Lilianne
Kolejne dni były dość trudne, ponieważ Denny i Briee się rozchorowali. Tim musiał dużo pracować – mieli wielkie zlecenie, a Tim nadzorował niemal cały proces, więc miał mnóstwo obowiązków. Ja natomiast próbowałam nie zwariować ze stresu, opiekując się chorymi dzieciakami. Najgorzej było z Dennym, bardzo gorączkował. Byliśmy zmuszeni pojechać z nim na pogotowie, kiedy temperatura sięgała powyżej 40 stopni.
Martwiliśmy się, ale na szczęście było to zwykłe przeziębienie, które Denny przechodził wyjątkowo ciężko. Cały czas byłam przy nim, a on wtulał się we mnie i patrzył na mnie swoimi wielkimi, czekoladowymi oczami tak podobnymi do oczu jego brata. Byłam bez szans. Usypiałam z nim w fotelu lub na kanapie, opiekując się tym maleństwem z największą możliwą troską. Kochałam to dziecko. Kochałam całe rodzeństwo Tima, ale Denny był dla mnie... Nie potrafiłam tego opisać słowami. Wzięłam na siebie odpowiedzialność za to maleństwo, czuwałam nad nim gdy był chory, uczyłam go mówić i troszczyłam się o niego... Był jakby mój. Dostawałam białej gorączki na myśl o tym co się będzie z nim działo kiedy wyjadę.
Oczywiście Tim był cudowny, ale musiał ciężko pracować.
Jak Denny odnajdzie się w żłóbku? Co zrobi Timmy, kiedy mały będzie chory? Co z pozostałymi dzieciakami? Briee wciąż była malutka i też tak bardzo się zżyłyśmy... Takie myśli nachodziły mnie coraz częściej, również teraz kiedy siedziałam na bujanym fotelu, a śpiący Denny wtulał się w moje piersi.
- Hej słonko – usłyszałam głos Tima i położyłam palec na wargach, żeby dać mu znać że mały śpi. – Widzę. Zasnął... - odparł i podszedł do mnie – Musisz się przespać... Denny jest już prawie zdrowy, może spać sam w łóżeczku – wyszeptał kucając koło mojego fotela. Pokiwałam głową ale spojrzałam z troską na śpiącego malucha. – Spokojnie, kochanie. Nic mu nie będzie...
- A jak się obudzi...?
- To ja się nim zajmę.
- Ale ty wstajesz jutro do pracy...
- Proszę, Lili – powiedział spokojnym ale stanowczym głosem.
Przytaknęłam, wstałam powoli z fotela i zaniosłam Dennego do łóżeczka. Odetchnęłam głęboko, kiedy zobaczyłam, że wtulił się w poduszkę i smacznie spał. Schowałam twarz w dłoniach, a Tim przytulił mnie, więc zachłannie wbiłam się w jego silne ramiona. Poczułam zapach świeżego prania i delikatnej wody po goleniu, więc westchnęłam na to cudowne uczucie. Boże, jego ramiona miały magiczne właściwości.
- Jesteś cudowna, wiesz? – wyszeptał w moje ucho, a ja stanęłam na palcach i dałam mu buziaka w policzek – Nie wiem co bym bez ciebie zrobił... - odparł, więc znowu go pocałowałam, tym razem bliżej ust.
Przez ostatnie dni mało się całowaliśmy. Byliśmy zbyt zajęci pracą i opieką nad dziećmi, a szczególnie złym samopoczuciem Briee i chorobą Dennego, która była dla mnie bardzo stresująca i wyczerpująca. Martwiłam się jak cholera. Całe szczęście, że mały był już niemal zdrowy.
Tim wziął moją twarz w swoje dłonie i wpił się w moje usta, całując mnie głęboko. Westchnęłam przywierając mocniej do jego ramion.
Kocham cię, kocham cię, kocham cię... Chciałam to powiedzieć na głos. Zamiast tego przerwałam nasz pocałunek, muskając ustami jego szczękę i szyję, po czym podniosłam do góry ręce i przeciągnęłam się wzdychając z ulgą.
- Idę pod prysznic – wyszłam z pokoju Dennego, kierując się do łazienki. Dziewczynki spały u siebie, a Tim ruszył do naszego pokoju.
- Okej, ale później przyjdź się położyć. Nie musisz czuwać przy Dennym, rozumiemy się? Czekam na ciebie... – mrugnął do mnie, a ja posłałam mu wyczerpany uśmiech, po czym wzięłam długi, gorący prysznic.

CZYTASZ
Tears
Romance18+❤ ZAKOŃCZONA ❤ W trakcie korekty Lilienne od zawsze była zimna, nieczuła i pozbawiona wrażliwości - szczególnie w kwestii mężczyzn. Seks był dla niej rozrywką, złamane męskie serca - utrapieniem, romantyzm - żenującą bzdurą, a miłość wyświechtany...