rozdział 34

23 3 0
                                    

Fabio:

Po powrocie do domu było kilka spraw do nadrobienia i to takich naprawdę ważnych. Pierwsza to sprawa z Caroliną musieliśmy znaleść ludzi z którymi współpracowała. Z tego co do tej pory ustaliliśmy to to że jedną z osób był Vlad Woronow, którego zabiła Lena, ale naiwne by było wierzyć w to że było ich tylko dwoje. Postanowiliśmy też, że Eduardo zajmię się rzeźnikami z kliniki w której Elena rodziła bliźniaki. Sprowadziliśmy do domu tak że naszą córkę która teraz spoczywała w rodzinnym grobowcu. Problemy nigdy się nie kończą. Marcello doszedł do pewnych informacji i to nie do końca mi się podobało, bo będziemy musieli zostać na Sycyli a w palnach mieliśmy wyjazd na ranczo mojego dziadka. Okazało się że ta mała suka Carolina wcisnęła nam kit z tym że została sprzedana odegrała rolę życia by tylko wkraść się w łaski Eleny, ale ja mam nosa do ludzi i od razu zauważyłem że coś zwyczajnie kręci. Zastanaiam się jeszcze nad tym co ona robiła  tamtym burdelu bo jak teraz o tym myślę to dochodzę że pomagała ojcu tylko w czym? Teraz to najmniejszy problem. 

-Masz coś?

-Prześwietlam ludzi którzy mieli coś wspólnego ze starym Grasso, myślę że powinniśmy skontaktować się z Ivanem, większość z nich to Ruski. Może Woronow będzie wiedział więcej. A narazie powinniśmy zająć się tą włoską częścią. Jeśli tego nie zrobimy rozlezą się jak robaki i będziemy mieli problem. 

-Zawiadom  Dario, czas się zabawić. - powiedziałem, Marcello zatarł ręce i poszedł po naszego młodszego brata, znają moją reputacje bezlitosnej besti a jednak nadal próbują zaszkodzić, ciekawe co obiecała im Grasso że zgodzili się na taki krok. No cóż przekonamy się jak tylko dorwiemy ludzi z listy. 

-Co mamy? Mam nadzieję że okazję do dobrej zabawy - Dario sam sobie odpowiedział, zaskakiwał mnie zmiana w tym wiecznym małym chłopcu, teraz do tego chłopca juz nie było. Kiedy jeszcze myśleliśmy że Raisa nie żyje Dario ciężko to przeżył, a ten chłopiec znikł i narodził się mężczyzna z mrokiem w duszy. Teraz kiedy ma obok siebie ukochaną ten mrok ukazuje się tylko w tedy kiedy wykonuje nasze zlecenia. I jest w tym kurewsko dobry, nawet nas zaskoczył. 

-Santos, Vitali, Rossini, Capori ci ludzie współpracowali z Caroliną do tego jeszcze kilku ruskich, ale tym zajmie się Ivan, my skupmy się na Włochach. To wojna i powinniśmy skontaktować się z Lucą i dziadkiem. Będzie nam potrzebne wsparcie. Rossini i Vitali to dość znaczące rodziny, ale nadal płotki. - Marcello i Dario pogrążyli się we własnych myślach a ja w tym czasie wezwałm do siebie Arthura. 

-SZefie, co jest?

-Ilu mamy na ten moment ludzi?

-Trzydziestu. 

-Dobrze, dziesięciu od Rafaela. Całkiem sporo ale jeszcze za mało. 

-Czyżby szykowała się nam wojna?

-Trzeba zdeptać robaki zanim się rozlezą - Arthur kiwnął głową na znak że rozumie, podałem mu szczegóły i posłałem po Lucę, miałem mu do przekazania plan, ale nie mogłem zrobić tego przez telefon. Wydałem rozkaz by Dario zaczął tropić ludzi z listy z zastrzeżeniem że mają być żywi przynajmniej narazie. Mieliśmy o tyle przewagę że skurwiele nie wiedzą że Carolina nie żyje, a po drugie nie mają pojęcia że wiemy co zrobili. To będzie ich koniec nie potrzebuje zdrajców, a te rodziny podlegają mnie od kąd dziadek oddał mi w posiadanie całą Sycylie. Teraz musiałem przekonać moją kobietę i kobiety braci że muszą wyjechać. Za chwilę zrobi się gorąco a one będą łatwym celem. W między czasie wysłałem e-mail do Ivana i wyjaśniłem wszystko, obiecał że tym się zajmię i że puszcza Leona na łowy. Po rozmowie ze swoimi ludźmi i braćmi miałem już dość. Luca zapewnił swoją pomoc i poparcie Don Alberto. Zmęczony powlekłem się do sypialni, czekała mnie jeszcze romowa z żoną. Siedziała na łóżku i czytała. Była taka piękna i moja. Byłem prawdziwym szczęściarzem. 

-Nie powinieneś tyle pracować, kiepsko wyglądasz - powiedziała kiedy tylko opadłem na fotel z ciężkim westchnieniem. Oparłem łokcie na kolanach i schowałem twarz w dłoniach. 

-Musicie wyjechać - powiedziałem kiedy tylko byłem w stanie. 

-Żartujesz? Dlaczego?!- Ta kobieta nigdy nie może zrobić nic o co się ją prosi bez zbędnych pytań. 

-Elena jutro ty, Olivia, Raisa i Lena i dzieci opuszcacie wyspę to nie podlega dyskusji! - nie chciałem krzyczeć, ale byłem kurewsko zmęczony, rana po postrzale dawała znać o sobie. Jej spojrzenie wywiercało mi dziurę w głowie, cholernie mnie to irytowało bo miałem wrażenie że czyta w moich myślach. 

-Czy coś nam grozi? Muszę wiedzieć inaczej nie ruszę z tąd tyłka. - Zaplotła ramion na piersiach i wpatrywała się we mnie wyczekująco. 

-Jeśli nie wyjedziecie to tak. Zaczynamy wojnę a wy jesteście naszymi słabościami, i napewne będą chcieli to wykorzystać.  

-Czy to ma związek z Caroliną?

-Niestety tak. - W jej oczach pojawiło się poczucie winy

-To moja wina, byłam naiwna. - westchnęła smutno. 

-Nie, kochanie to nie twoja wina, zapewne wymyśliła by coś innego, musimy pozbyć się jej wpólników nie będziecie tu bezpieczne. - Samotna łza spłynęła po policzku mojej żony, starłem ją kciukiem i mocno przytuliłem. 

-Obiecaj że nic ci się nie stanie, że wam nic się nie stanie, nie zniosę tego. - wyszeptała wtulając się we mnie jeszcze bardziej. Kurwa jak mogłem jej to obiecać tak naprawdę nie mieliśmy pojęcia jakim zapleczem dysponują nasi wrogowie, ale jak tego nie zrobię gotowa będzie zostać. 

-Obiecuję, a ty mi obiecaj że nie odwalicie takiego numeru jak w Polsce.

-Dobrze, ile to wszystko potrwa? 

-Tego nie wiem, bo i Rosja jest w to zamieszana, Ivan i Leon też już działają. Kochanie przysięgam że jak to się skończy spędzimy czas tylko we troje. Nie mogę zdradzić gdzie polecicie, to dla bezpieczeństwa, ale tylko nieliczni wiedzą o tym miejscu. 

-Ufam ci, ale jednocześnie boję się - nie wiedziałem jak mam ją uspokoić, bo sam się bałem  że już jej nie zobaczę, ryzyko zawodowe jak to mówią. Przytuliłem ją ponownie. Kiedy zasnęła poszedłem wziąść prysznic. Wsunąłem się pod kołdrę i wtuliłem w plecy żony. Jej zapach i ciepło otuliły mnie niczym mgła i zasnąłem. 

Ze snu wyrwał mnie telefon, zaspany odebrałem nie patrząc nawet kto dzwoni. 

-Mam jednego, gdzie z nim? - to Dario, skubany skuteczny jest. 

-Do portu - powiedziałem i się rozłączyłem, spojrzałem na godzinę było po szóstej, musiałem obudzić Elenę bo czas gonił, a ona i reszta musiały się spakować. Zadzwoniłem jeszcze do Rafaela, który zameldował że są gotowi i a godzinę dotrą do mojego domu. Podejrzewam że Marcello nie pójdzie tak łatwo z Olivią była uparta gorzej niż moja żona. Ale nawet jeśli będzie się wściekać to dla dzieci zrobi wszystko. Tak samo jak moja żona. Polecą na prywatną wyspę wiemy o niej tylko ja, Marcello i Dario. A jeśli one będą bezpieczne my będziemy mogli się skupić na wykonaniu zadania. 

wszystkie nieszczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz