło, że ich nazywam grzeszników. No, ale tylko gang harleyowców ukarałem, bo się zaczęli do mnie pruć. - Patrzył w sufit. - No i wszyscy mieli ukryte grzechy przez, które by dostali karę śmierci w czasach średniowiecza.
- Lucyfer przestań, przecież zabijasz ich cały czas. Poza tym do tego zostało stworzone piekło. Masz ich karać po śmierci, a nie jeszcze za życia. Tak tęsknisz za piekłem? Zresztą pewnie nawet nie jesteś diabłem.
- Po pierwsze już nie będę zabijał ich za życia. Po drugie nie tęsknie za piekłem, więc mogę zrezygnować całkowicie z zabijania ich za życia. Poza tym jestem diabłem. - Patrzył na mnie czerwonymi oczami, będąc już w diabelskiej formie.
- A zachowujesz się jak jakieś dziecko w halloween. Jak tak sobie nie radzisz w związku to mogę cię zostawić i wrócisz do swojego poprzedniego, beztroskiego życia z dużą ilością kobiet i alkoholu. Może tylko tak potrafisz być Lucyferem.
- Ja cię kocham i z żadną inną kobietą nie miałem tak zajebiście dobrej relacji w związku jak z tobą. - Był już w formie ludzkiej, a łzy same leciały mu po policzkach. - Nie potrzebuje alkoholu i dużej ilości kobiet by ci pokazać, że jestem twoim Lucyferem. Nicole, ja naprawdę cię kocham i nie chcę wracać do poprzedniego życia, bo z tobą jest mi strasznie dobrze. - Dalej mu łzy leciały. - I to ciebie pokochałem i kochać będę aż po wieczność. No i to z tobą chce się ożenić i mieć przecudownie szczęśliwą rodzinę w której ja i ty jesteśmy rodzicami i mamy wspaniałe dzieci. Z nikim innym oprócz ciebie nie chcę się żenić, bo to Ty jesteś moją sexi królową piekła z najpiękniejszym, najcudowniejszym i najseksowniejszym ciałkiem, które kocham cały czas. I to się nigdy, przenigdy nie zmieni, bo tylko i wyłącznie ciebie kocham moja sexi pani Morningstar.
- No i? Mam dość tego, że ciągle muszę się martwić z kim tak naprawdę jestem, albo jestem z Lucyferem albo z nikim.
- Jesteś z Lucyferem i to się naprawdę nigdy nie zmieni.
- A jakbym ja tak nagle wyszła z domu bez słowa?
- To bym cię szukał i próbował odzyskać, bo strasznie mi na tobie zależy.
- Ehhhh! Chodzi mi o to, że ty tak ciągle robisz!
- Przecież ci napisałem kartkę, że poszedłem na miasto postraszyć ich, ale jej nie zobaczyłaś. Poza tym przemyślałem to wszystko i stwierdziłem, że nigdy nie będę wychodził z domu bez słowa jak i również wszystko co z tym związane.
- I nie zachowujesz się jak ty! Serio? Kartka?!
- Bo to ja Michael, a Lucyfer został związany w jakimś opuszczonym magazynie. Poza tym powiedział przez zataśmowane usta, że cię kocha. - Wstał i chodził po pokoju. - I to ja go związałem, bo tylko się plątał mi pod nogami jak jakiś idiota.
- Możesz przestać?! Naprawdę mam cię już dosyć! - Odwróciłam się w jego stronę plecami, dalej będąc wściekła.
Przez długi czas siedziałam w milczeniu, więc ciąg dalszy w kolejnym rozdziale.

Moonstar part.5 [ ZAKOŃCZONA ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz