Rozdział 1.

8.4K 248 20
                                    

Rozglądałam się po lokalu wypatrując znajomej twarzy. Widziałam kilkadziesiąt innych, ale ta jedna, właściwa nie pojawiła się na horyzoncie. Poszukiwałam blondynki o porcelanowej urodzie z niepowtarzalnym spojrzeniem zielonych oczu. Potrzebowałam jej towarzystwa jak spragniony wody. Dwanaście lat przyjaźni uzależniło nas od siebie, a nie widziałyśmy się prawie dwa tygodnie. Dlatego, gdy w głośnikach rozbrzmiało „Fallin" w wykonaniu Alicia'y Keys miałam przed oczami jej śnieżnobiały uśmiech, drobne piegi na jasnej karnacji rozchodzące się po nosie i policzkach oraz blond loki, które nie zawsze dało się ujarzmić. To była jej piosenka, a Meghan Jenson spóźniała się ponad kwadrans.

Nie czekałam z zamówieniem. Moja przyjaciółka miała w zwyczaju pojawiać się po czasie – pytanie tylko brzmiało, jak wiele po czasie?

Sączyłam przy barze kwaśnego drinka, zerkając w kierunku wejścia. Ściany lokalu były przeszklone i tylko delikatnie przyciemnione, więc miałam widok na to, co działo się na zewnątrz. Samochody przemykały jedną z głównych ulic Zachodniego Hollywood. Co kilka minut taksówka lub luksusowe auto zatrzymywało się przy krawężniku, dostarczając kolejnych gości modnemu barowi lub sąsiadującej restauracji z gwiazdką Michelin.

Lubiłam „Noire" za nienachalny klimat lokalu. Wszystko tam miało swój porządek i umiar. Duże okna optycznie powiększały przestrzeń, powodując, że nie czuło się w niej jak w ładnie opakowanym, ale ciasnym pudełku. Zielone rośliny zwisające nad barem zaaranżowanym w czarnej kolorystyce, przełamywały ciemność. Natomiast złote, podświetlane akcenty na nieskazitelnie czystej podłodze dodawały szyku. Wisienkę na torcie stanowiły duże zdjęcia rzymskich posągów, zdobiące ściany.

- Co polecasz? – męski głos, oderwał mój wzrok od jednego z obrazów.

Wyłapałam go spośród gwaru, nie dlatego, że jego właściciel stał obok, ale ze względu na intrygujące brzmienie. Miałam nieodparte wrażenie, że droczył się z rozmówcą. Na początku dotarła do mnie siła niskiego głosu, aczkolwiek mężczyzna mówił spokojnie. Nie śpieszył się z wypowiadaniem kolejnych słów. Brzmiał, jakby doskonale przemyślał każdy wyraz, który wydobył się z jego ust. Jednocześnie nie było w nim nadęcia.

Mężczyzna stał do mnie plecami, opierając się ramieniem o bar. Rozbudził moją ciekawość, lecz jedynie mogłam podziwiać tylną część jego sylwetki. Nie miał na sobie garnituru czy koszuli, jak większość mężczyzn obecnych w lokalu. Jego strój zdominowała czerń. Proste spodnie, skórzana kurtka, spod której wystawał kaptur bluzy i sportowe buty – zdecydowanie nie był to typowy strój dla takiego miejsca jak „Noire".

- Może Negroni? – zaproponował młody barman.

- Czy ja wyglądam na kogoś, kto pija te wszystkie fikuśne drinki? – Nie był niegrzeczny, lecz w jego tonie wybrzmiała nuta sarkazmu.

Z twarzy barmana zniknęło rozluźnienie. Zakłopotanie pojawiło się w jego spojrzeniu.

- W takim razie whisky?

- Co konkretnie? – dopytywał.

Starałam się nie gapić na mężczyznę, lecz tembr jego głosu niezwykle mnie intrygował. Pragnęłam dopasować doznania serwowane zmysłowi słuchu, również oczom.

- 10-letni Macallan?

- Znowu błąd.

Nie zamierzał ułatwić zadania barmanowi, który usiłował nie oceniać książki po okładce.

Zastanawiałam się, czy mężczyzna miał pojęcie, do jakiego lokalu wszedł. Nie wyglądał na bywalca miejsc, w których butelki wina zaczynają się od sześćdziesięciu dolarów. Niby wszystko w nim było w porządku, lecz skórzana kurtka, przetarte na kolanach jeansy i sportowe buty bardzo go wyróżniały.

Rysa na szkleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz