Rozdział 19.

4.2K 176 3
                                    

Gapiłam się na swój komputer i telefon, które niepozornie leżały na stoliku kawowym. Z boku mogło to wyglądać, jakbyśmy toczyli ze sobą pojedynek. Moja ręka kilkukrotnie powędrowała w kierunku urządzeń, lecz szybko ją cofnęłam. W tle rozbrzmiewały kolejne utwory Aerosmith, więc moje ciężkie wydechy nie wybijały się na tle rockowego brzmienia.

Na czym polegał mój problem? Komputer i telefon umożliwiały mi kontakt z rzeczywistością. Tyle że ja nie byłam pewna, czy chciałam mieć z nią kontakt. Dopóki telefon i komputer pozostawały wyłączone nie przejmowałam się tym, czego chciał ode mnie świat. Moja odpowiedzialna natura przypominała mi o obowiązkach. Natomiast ta druga, która dopiero kiełkowała, sugerowała, że mogłam dać sobie jeszcze kilka dni spokoju. I to właśnie ona wygrała.

Wstałam z sofy z myślą o wymianie płyty w gramofonie – okazało się, że Michael był miłośnikiem surowego brzmienia z naciskiem na rock. Tym razem wybrałam jeden z albumów Nirvany. Z urządzenia rozbrzmiało „Smells Like Teen Spirit", chyba najbardziej znany utwór zespołu, który rozpoczynał płytę „Nevermind".

Michael wyjechał z domu na kilka godzin, więc zostałam sama. Planowałam spędzić dzień na nadrabianiu kontaktu z rzeczywistością pozostawioną w Los Angeles, jednak odwlekłam zamiary na nieustalone później. Dla zabicia czasu przespacerowałam się po domu, który nie zawierał wielu pomieszczeń. Poza dwiema sypialniami, łazienką oraz salonem połączonym z kuchnią odnalazłam również niedużą spiżarnię oraz drzwi prowadzące do garażu. Przestrzeń za nimi nie wyglądała, jakby przetrzymywano w niej jakikolwiek pojazd, choć zmieściłyby się w niej co najmniej dwa samochody. Pod ścianami rozstawiono kilka maszyn, prezentujących się skomplikowanie. Tylko po trocinach i drewnianych skrawkach wokół domyśliłam się, że służyły do obróbki drewna. Na podłużnej ladzie, spoczywała metrówka, młotek i dłuto, a na specjalnych hakach zawieszono inne narzędzia, które po raz pierwszy widziałam na oczy. W drugiej części garażu dostrzegłam szafki na wino, dwa małe stoliki kawowe czy kilka krzeseł. To co łączyło te elementy, to ręczne rzemiosło i niesamowita dbałość o szczegóły. Wszystko przypominało asortyment drogich sklepów, gdzie meble wykonywano na zamówienie, płacąc za nie wysokie kwoty.

Znalazłam się w warsztacie stolarskim – warsztacie należącym do Michaela.

Uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie go kręcącego się przy maszynach, oddanego w skupieniu rzemiośle. Był to zdecydowanie seksowny widok, szczególnie, że wyobraźnia podsuwała mi go bez koszulki.

Ostrożnie opuściłam graż, pozostawiając przestrzeń nienaruszoną.

Zabrałam się za przygotowywanie kolacji. Co najdziwniejsze, stwierdziłam, że lubiłam gotować. Cofając się wspomnieniami, przypomniałam sobie momenty, w których przyglądałam się pracy gosposi w kuchni rodzinnego domu. Nierzadko obserwowałam również kucharzy w restauracjach ojca. Fascynowało mnie, jak często przy pomocy kilku składników tworzyli kulinarne arcydzieła.

Usłyszałam trzaśnięcie frontowymi drzwiami. Kilka sekund później na moich oczach, niczym trąba powietrzna, przetoczył się Michael. Był wściekły, o czym przekonał się mały drewniany stołek. Mężczyzna kopnął mebel, gdyż ten zawadzał mu na drodze. Prawdopodobnie zapomniał o mojej obecności, ponieważ gdy nasze spojrzenia się spotkały, zatrzymał się gwałtownie. Złość momentalnie go opuściła, pozostawiając po sobie jedynie nieduży ślad.

- Cześć. – Zaczął.

- Zły dzień?

- Bywały lepsze.

Zwróciłam uwagę na dłonie mężczyzny, które pokrywały czerwone plamy. Miał na sobie biały t-shirt, na którym również dało się dostrzec kilka szkarłatnych kropli.

Rysa na szkleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz