-Nie!! nie!! - znów ten sam koszmar wyrwał mnie ze snu, usiadłam spocona z szybko bijącym sercem, na swojej ręce poczułam ciepłą dłoń, spojrzałam w tamta stronę i spotkałam się z zatroskanym wzrokiem Fabia.
-To tylko zły sen, uspokój się, oddychaj- spuściłam wzrok i starłam zabłąkane łzy, serce nadal waliło mi jak szalone. Ten koszmar był taki realistyczny. Postać ukryta w cieniu powtarzała "idę po ciebie" słyszałam jeszcze jego obleśne rechotanie długo po przebudzeniu. Nie potrafiłam spojrzeć na Fabia, było mi wstyd za wczorajsze zachowanie, miałam okropnego kaca, bolała mnie głowa, było mi nie dobrze.
-Co ci się śniło? - zapytał z nutą troski w głosie.
-To co zwykle, czasem myślę, że się przyzwyczaiłam, ale za każdym razem wywołują u mnie atak paniki, nie mów Rafaelowi, okłamałam go że już dawno się skończyły.
-Nie potrzebnie, na pewno zrobił by wszystko żeby się skończyły.
- Skończą się kiedy ten potwór który odebrał mi rodziców zdechnie!- chyba wywołałam zaskoczenie u Fabio, przyglądał mi się oceniająco, zaczął mnie denerwować. Zamknęłam oczy, to był błąd, mdłości się nasiliły, rzuciłam się pędem do łazienki, zwróciłam całą zawartość żołądka. Podniosłam się z podłogi i opukałam usta i twarz. Wyszłam z łazienki , zastałam Fabia rozwalonego na moim łóżku.
-Jeśli wyglądam jak się czuje, to błagam nie patrz na mnie. Przepraszam
-Za co? -zapytał zdziwiony
-Za to że nie dałam się poznać od tej lepszej strony, zawładnęło nam kompletne szaleństwo, przeczytałam list od rodziców i chciałam wam zrobić na złość. Tylko, że wymknęło mi się wszystko spod kontroli. Zrozumiem jeśli odwidzi ci się taka narzeczona. - przygryzłam dolną wargę. Fabio wstał z łóżka i podszedł do mnie żeby spojrzeć mu w oczy musiałam zadrzeć głowę do góry był odemnie wyższy jakieś 40 cm. Pocałował mnie w czoło i się uśmiechnął po czym powiedział
-Nie mogła byś mi się odwidzieć, bo kiedy tylko zamknę oczy widzę twoją twarz, każdy z nas ma swoje szaleństwo. - puścił mi oczko i wyszedł zostawiając mnie zdumioną.
-Co to było? - wymamrotałam pod nosem, spojrzałam na zegarek została mi godzina do śniadania, więc postanowiłam doprowadzić swoją osobę do porządku. Wzięłam gorący prysznic, wysuszyłam włosy, owinięta w ręcznik poszłam do garderoby, dopiero teraz zauważyłam jakie moje ubrania były smutne, czerń, szarość. Zabrałam z wieszaków wszystkie te smutne rzeczy i rzuciłam je na środek pokoju, z walizki upchanej pod szafą wyciągnęłam wszystko co miało kolor. Porozwieszałam wszystko i odetchnęłam, poczułam się lepiej. Musiałam skończyć z żałobą, bo mnie niszczyła. Wraz z walizką wysunęło się pudełko, biała sukienka poplamiona krwią rodziców, nie pozwoliłam jej wyrzucić i może to był błąd. Zawsze z tyłu głowy wiedziałam, że tam jest i się tym katowałam. Chwyciłam pudło i z bijącym jak szalone sercem otworzyłam je. Była tam, ta przeklęta rzecz trzymająca mnie w zawieszeniu między tamtym dniem aż po dzisiejszy dzień. Czas najwyższy by zatrzeć ślady z tamtego dnia . Wyciągnęłam ją z pudełka i wyszłam na balkon w moim pokoju, wrzuciłam ją do kosza na śmieci, który tam stał, wróciłam po zapalniczkę i podpaliłam, zajęła się ogniem a ja poczułam, że z mojego serca spada olbrzymi kamień. Do sypialni wpadł zaniepokojony Carlo, musiał zauważyć dym.
- Spokojnie, to kontrolowany pożar. Widzisz płonie moja przeszłość, a ja mogę znów oddychać.
-Czas najwyższy, wszyscy zaczęliśmy przez ciebie bzikować.
-Carlo, to najdłuższe zdanie jakie od ciebie usłyszałam, jestem z ciebie dumna.
-Zabawne, naprawdę, ubaw po pachy, ale radził bym ci się ubrać, bo świecisz tyłkiem przed chłopakami. - obejrzałam się przez ramię, trzech ludzi mojego brata gapiło się na mnie.