Do San Francisco dotarłam na wieczór. Miałam czasową przewagę nad Michaelem, lecz nie wiedziałam jak dużą.
Dom Nathana znajdował się na strzeżonym osiedlu, lecz dla doświadczonych ludzi, pokonanie budki z dwoma ochroniarzami nie stanowiło problemu. Była to jedna z wiktoriańskich rezydencji, którymi wypełniona była okolica. Posesje otaczały wysokie drzewa gwarantujące dyskrecje między sąsiadami.
Nie zaparkowałam pod właściwym budynkiem. Spodziewałam się, że ktoś mógł obserwować dom. Znałam osiedle, więc zatrzymałam się kawałek wcześniej. Przeszłam przez niezabudowany teren, stanowiący mały park. Wiedziałam o furtce na tyłach posesji i kluczyku, który znajdował się pod kamieniem w kształcie kwadratu.
Już w ogrodzie dostrzegłam światła w salonie.
Nadal nie mogłam uwierzyć w głupotę Victora. O ile Nathan nie miał pojęcia, kim był Michael, to mój brat powinien zdawać sobie sprawę, aby go nie lekceważyć.
Przynajmniej wszystkie drzwi były zamknięte na klucz. Dlatego podeszłam od strony salonu, gdzie przez okno dostrzegłam Victora i Nathana pochylonych nad planszą szachów. Zapukałam w okno, ściągając ich uwagę. Victor spojrzał na mnie, jakby zobaczył ducha. Zamarł w fotelu – i słusznie. Cane zachował zimną krew. Wskazał na drzwi tarasowe, które mi otworzył.
- Co tu robisz?
- Raczej, co wy tu robicie? – nie ukrywałam wściekłości. Victor powinien być co najmniej na drugim krańcu kraju, jak nie w Europie lub Azji.
Gniewnym krokiem wkroczyłam do salonu.
- Zbieraj się. Namierzyli cię – rzuciłam do brata.
- Skąd wiesz? – Otępienie minęło i w końcu zaczął wykazywać funkcje życiowe.
- To nie czas na pytania. Zbieramy się stąd.
Nie zdążyliśmy się ruszyć, ponieważ nastąpił istny chaos. Najpierw usłyszałam przeraźliwy dźwięk tłoczonego szkła. Okazało się, że niemal wszystkie okna w salonie wyleciały w powietrze. Odłamki szkła rozprysły się na wszystkie kierunki. Odwróciłam się tyłem, zakrywając rękami głowę. Stałam z dala od okien, więc szkło jedynie znalazło się przy moich stopach. Jednak nie to okazało się najgorsze. Padły strzały i chyba coś, co skojarzyło mi się z granatami hukowymi. Runęłam na fotel, przewracając się z nim na podłogę.
- Tam jest! – krzykną nieznany mi męski głos.
- Gdzie ona jest?
Tym razem doskonale rozpoznałam głos. Michael był gdzieś niedaleko, jednak przez unoszący się dym, nie widziałam dalej niż metr.
Przez hałas i zamieszenie nie potrafiłam zebrać myśli. Wiedziałam tylko, że mój plan legł w gruzach.
Próbowałam przemieścić się na czworaka między meblami. Słyszałam Nathana, który wykrzykiwał różne groźby, w których powoływał się na policję. Ktoś zawył z bólu.
Nagle zostałam szarpnięta niczym szmaciana lalka i podniesiona do pionu.
- Mam ją.
Mierzyłam się z samym Lego, który oplótł moje przedramię żelaznym uściskiem.
Dym zaczął opadać. Widziałam coraz więcej, a tym samym nasilał się mój niepokój. W ciągu kilku minut zdewastowano cały salon. Nawet cenny obraz znad kominka leżał na podłodze. Nie wspominając już o zniszczonej zabytkowej zastawie z regałów.
Mój brat i Nathan klęczeli na podłodze w towarzystwie ludzi Michaela, którzy trzymali przy ich głowach pistolety.
Gdy napotkałam brązowe oczy, wiedziałam, że zawiodłam ich właściciela.
CZYTASZ
Rysa na szkle
RomanceNa pozór idealne życie Veronici, zakłóca niebezpieczny człowiek, u którego jej brat zaciągnął dług. Żąda zwrotu przysługi, lecz wcale nie chodzi mu o pieniądze. Veronica zostaje wciągnięta w niebezpieczną grę, w której stawką jest jej życie. #1 miej...