Rozdział 30

941 128 17
                                    

Tim

Lot trwał kilka godzin, a ja siedziałem jak na szpilkach. Po tym co powiedziała mi Lilianne nie mogłem tak po prostu wrócić do swoich obowiązków, musiałem ją zobaczyć, porozmawiać, przytulić. Nie byłem gotowy na dziecko, to był dla mnie totalny szok, ale jednocześnie jakaś część mnie naprawdę się cieszyła. W  końcu miałem mieć dziecko z moją Lili. To było abstrakcyjne ale cudowne, i chociaż drżały mi ręce, ponad to byłem roztrzęsiony i zestresowany, to przecież doskonale wiedziałem co mam zrobić. Spełniać swoje marzenia. Być z kobietą którą kocham, wspierać ją i pomagać jej. To proste, chociaż na pewno będzie wyzwaniem. Byłem szczęśliwy, więc uśmiechnąłem się do siebie i odetchnąłem głęboko, wychodząc z samolotu z plecakiem przerzuconym przez ramie.

Czekała na mnie ze spuszczoną głową, nerwowo wyginając palce. Po chwili nasze spojrzenia się spotkały i wtedy już wiedziałem, że naprawdę dobrze zrobiłem przylatując do Nowego Jorku. Lili była zagubiona i zestresowana, a ja dobrze to rozumiałem. Miała inne plany, inne marzenia. Chciała tańczyć, studiować, rozwijać się, chciała od życia czegoś innego. Tymczasem okazało się, że nie tylko wzięła na swoje barki pięcioosobową rodzinę z trójką małych dzieci, tylko na dodatek sama jest w ciąży.

W jej pracy ciąża zdecydowanie była przeszkodą do jej dalszego wykonywania. Poczułem wielkie wyrzuty sumienia kiedy przyglądałem się jej zaczerwienionym oczom, jednak przyspieszyłem kroku aby wziąć ją w ramiona. Objęła mnie mocno ciężko wzdychając.

- Jesteś – westchnęła.

- Jasne, że jestem – odparłem przytulając ją mocniej.

- Cholera, nie tak wyobrażałam sobie nasze pierwsze spotkanie i twoją pierwsza wizytę tutaj… - wyszeptała odsuwając się ode mnie.

- Zazwyczaj życie pisze nam inne scenariusze niż byśmy się spodziewali…

- O tak – pokiwała głową nie patrząc mi w oczy.

Przeczesałem palcami włosy czując się nieswojo.

- Przepraszam Lili…. – powiedziałem na co zmarszczyła brwi

- To tylko moja wina.

Skrzywiłem się na jej słowa.

- Chyba jednak dość czynnie w tym uczestniczyłem.

- Ale to ja miałam się zabezpieczać…

- Proszę cię… Nie mogę tego słuchać, poważnie…

- Przykro mi – spuściła wzrok.

- Nie o to chodzi. Czasami antykoncepcja zawodzi, dorośli ludzie uprawiający seks muszą liczyć się z ewentualnymi konsekwencjami. Żadna metoda nie daje stu procent pewności. Stało się, wzajemne obwinianie się i przepraszanie jest niedorzeczne i do niczego nas nie zaprowadzi – powiedziałam, żałując że nasza rozmowa zaczyna wyglądać  w ten sposób.

- Masz racje – Lili złapała mnie za rękę, więc nieco mi ulżyło -  Mogę cię wziąć teraz do domu? – spytała.

- Na to liczę – uśmiechnąłem się czując jak zaczynam się stresować. Liczyłem też na to, że tak brutalne zderzenie się z rzeczywistością po kilku wspólnych miesiącach i naszej wakacyjnej miłości na moim odludziu nie zabije naszego uczucia. To co do niej czułem było niezniszczalne, ale to musiało działać w dwie strony aby miało sens. Martwiłem się że coś co paradoksalnie powinno scementować nasz związek może go zniszczyć. Ze to zbyt wiele i zbyt szybko. Jeszcze kilka miesięcy temu była wolną i beztroską dziewiętnastolatką. A później poznała mnie. Faceta który zwalił jej na głowę całą odpowiedzialność tego świata i ciąże. Brawo ja.

TearsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz