rozdział 9

40 3 0
                                    

Fabio:

Wiedziałem, że w tym lesie Elena chciała mnie zranić zrobiła to z premedytacją, ale od razu wiedziałem że kłamie jej oczy mówiły że jest zupełnie inaczej, ale jednak zabolało. I Bóg mi światkiem, że miałem ochotę rozryczeć się jak małe dziecko. Kiedy Rafael mi powiedział że Elena uciekła o mało nie zszedłem na zawał, a potem powiedział że: 

-To moja wina, niedosłownie, ale nazwałem ją dziwką- wysapał a mnie w tym momencie zagotowały się wnętrzności. 

-Jakim, kurwa prawem tak do niej powiedziałeś?!! Ona jest pod moją ochroną, co ci strzeliło do głowy!!!?

-Nie wiem, byłem wściekły sam nie wiem na co i na kogo i zobaczyłem jak wygląda kiedy otworzyła mi drzwi, wyżyłem się na niej, a teraz ona nie chce nawet mnie znać. Wszystko niszczę, jestem kompletnym idiotą- wylał cały żal ale moje wkurwienie na niego nie minęło. 


Na dworze szalała burza, moja Elena mogła już być daleko. Kazałem moim ludziom zebrać się w salonie, zarządziłem poszukiwania. Wyszliśmy w las, ale deszcz nie pozwalał nam na szukanie, postanowiliśmy wyruszyć skoro świt. Nie spałem, nie jadłem. Bałem się że już więcej nie zobaczę chabrowych oczu, ani jej uśmiechu, którym rozświetlała moją czarną duszę. chociaż mało prawdopodobne by mogła się przede mną schować.  Pogoda na szczęście się poprawiła, więc mogliśmy jej szukać. Dotarliśmy do ruiny jakieś starej chatki, chociaż moja nadzieja że ją znajdziemy bledła z każdą sekundą. Weszliśmy razem z Marcello do tej śmierdzącej stęchlizną chaty i poczułem perfumy mojej ukochanej albo już zaczynałem mieć urojenia. 

-Kurwa, Marcello powiedz gdzie ona jest?!! - miałem ochotę wyrwać sobie włosy, Marcello chociaż mnie pocieszał na twarzy miał zwątpienie. Nagle usłyszeliśmy jakieś szmery i z szafy wyskoczyła Elena, wrzeszcząc

-Zabierzcie to ze mnie!!! - Podszedłem do niej i zauważyłem, że na jej włosach wspina się mały pajączek, miałem ochotę śmiać się w głos, chyba powinienem być wdzięczny temu stworzeniu bo dzięki niemu mój uparciuch się znalazł. Marcello i ja przyglądaliśmy się dziewczynie. 

-No co  się tak gapicie?! Nienawidzę tych stworzeń! A poza tym nie prosiłam byście mnie szukali! - po tych słowach wyszła z tej cholernej chaty, odniosłem wrażenie, że to pożegnanie. Po tym jak wyszła rzuciła się na Rafaela wygarnęła mu wszystko, uparła się że musi odejść. Zgodziła się wrócić do domu by się spakować, to była moja szansa na zatrzymanie jej. Wsiadła do auta i razem z Arthurem pojechała do domu. Zastałem ją w garderobie pakującą walizkę. 

-Masz zamiar tak stać i się gapić? Co mam ci powiedzieć, że to nieprawda że cię nie kocham- cisnęło mi się gardło, nigdy nie byłem w takiej sytuacji, by błagać kobietę by mnie nie zostawiała, ale wiedziałem że ona jest tą jedyną, nie mogłem jej stracić, a o tej słabości mogła tylko wiedzieć ona. 

-Zostań- tyle zdołałem powiedzieć, jej łzy łamały mi serce.

-Dlaczego? Dlaczego powinnam zostać?- podszedłem do niej i ukucnęłem zmuszając ją by na mnie spojrzała w jej oczach zobaczyłem nadzieję musiałem jej powiedzieć ile dla mnie znaczy.

- Bo cię kocham, bo tylko tobie udało się przebić mur którym się otoczyłem, bo tylko ty sprawiasz że czuje iż żyje. Bez ciebie nic nie ma sensu.- spojrzała na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i powiedziała

-Zostanę- kamień spadł mi z serce, przytuliłem ją i usłyszałem burczenie w brzuchu nas obojga. 

-Powinniśmy coś zjeść oboje.- pociągnęła nosem i skinęła głową, otarliśmy swoje łzy i podałem jej dłoń a ona ją przyjęła. Trzymając się za ręce zeszliśmy do jadalni, pozostali już na nas czekali. 

wszystkie nieszczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz