rozdział 26

24 5 0
                                    

Fabio:

Woronow wyjechał a ze mnie zeszło ciśnienie, zawarliśmy umowy na dostawy broni i narkotyków. Obyło się bez większych komplikacji. Oprócz tego że Pola o mało nie utonęła, basen został zabezpieczony tak jak obiecałem Marcello i Olivia nieodstępowali córki nawet na krok. Nie byłem tym specjalnie ździwiony. Zadzwoniłem do Lorenzo musiałem z nim omówić terminy dostaw i ochrony. Zanim wyszedłem do clubu musiałem zamienić kilka słów z Marcello. Czekałem na niego w gabinecie. 

-O czym chcesz rozmawiać? - zapytał wchodząc do gabinetu

-Siadaj. Daje ci dwa tygodnie na to żebyś zajął się swoją rodziną, czas najwyższy żebyś w końcu porozmawiał z Olivią. Wykończy się. Przyjżałeś się jej jak wygląda jak swój cień i z tego co zauważyłem prawie nie je i płacze po kontach. 

-Zauważyłem i martwi mnie to tak samo jak wszystkich, ale kurwa jak mam to zrobić? 

-Wyjedźcie do dziadka na jego ranczo staruszek się ucieszy. - zaproponowałem

-Może masz rację, a co z ojcem? - spiąłem się na wzmiankę o naszym ojcu, Luca poinformował mnie że już więcej nam nie zaszkodzi, bałem się zapytać co mu zrobili. Wolałem nie myśleć o tym. 

-Już nie będzie sprawiał problemów tyle wiem i to mi wystarczy- oznajmiłem bratu jego twarz nie wyrażała nic, oczy także. Fakt że ojciec namieszał i okazał się skurwielem i co kolwiek mu zrobiono zasłużył. 

-Dobra, to mi wystarczy, chętnie też pogadam z Lucą. 

-Cieszę się. Ja sie zbieram umówiłem się z Lorenzo mamy kilka spraw do obgadania. A ty zadzwoń do dziadka i obgadajcie warunki waszego wyjazdu. Marcello wszystko się ułoży. 

- Mam taką nadzieję - wyszedłem z gabinetu zadowolony że mamy jeden problem z głowy. Wsiadłem do auta gdzie za kierownicą czekał Mariano. 

Wszedłem do clubu i to co zobaczyłem podniosło mi ciśnienie. Lorenzo i Rafael wyglądali jakby zderzyli się z ciężarówką a mój bar wyglądał jakby przeszło tornado.

-Do mojego biura!! Obaj!! - wrzasłem Lorenzo ledwo się podniósł a Rafael ciężko oddychał, nie czekałem na nich tylko weszłem do biura na piętrze czekając na tych debili. Kiedy weszli od razu wysyczałem wściekły

-Co to było?!! Zdemolowaliście pół baru kretyni!!!

-Mógł mnie nie prowokować. - Rafael burknął pod nosem, nie rozumiałem co się z nim dzieję był spięty i wkurwiony. Lorenzo opadł ciężko na sofę i powiedział coś co dało mi do myślenia. 

-Możesz wyjaśnić o czym mówi Lorenzo? - Mina Rafaela mnie rozbawiła 

-Gada głupoty jak zawsze, nic mnie nie łączy z Leną i nie będzie łączyć. Miałem chujowy dzień a Lorenzo źle trafił tyle.- Wkurw na nowo toczył się w moich żyłach, zjebałem go za to że rozpierdolił pól baru i kazałem spotkać z Lili, ale to co potem powiedział mój przyjaciel zaskoczyło mnie. 

-Mam to gdzieś Lena jeszcze dzisiaj wypierdala z mojego domu, zrób z nią co chcesz, moja siostra będzie zadowolona jak ta mała zniknie. - Niestety mój przyjaciel sie przeliczył nie miałem zamiaru ryzykować wojny z Bracią tylko dla tego że miał problem. 

-Nic nie zrobisz ona zostaje u ciebie, nie zaryzykuje wojny z Bracią tylko dlatego że kutas ci staje jak ją widzisz!! A ty sobie z tym nie radzisz!! - wiem że go wkurwiłem jeszcze bardziej , ale wojna z ruskami była ostatnim na co miałem ochotę i Rafael mógł się wkurzać ile wlezie tak jak powiedziałem on ma zapewnić jej bezpieczeństwo i chuj mnie obchodziło co zrobi ale ta mała miała być bezpieczna. 

-Ta mała wlazła w jego głowę i nie chce wyjść dlatego się wścieka - powiedział Lorenzo kiedy wściekły Rafael opuścił biuro. 

-I to mnie martwi, Elena na to nie pozwoli nie pała sympatią do tej dziewczyny. Kiedy tylko są obok siebie lecą iskry. 

-No to ma kuzynek problem - Lorenzo zaśmiał się ale po chwili skrzywił się. Rafael obił mu konkretnie gębę. 

-Przejdę do rzeczy, bo widzę że najchętniej wrócił byś do domu. No więc zawarłem umowę z Ruskimi będą nam dostarczać broń i prochy wezwałem cię tu bo ty się tym zajmiesz. 

-Jezu czemu akurat z ruskimi , nie cierpie tych chuji. Ale jak szef każe to co mogę. 

-Właśnie. Zadzwonisz do nich i ustalisz termin pierwszej dostawy. Lorenzo bez żadnych numerów. 

-Jasne, szefie. A teraz wybacz jadę do domu lizać swoje rany, moja żona mnie zabije jak mnie zobaczy - Lorenzo westchnął a ja się zaśmiałem. Jego żona była gorsza od Eleny podejrzewam że Rafael pożałuje że tknął śliczną buźkę Lorenzo. Po spotkaniu zeszłem do baru żeby się napić, obsługa ogarnęła bajzel który zostawili kuzyni i club zaczał się wypełniać ludźmi. Najchętniej wrócił bym do domu ale w piwnicy pod clubem czekał ktoś kto wisiał mi kupę kasy czego kurwa bardzo nie lubiłem, czekałem jeszcze na Dario to on był od brudnej roboty. 

- Jestem braciszku, a co ty taki wkurwiony? 

- Mamy problem z Leną i Rafaelem- powiedziałem co ździwiło mojego młodszego brata

-To znaczy? 

-To że Ta mała zaczęła wywoływać w nim jakieś emocje a on przez to świruje. Dzisiaj pobił Lorenzo, Lili mu nie wystarczyła. 

-Ja pierdole, Raisa ostrzegała Lenę ale z tego co mówisz to nie dotarło do Leny, zaczekajmy sytuacja sama się rozwiąże jak Rafael sie wkurwi to Lenka będzie wiać i odechce jej się wszystkiego. 

-Masz rację to nie nasz problem, a teraz chodźmy pogadać z naszym gościem. - obaj zeszliśmy do podziemi kiedy Adamo nas zobaczył w jego oczach rozbłysł strach który poczułem. 

-Powiedz Adamo czy ja mówię nie wyraźnie a może ty nie rozumiesz co do ciebie mówię?

-Don Fabiano przysięgam spłacę co do grosza, przysięgam! - Dario wyprowadził cios łamiąc szczękę i nos Adamo, to już drugi raz jak tu się znalazł wiedział co się stanie jak nie spłaci długu nie będzie kolejnych szans bo to zdecydowanie już za długo trwa. 

-W dupie mam twoje przysięgi za pierwszym razem też pierdoliłeś to samo ale to już koniec, Dario wiesz co masz robić, a potem posprzątajcie. Aha dług spłaci jego dziewczyna też wiesz co masz z tym zrobić. Wracam do domu. 

-No to Adamo zabawimy się trochę - usłyszałem jak brat mówi do tego debila a ten jęczy jak pizda. Dostał szansę i jej nie wykorzystał mówi się trudno. w clubie było tyle ludzi że nie można było wcisnąć szpilki ale to dobrze ten club to moje dziecko i to legalne a zyski z niego były ogromne. Zmęczony wsiadłem do auta i pojechałem do domu a tu czekała mnie zapewne konfrontacja z Eleną. Obiecałem jej jak z Ruskimi wszystko się uda to porozmawiamy będzie trudno ale musieliśmy w końcu dojść do porozumienia bo oboje byliśmy zmęczenie wiecznymi kłótniami. kochałem ją i zamierzałem się jej oświadczyć, ale najpierw trzeba było się pogodzić. 

wszystkie nieszczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz