Rozdział 4

1.8K 168 93
                                        

Lilianne

Ten Dziki Zachód to był naprawdę dobry pomysł.

Miałam ochotę się tu wyluzować, zapomnieć o obowiązkach i zabawić. A coś czułam, że będę miała z kim zaszaleć biorąc pod uwagę, że już na samym wstępie zobaczyłam jakiegoś totalnie gorącego kowboja w obcisłym, brudnym podkoszulku jakby wyjętego z erotycznych fantazji każdej szanującej się dwudziestolatki, zerkającego na mnie niemal czarnymi oczami spod szerokiego ronda kapelusza kowbojskiego.

Uśmiechnęłam się przebiegle. Tak, to miejsce zdecydowanie miało potencjał podobnie jak niejaki Tim i być może nie tylko on, kto wie kogo tu jeszcze odkryje.

Jednak ten ciemnooki, opalony kowboj zdecydowanie był na pierwszym miejscu do odhaczenia na liście. O ile nie miał żony - mimo wszystko miałam swoje zasady i nie byłam aż taką suką. Wyglądał bardzo młodo ale tu na wsi ludzie chyba wcześnie brali śluby, więc nigdy nic nie wiadomo.

- Ależ tu pięknie. Wow i ten klimat, czuję się jak w bajce! – westchnęłam rozglądając się po wielkim domu w którym pachniało drewnem i przyprawami.

- Wiem, to miejsce ma magię. Zobaczysz, kiedy ci wszystko pokażę. Będziesz zachwycona... - odparła Betty.

- Macie przepiękne konie, musisz mnie zabrać na wycieczkę!

- Jeździsz?

- Chciałabym! To moje marzenie odkąd byłam małą dziewczynką. A co to za słodziak?! – zachichotałam biorąc na ręce małego pieska merdającego szaleńczo ogonkiem, który okazał się być nowym podopiecznym mojej przyjaciółki.

Weszłyśmy na górę do pokoju, który Betty dla mnie przygotowała, a chłopcy pomagający mi z bagażami postawili je na podłodze i wyszli zostawiając nas same. Położyłam się na łóżku wciąż przytulając pieska, który wydawał się zachwycony moją uwagą.

- Wracając do koni... Wiem coś o tym, są niesamowite. Działają na mnie uspakajająco, a wędrówki na nich należą do jednych z największych przyjemności jakie może ci zaoferować nasze małe, dzikie ranczo – powiedziała poważnym tonem moja przyjaciółka, na co wybuchłam śmiechem.

- Och, doprawdy? Wydaje mi się, że jednak do największych przyjemności możemy zaliczyć zupełnie co innego... – poruszyłam sugestywnie brwiami. – Gdzie ten blondas? Chcę go zobaczyć na żywo. Jawi się jako jakaś niewyobrażalna mistyczna istota, człowiek legenda... – mówiłam z udawanym przejęciem, a Betty schowała twarz w dłoniach i zaczęła się śmiać.

- Och mistyczna istota znowu uciekła z mojego życia. Także nie wiem, kiedy będzie ci dane ujrzeć jego majestat.

- Jak to? – skrzywiłam się z zawodem.

- Powiedział, że chce przyjaźni...

- Serio? Znowu?

- Tak, ale... To skomplikowane. Uważam, że on ma rację. Powinniśmy zostać przyjaciółmi, jeśli nie chcemy się ranić i nie chcemy się stracić.

Zagwizdałam, patrząc wymownie na Betty.

- Jesteś pewna, że dasz radę? Kochasz go...

- Właśnie dlatego, kochana. Wczoraj znowu się pokłóciliśmy, próbowałam wykorzystać Tima, aby wzbudzić w Rayu zazdrość, Ray się wściekł, uderzył Tima, a ja wyszłam na skończoną idiotkę i okropną osobę – schowała twarz w dłoniach. – To musi się skończyć.

- O rany. Tim to ten seksowy gość z łopatą i rozciętą wargą jak mniemam?

Na bank chodziło o mojego kowboja. Przecież słyszałam jak Betty go przepraszała. Ten cały Ray wkurzał mnie coraz bardziej. Obijanie takiej ślicznej buźki powinno być karalne!

TearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz