rozdział 25

28 4 0
                                    

Elena:

Z ulgą patrzyłam na to jak Marcello dochodzi do siebie, chociaż nadal nie rozmawiał z Olivią, to wiedziałam że będzie dobrze. Zostało urażone jego ego które swoją drogą miał ogromne. Siedziałam na tarasie i przyglądałam się jak Marcello bawi się z Polą, do tej pory rzadko mu się to zdarzało miał wiele na głowie ale powiedział mi ostatnio że teraz będzie najlepszym ojcem jakiego Pola mogła sobie tylko wymarzyć. Uśmiechnęłam się kiedy Pola kolejny raz wybuchła śmiechem. Spojrzałam na Leonardo śpiącego w wózku obok mnie i pomyślałam czy Fabo też będzie spędzał z nim czas na beztroskiej zabawie jak narazie ciągle był zajęty, wychodził rano wracał wieczorem zmęczony. Nie mogłam liczyć nawe na seks, którego mi brakowało a jak zaczynałam co kolwiek zostawałam odprawiana z kwitkiem. I tak od dwóch tygodni. Zaczynało mnie to drażnić, a jak mu o tym wspomniałam usłyszałam tylko że przesadzam. Od tygodnia chodził nabuzowany jak armata, ale oczywiście jak chciałam porozmawiać to skończyło się kłótnią o jakąś pierdołę. Nic mi nie mówił. Hałas na podjeździe odwrócił moją uwagę od myśli. Na podjazd wjechały cztery czarne Suv'y z każdego wysiadło czterech ludzi. Wielkich jak ogry, ale uwagę przykuł jeden z nich niższy niż pozostali ale także dobrze zbudowany, włosy o kolorze mlecznej czekolady rozwiewał wiatr, spojrzał w moją stronę i uśmiechnął sie szeroko. O kurczaczki co za przystojniak. Wstałam z krzesła i z Leo w wózku postanowiłam przywitać naszych gości, dołączył do mnie Marcello. 

-Dzień dobry z kim mamy przyjemność? - patrzyłam w oczy mężczyzny dość nie ufnie, nigdy go nie widziałam ale kogoś mi przypominał

-Ivan Woronow, a pani to zapewne Elena 

-Tak Elena Grasso, narzeczona Fabio. Zapewne przyjechał pan odwiedzić siostry- Marcello stał za mną i wyczówałam jak się spina. -Tak to przedewszystkim ale mam interesy do załatwienia z Donem. - No i wszystko się wyjaśniło dlaczego Fabio chodził taki wkurwiony, stary Woronow napsuł mu krwi, ale młody też mógł namieszać, ale nie miałam zamiaru się wtrącać przynajmniej dopóki Ivan był grzeczny. 

-Więc zapraszamy w nasze skromne progi - kiedy to powiedziałam drzwi otworzyły się z impetem i wybiegła z nich Raisa wpadając w ramiona brata. Zauważyłam że w oczach mężczyzny zaświeciły się wesołe iskierki, kochał siostry, tego byłam pewna. 

-Ivan jak dobrze cię widzieć, Lena bardzo się ucieszy - szczebiotała Raisa, a Ivan uśmiechał się do niej z miłością. 

-Chodźmy do domu Fabio i Lena dołączą za jakąś chwilę - powiedział sztywno Marcello i z córką na rękach pierwszy udał się do domu. Jeden z ludzi Ivana pomógł wnieść mi wózek po schodach i wrócił na dwór. Zaprowadziłam naszych gości do salonu gdzie podano nam kawę. Po chwili zjawił się Rafael i Lena. Oboje z Ivanem byli bardzo do siebie podobni. 

-Jesteście bliźniakami? - zapytałam 

-Tak, fajnie mieć brata bliźniaka, zwłaszcza że rozumiemy się bez słów i zawsze wiemy które czegoś potrzebuje, to taka jakby telepatia, prawda Ivan? - Prawda - potwierdził mężczyzna, a ja poczułam jak moje gardło ściska żal, znów myślałam o Isabell czy też by miała taki kontakt z Leonardo gdyby żyła. Niechciane łzy opuściły oczy. 

-Przepraszam muszę wyjść. Marcello zajmij się Leo. - Wybiegłam z salonu do ogrodu połykając łzy czy ja już zawsze kiedy będę widzieć bliźnięta będę tak reagować, może to za wcześnie może potrzebuje więcej czasu by to przeboleć, ale teraz czułam się jakby została zabrana część mnie. Smutek udeżył ogromną falą, poddałam się rozpaczy, padłam na kolana zawodząc jak zranione zwierzę złapane w sidła. Dlaczego Bóg odebrał mi moją Isabell?!

-Elena? - Czułam obecność Fabio za swoimi plecami, ale nie mogłam nic powiedzieć rozpacz jaką czułam była ogromna, poczułam dłoń Fabio na plecach, gładził je delikatnie przynosząc odrobinę ukojenia. 

wszystkie nieszczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz