Elena:
Kiedy dojechali do nas Rafael i Lena byłam w szoku. Mój brat wydawał się zwyczajnie szczęśliwy. Jego twarde spojrzenie miękło kiedy tylko patrzył na kobietę która teraz siedziała ze mna na tarasie i popijała lemoniadę.
-Lena! - dziewczyna najwyraźniej całkowicie odleciała, po jej uśmiechu domyśliłam się o czym myślała.
-Przepraszam, zamyśliłam się, co mówiłaś?
-Mówiłam że chce wiedzieć co zrobiłaś z moim bratem?
-Ja? Zupełnie nic, powiedziałam mu tylko że jedynie jak chce mi pomóc to niech zrobi coś żebym przestała go kochać. - zaśmiałam się za co Lena skarciła mnie wzrokiem, nie śmiałam się z tego co mu powiedziała bo dobrze zrobiła bo to zadziałało. I chociaż Rafael bawił się z Leo to ciągle kukał w stronę mojej towarzyszki.
-Wybacz, ale wyobraziłam sobie tylko jego minę. A co on odpowiedział?
-Powiedział że nie chce żebym przestała go kochać, tylko mam go nauczyć kochać mnie. - byłam podekscytowana mój brat w końcu się otworzył i dał swoje serce Lenie. Z daleka można było zauważyć że Raf stał się bardziej rozluźniony, nigdy tyle się nie śmiał jak teraz. Miałam ochotę ozłocić ta kobietę za to że postawiła go pod ścianą i siłą wydarła mrok z jego duszy. .
-Kochanie? - Ależ ten człowiek był uparty, jak tylko spuściłam go z oczu uciekał z łóżka jak mały chłopiec. Chciał wyjść z kliniki ok, ale warunkiem było to że ma leżeć i odpoczywać. Wytrzymał dwie godziny normalnie zuch chłopak. Odwróciłam się przez ramię i spojrzałam w zielone oczy.
-Miałeś leżeć. Jesteś uparty jak osioł.
-Nie dręcz mnie jak poleżę jeszcze chwile to zwarjuje. Potrzebuje powietrza. A co się stało Rafaelowi? - spojrzałam w stronę mojego brata w jego stronę szła właśnie Lena, a uśmiech jaki posłał jej mój brat rozjaśnił jego oczy pełnym niczym niezmąconym szczęściem. Pasowali do siebie.
-Miłość - powiedziałam tylko nic więcej nie musiałam mówić, Fabio usiadł obok mnie i złapał moja dłoń gładząc ją kciukiem. Szykował się by mi coś powiedzieć.
-Po prostu to powiedz
-Sprzedam wszystkie domy publiczne, ale najpierw muszę znaleść coś dziewczyną. Nie mogę zostawić ich bez pracy i pomocy. - Przełknęłam to już nie wydawało się takie ważne, byłam pewna że Fabio nie korzysta z dobrodziejstw tych miejsc. Rozmawiałam z Arthurem i wiem że tylko tamten jeden burdel przysparza im problemów. Nie mogłam być zła wiedziałam z kim się wiąże mogłam się domyślić że takie miejsca należą do Famigli czyli do mojego męża.
-Nie rób tego, zrób pożądek z tym jednym konkretnym, nie zniosę myśli że odbywa się tam handel żywym towarem.
-Jesteś pewna? - czy byłam pewna NIE, ale zachowałam się dziecinnie wywierając na nim presje, grożąc odejściem, bo tak naprawdę nigdy bym nie odeszła. Fabio był dla mnie całym życiem, powietrzem, miłością. I wszystkie nieszczęścia tylko nas wzmocniły. Kiedy ta chora wariatka go postrzeliła ja naprawdę umarłam i tylko to że mnie naćpali (swoją drogą pożałują tego :)) udało mi się przetrwać. Oczywiście wielkim wsparciem była Clara i jej mąż. A potem Rafael i Lena. Codziennie dzwonili też Marcello i Dario ze swoimi kobietami odrywając mnie od myślenia o tym wszystkim.
-Nie. Ale skoro tych dziewczyn nikt nie zmusza do robienia tego to kim ja jestem żeby zabierać im pracę jakaby nie była. Mam jednak warunek chciałabym się z nimi spotkac i porozmawiać. - musiałam się upewnić że te dziewczyny są naprawdę bezpieczne i nie grozi im nic.